„Nadzorowanie" prowadzonych na uniwersytetach badań przez firmy farmaceutyczne, które je finansują, nie jest czymś niezwykłym. Daje im to możliwość decydowania, co zostanie opublikowane.
W roku 1978 w raporcie Kongresowego Biura Oceny Technologii USA (US Congressional Office of Technology Assessment) znalazło się stwierdzenie: „Na solidnych danych naukowych opiera się nie więcej niż piętnaście procent medycznych interwencji”. Do tego samego wniosku 13 lat później, w roku 1991, doszedł Richard Smith, redaktor prestiżowego brytyjskiego magazynu British Medical Journal, (BMJ, 303), stwierdzając, że „zaledwie 1 procent artykułów publikowanych w medycznych magazynach to solidne naukowo prace, częściowo dlatego, że wiele metod leczenia nie zostało w ogóle ocenionych”. Z kolei dr David Grimes podał w roku 1993 w amerykańskim magazynie Journal ofthe American Medical Association {JAMA, 269 [23]), że „wiele, jeśli nie większość, współczesnych praktyk medycznych cierpi na brak naukowych podstaw”. Houston, mamy problem!2
Jest oczywiste, że naukowe metody wymagają sprawdzenia wszelkich roszczeń lub nowych odkryć poprzez badania kliniczne. Badania losowe na ślepo, kontrolowane placebo to prawdziwie naukowy warsztat współczesnej medycyny. Niestety, naukowcy i ich sponsorzy nie zawsze skrupulatnie i uczciwie stosują tę sprawdzoną metodologię. Wskazują na to chociażby liczne przeciwstawne wyniki podawane przez różne laboratoria lub zespoły naukowców badające to samo zagadnienie. Co takiego powoduje tak duże rozbieżności w wynikach?
Skąd mamy wiedzieć, gdzie jest prawda? Co więcej, w wielu, zbyt wielu, przypadkach prowadzone są krótkotrwałe i niepełne badania, które są wykorzystywane w charakterze głównych lub wyłącznych podstaw w tworzeniu protokołów terapii klinicznych. Ta tendencja do chodzenia na skróty podczas tworzenia nowych leków i procedur przed ich wpuszczeniem na rynek doprowadziła do przyjęcia wielu wątpliwej jakości terapii, które później wycofano ze szpitali ze względu na niekorzystne, a czasami wręcz fatalne w skutkach, efekty uboczne.
Ten problem łatwo również prześledzić w przypadku konfliktu interesów, który dotyczy zazwyczaj zależności między naukowcami z uniwersytetów i sponsorami finansującymi ich badania. Kwota pieniędzy wydanych przez przemysł na badania medyczne i rozwój wyniosła w roku 2000 blisko 60 miliardów dolarów, czyli 60 procent całości pieniędzy wydanych na ten cel, co znacznie przekracza to, co wydał rząd federalny (25 miliardów dolarów). Dziś około 70 procent wszystkich funduszy przeznaczonych na kliniczne próby leków pochodzi z przemysłu farmaceutycznego. Proszę pamiętać, że ci fundatorzy to ludzie, których produkty mają być rzekomo obiektywnie i naukowo testowane!
„Nadzorowanie” prowadzonych na uniwersytetach badań przez firmy farmaceutyczne, które je finansują, nie jest czymś niezwykłym. Daje im to możliwość decydowania, co zostanie opublikowane. Rezerwują sobie przywilej pisania podsumowań artykułów, których autorami nie są naukowcy, którzy prowadzili badania. W rzeczywistości w przypadku niektórych publikacji główny badacz nie ma nic wspólnego z badaniami, z wyjątkiem nazwiska, którym je firmuje, oczywiście, za odpowiednią opłatą.
W styczniu 2007 roku naukowcy z Harvardu opublikowali artykuł w prestiżowym magazynie internetowym PLoS
Medicine wydawanym przez Publiczną Bibliotekę Naukową (Public Library of Science), w którym analizują wpływ sponsorów badań, na ich wynik. Dokonali przeglądu 111 badań, z których część była opłacona przez niezależne grupy, a reszta przez przemysł. Oto jego wyniki:
• Badania fundowane przez przemysł były od 4 do 8 razy bardziej skłonne faworyzować interes przemysłu;
• Wyniki 38 procent niezależnie finansowanych badań były niezgodne z interesem fundatora.
Zastanówmy się ponadto nad artykułem opublikowanym 20 stycznia 2007 roku w magazynie British Medical Journal zatytułowanym „What Have We Learnt from Vioxx?” („Czego nauczył nas Vioxx?”)/ Główny autor artykułu, Harlan M. Krumholz, czyli Harold H. Hines jr, profesor medycyny na Uniwersytecie Yale, utrzymuje, że firma farmaceutyczna Merck nie tylko zaciemniła krytyczne wypowiedzi na temat toksyczności tego leku, ale zaprezentowała również tendencyjny obraz badań i do napisania artykułu w czyimś imieniu wykorzystała inne osoby. Dalej pisze, że „jej [firmy Merck] zachowanie przypuszczalnie nie odbiega od zachowań innych firm należących do przemysłu farmaceutycznego lub biotechnologicznego”. Jak pewnie niektórzy pamiętają, w roku 2004 Vioxx został wycofany z rynku, kie-dy po głośnym procesie i oburzeniu mediów okazało się, że ten stosowany na całym świecie lek przeciwbólowy ma związek z udarami mózgu oraz tysiącami zawałów serca i spowodowanych przez nie zgonów.
Istnieją dziesiątki innych równie rażących przykładów. Na przykład w roku 2001 firma farmaceutyczna TAP Pharmaceuticals przyznała się do winy i zgodziła się wypłacić 875 milionów dolarów jako zadośćuczynienie z tytułu oskarżenia o przestępstwa kryminalne i cywilne określone w ustawie o fałszywych twierdzeniach (False Claims Act).4 Firmę obwiniono o oszukańcze reklamowanie Lupronu, leku używanego w leczeniu raka.
W celu uzmysłowienia sobie skali tego procederu, zestawmy to z faktami na temat używania witaminy D jako środka powstrzymującego raka. Prawie 90 badań naukowych przeprowadzonych na przestrzeni wielu dziesięcioleci wykazało, że witamina D jest chroniącym przed rakiem czynnikiem powstającym w następstwie bezpośredniego kontaktu ze światłem słonecznym i zmniejszającym ryzyko zachorowania na raka o około 50 procent. Ściśle kontrolowane badanie w sprawie wpływu dziennej dawki witaminy D w wysokości 1000 IU (International Unit - Jednostka Międzynarodowa) na częstość występowania raka, którego wyniki opublikowano w roku 2007, wykazało po czterech latach, że ryzyko wystąpienia raka było o 60 procent mniejsze niż w grupie z placebo i o 77 procent mniejsze po skorygowaniu wyników o uczestników badania, którzy mieli raka przed jego rozpoczęciem. Inne badania wykazały równie istotne związki witaminy D ze zmniejszeniem przypadków cukrzycy, liczby zachorowań osób w podeszłym wieku, liczby przypadków stwardnienia rozsianego (MS) oraz innych chorób. A jak to jest w przypadku prostej metody fotonowej stymulacji, jak dużo słyszeliście o tej zdumiewającej naukowej metodzie?
Jeszcze kilka istotnych uwag... Losowe, podwójne ślepe, kontrolowane za pomocą placebo testy nie są jedynym spo-
NEXUS • 21
MARZEC-KWIECIEŃ 2010