nnść lub nagłość apelują dn jego rozumu i zarazem odbierają iiiii simlki, jakimi mógłby |i* opanować. Istota bc/ro/uinna. istota nie mająca ducha nie mogłaby zatem sposlr/cc swego nieprzystosowania do takiej sytuacji. Jedynie istota duchowa może odpowiednio zareagować na takie nieporozumienie, a to w tym przypadku znaczy: zareagować zerwaniem związku między sobą a swym ciałem.
Śmiech i płacz są nieopanowanymi i nieartykułowanymi odpowiedziami na sytuacje, które uniemożliwiają odpowiedzi opanowane, oparte na uporządkowanej relacji osób do swych ciał i ją potwierdzające, a zarazem zmuszają osobę do odpowiedzi. Ujmując rzecz w formułę — są one mającymi pewien sens nieudanymi reakcjami, polegającymi na zerwaniu związku między człowiekiem a jego ciałem. Zachowywanie dystansu przez ludzką osobę ujawnia się jako zerwanie, gdy tracimy samokontrolę. Zamiast odpowiedzi artykułowanych, pochodzących od osoby, pojawia się fizyczny automatyzm. Istota bez dystansu, bez „eksccntrum”, nic może obiektywizować, pojmować, nic wic. co to sens, a co nonsens, i dlatego nie potrafi ani się śmiać, ani płakać. Nic może też stoczyć się „poniżej swego poziomu”, gdyż nigdy nic jest „powyżej swego poziomu”. Tylko ten, kto potrafi panować nad sobą. może stracić panowanie. W utracie panowania nad sobą objawia się zachowywanie dystansu, duchowość. Wybuchowy, katastrofalny wyraz utraty panowania pociąga za sobą również mimikę, ale nic zostawia osobie możliwości wykonania wyrażającego coś gestu. Jest to katastrofalny koniec wszelkiej mimiki, a dzięki temu zarazem świadectwo ludzkiego dystansu i wyłączny przywilej człowieka. Natomiast w uśmiechu człowiek zachowuje swój dystans w stosunku do siebie i świata — i grając nim potrafi go ukazać. Śmiejąc się lub płacząc człowiek jest ofiarą swej duchowości, uśmiechając się — daje jej wyraz.
W swojej pouczającej polemice z interpretacjami mechanizmu śmiechu, zaproponowanymi przez Duchcnnesa, Spencera i Dumasa, Buytendijk, choć trzyma się rozpowszechnionego poglądu, że uśmiech jest tylko wstępem do śmiechu, wyrazem radości . dochodzi do c.łii<./n**ffo [ir/' Winiifiin /*• |n>< uśmiechu polega na napięciu pewnej gmpy mięsni, klóie |e.si przeżywane jako odprężenie. aktywne /achowywanic spokoju. Owo aktywne zachowywanie spokoju stanowi zarazem warunek wstępny rozwoju życia wewnętrznego, mogącego wyrażać się w ekspresjach, a więc także pojawienia się uśmiechu jako prawdziwego ruchu ekspresyjnego. W ten sposób w języku fizjologii zostało wyrażone to. co my nazwaliśmy dystansem ekspresji zachowywanym w stosunku do ekspresji. Niewątpliwie przedstawiony przez Buytcndijka opis genezy uśmiechu zawiera coś z prawdy. Przedstawia on ją jako rozwój prostej reakcji — na pasywnie przeżywane ambiwalentne nc/ncie przyjemności. łaskotanie — w aktywny uśmiech, w poszukiwanie ekspansywnego uczucia; my mówimy o odprężeniu. Uśmiech staje się więc wyrazem antycypacji i zarazem reakcją na zmysłowo określone doznanie, sensoryczne zakłopotanie. Jednakże wydaje mi się, że geneza uśmiechu jako wyrazu jest w tej interpretacji zbyt mocno związana ze zmysłowym stadium początkowym i żc w zbyt małym stopniu uwzględnia jego zdolność do wyzwolenia się z tego stadium. Nawet jeśli pierwszy uśmiech małego dziecka jest reakcją na łaskoczące bodźce, jego dalszy rozwój jako wyrazu odprężenia nic musi być związany z zakłopotaniem i ze strukturalnie spokrewnionymi ..radościami” ani się do nich odnosić. Widzimy więc. żc również psychologii rozwojowej, badającej ten fenomen, przeszkadza jednostronne ujęcie uśmiechu jako wstępu do śmiechu i jako wyrazu radości. Zarówno więc w analizie genezy śmiechu i płaczu. jak i w analizie genezy uśmiechu obowiązuje ta sama reguła metodologiczna, mianowicie najpierw należy zrozumieć ekspresję całkowicie rozwiniętą w jej pełnym sensie, jeśli chce się prawidłowo ocenić jej formy zalążkowe.
Tylko wówczas uniknie się lak niebezpieczeństwa przeceniania. jak i niedoceniania danej ekspresji. Niewyraźne reakcje dziecka można dopiero wtedy uczynić przedmiotem badań, gdy
1 Frederik J. J. Buyicndijk. Alg. Thcorie der menschclijkc houding en bcwe-vng. Utrecht—Antwcrpcn I94X. s. 347—348.
205