samej. Musisz. To wyniszczająca kampania bez końca, a gdzie spełnienie, gdzie poczucie posiadania? Skoro ją bierzesz, to czemu nie możesz je) mieć? Nie dostajesz tego, czego chcesz, nawet kiedy dostajesz to, czego chcesz. Nie ma w tym spokoju i być nie może - winien jest wiek I nieunikniona waga sprawy. Różnica wieku powoduje, że doznaję przyjemności, ale ani na chwilę nie tracę pragnienia. Czy nigdy przedtem mi się to nie zdarzyło? Nie. Nigdy przedtem nie miałem sześćdziesięciu dwóch lat. Nie jestem już w tej fazie żyda, kiedy wydaje mi się, że mogę zrobić wszystko. A jednak pamiętam dokładnie, jak to jest. Widzisz piękną kobietę. Spostrzegasz ją z daleka. Podchodzisz, pytasz: „Kim pani jest?” Idziecie na kolację. I tak dalej. Tak wygląda ta faza - faza beztroska. Wsiadasz do autobusu. A tam stworzenie tak olśniewające, że nikt nie śmie obok niego usiąść. Miejsce obok najpiękniejszej dziewczyny na święcie - to miejsce jest wolne. Więc je zajmujesz. Ale teraz to nie wtedy; teraz już nigdy nie będzie chłodnej nonszalancji, nigdy nie będzie spokoju. Gnębiło mnie, że ona chodzi po świecie w tej bluzce. Wystarczy zdjąć z niej żakiet i zostaje bluzka. Wystarczy zdjąć tę bluzkę i zostaje doskonałość. Jakiś młody facet znajdzie ją i zabierze. I to ode mnie - ode mnie, który rozpaliłem jej zmysły, który nadałem jej obecny status, który byłem katalizatorem jej emancypacji, który ją dla niego przygotowałem.
Skąd wiem, że jakiś młody facet ją zabierze? Bo sam bym to zrobił, gdybym był młodym facetem.
Za młodu byłem odporniejszy. Inni wcześniej ulegali zazdrości, a ja długo potrafiłem się przed nią chronić. Dawałem kobietom swobodę, pewien, że i tak wygram swoją przewagą seksualną. Bo zazdrość to, wiadomo, pułapka, w której tkwi kontrakt małżeński. Mężczyzna reaguje na zazdrość typowo: „Nikt inny nie będzie jej miał. Tylko ja. Ożenię się z nią. Tak ją usidlę. Konwencją". Małżeństwo leczy z zazdrości. Dlatego tak wielu mężczyzn się do niego ucieka. Nie są pewni partnerki, więc skłaniają ją do podpisania kontraktu: „Ślubuję uroczyście...*, i tak dalej.
A jak ja usidlę Consuelę? To myśl śmiertelnie upokarzająca, ale realna. Z całą pewnością nie zatrzymam jej przy sobie obietnicą małżeństwa - ale czym w takim razie może mężczyzna w moim wieku zatrzymać młodą kobietę? Co mam jej w zamian do zaoferowania w tym mlekiem i miodem płynącym świecie wolnorynkowego seksu? I tu właśnie zaczyna się pornografia. Pornografia zazdrości. Pornografia samozniszczenia. Jestem olśniony, jestem zauroczony - ale zauroczony poza kadrem akcji. Co stawia mnie na zewnątrz? Wiek. Otwarta rana wieku. Pornografia w swojej klasycznej formie rajcuje przez pięć do dziesięciu minut, po czym przeradza się w swoistą farsę. Ale w tej mojej pornografii obrazy są nieznośnie bolesne. Zwyczajna pornografia działa na zazdrość estetyzująco. Oddala udrękę. Zaraz - czemu właściwie „estetyzująco*? Dlaczego nie „anestetyzująco”? Zgódźmy się, że i tak, i tak. To forma przedstawienia - zwyczajna pornografia. Upadła forma sztuki. To już nie tylko iluzja, to jawny fałsz. Pożądasz dziewczyny z filmu, ale nie zazdrościsz facetowi, który ją bzyka, bo staje się on namiastką ciebie. Nie do wiary, ale na tym właśnie polega potęga wszelkiej sztuki upadłej. Ten facet jest twoim zastępcą, na twoich usługach - dzięki temu żądło zazdrości przekształca się w przyjemność. Ponieważ ty sam jesteś niewidzialnym wspólnikiem obserwowanego aktu, zwyczajna pornografia oddala udrękę - podczas gdy moja pornografia ją konserwuje. W mojej pornografii dochodzi do utożsamienia nie z osobą zaspokojona, która dostała swoje, lecz z osobą, która nie dostaje, która traci, która już straciła.
39