czterdzieści — wizerunek ten powstawał: „Był malowany na raty, kawałkami, bez jednolitego planu i bez lustra. W ciągu tylu lat twarz autora musiała ulec niejednej zmianie. Osobliwością tego «autoportretu» jest właśnie to, iż ukazuje on kolejne zmiany na twarzy portretowanego. Ale i ten proces nie był zamierzony. A może powinno się tu mówić nie o jednej, ale o wielu twarzach?”
Każde ze słów wyżej przytoczonych dałoby się odnieść do wyboru liryków, jaki skomponował Wittlin, na wzór autoportretu tworząc autoantologię, gdzie odzwierciedla się z niezmiernie bogatą i złożoną gamą niuansów nie tylko osobowość poety, lecz i człowieka, co posługiwał się wierszem, żeby z maksymalną rzetelnością wyrazić i swój habitus moralno-psychiczny, i czasy, w których przyszło mu żyć i działać. W treściach swojej liryki Wittlin ukazał pełnego człowieka-poetę, osiągając tym samym coś więcej niż cel, jaki wytyczył sobie, umieściwszy na początku autoanlologii słowa Baudelaire'a: „...a Ty, Panie mój Boże, udziel mi łaski napisania kilku pięknych wierszy, które dowiodą mi, że nie jestem ostatnim z ludzi, że nie jestem gorszy od tych, którymi gardzę.” Epigraf ten może zdziwić, jeśli zważymy, jak odmienny był kunszt poetycki Wittlina, przejawiający się frazą swobodną i często nawet pełną tak charakterystycznych tu rozluźnień, utajonych wielokropków i pauz (jedna z cech, dzięki którym wyłowimy ją zawsze spośród tysiąca innych), od „jubilerskiego", nie wyłamującego się prawie nigdy z reguł i rygorów klasycznej wersyfikacji kunsztu Parnasisty: rzecz w tym, iż obaj byli poetami postaw moralnych, poetami „obnażeń serca”. Mon coeur mis a nu, sam ów tytuł wynurzeń Baudelaire’a mógłby całej liryce Wittlina służyć za drugą dewizę. Ale zaznaczyć
It/.rbu, iż ta szczerość, ta — by tak rzec — nagość mówienia o sobie, nie ma nic wspólnego z uprzykrzonym I często maskującym pustkę ekshibicjonizmem literatury, która mieni się nowoczesną. Prawdziwy poeta umie z otwartością mówić o sobie, nie łamiąc ani żarnu/ dyskrecji, ani praw dyscypliny wewnętrznej. Poeta czy prozator pozbawiony tych cnót uzewnętrznia się lyliio na pozór, w istocie zaś interesując się jedynie sobą, tym samym paraliżuje dialog. Wittlin był przede wszystkim poetą dialogu — jest raczej, śmierć bowiem nic zabiła jego dyskursu na temat dramatycznych odmian ludzkiej doli. A chociaż Wittlin v/ątpi o jednolitości Iragmentów komponujących się w jego autoport-ret, sceptycyzmowi temu przeczą zarówno poszczególne części, jak całość wyboru. Zwraca on uwagę logiką I zwartością swej struktury, chociaż nie można tutaj mówić o jakiejś surowej selekcji, w skład P o ezy j bowiem wszedł cały niemal dorobek liryczny autora.
Wittlin, głęboko uczulony na ważkość słowa poetyckiego, rzadko ogłaszał swoje wiersze, nie tylko dlatego jednak prawie każdy z nich był wydarzeniem i trwale zapisywał się w pamięci. O walorze ich stanowiła harmonia niemal idealna między nurtem intelektualnym i emocjonalnym, nie spotykało się tu nigdy słów zbędnych i uczuć zmyślonych, sztucznych konstrukcji, które w pierwszej chwili mogą nawet zachwycać, ale wkrótce rozsypują się jak domki z kart.
Swoje Poezje podzielił Wittlin na trzy części: pierwsza to wybór z Hymnów, druga — z wierszy przygodnych, ostatnia, nosząc tytuł Esencje, jest najkrótsza i świadczy samą svsoją nazwą, że poeta uznał kilka tych utworów za syntezę czy summę swoich doświadczeń artifexa i zwykłego człowieka, zawsze u niego nierozłącznych.
7