126 Druidzi
Podczas wykopalisk prowadzonych w Gournay-sur-Arnode we Francji odnaleziono około 80 poćwiartowanych szkieletów. Nie stwierdzono na nich jednak śladów gwałtownej śmierci, a Brunaux sugeruje, że chodziło o pogrzebowy zwyczaj dzielenia ciała po śmierci naturalnej. Podobnie wykopaliska w Ribemont-sur-Ancre (w 1982 roku) odsłoniły starannie ułożone kości pochodzące z 200 szkieletów. Zarówno te odkrycia, jak i znaleziska w Mirebeau i Saint-Maur wskazują na istnienie celtyckich cmentarzysk, ale nic nie mówią o składaniu ofiar.
W ostatnim czasie pojawiły się opinie, że archeologia dostarczyła wreszcie dowody na dokonywanie ofiar. Chodzi o odkrycie tak zwanego Człowieka z Lindów. W piątek pierwszego sierpnia 1984 roku robotnicy zatrudnieni przy wycinaniu torfu na mokradłach Lindów, niedaleko Wilmslow na południowych przedmieściach Manchesteru, znaleźli dobrze zachowaną ludzką nogę. Wezwano policję i podjęto dalsze poszukiwania, w wyniku których odnaleziono głowę i tułów. Specjalistyczne badania wykazały, że ciało pochodzi z drugiej połowy pierwszego wieku n.e. Sprawą zainteresowało się British Museum; w 1986 r. ukazało się wstępne opracowanie pt. The Body in the Bog (Ciało z bagien). W roku 1989 dwoje specjalistów, celtolog Annę Ross i Don Robins z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Londyńskiego, opublikowało książkę The Life and Death of a Druid Prince (Życie i śmierć księcia-druida).
Najpierw podajmy fakty: zmarły był mężczyzną w wieku ok. 25-30 lat, dość dobrego zdrowia, poza łagodnym zapaleniem kości i stawów. Na ramieniu nosił amulet z lisiego futra. Jego czaszka była pęknięta, a szczęka złamana. Kręgi szyjne uległy przemieszczeniu, jak przy powieszeniu. Na ciele odnaleziono rany. Sekcja wykazała, że uderzono go dwukrotnie od tyłu jakimś narzędziem, na przykład siekierą, co prawdopodobnie pozbawiło go przytomności. Uduszono go sznurem splecionym ze zwierzęcych ścięgien, który przeciął skórę. Równocześnie ostrym ostrzem przecięto mu żyłę szyjną. Później wrzucono do bagniska.
Tak przedstawiają się fakty, a co skłoniło Annę Ross i Dona Robinsa do uznania zmarłego za rytualną ofiarę? Na jakiej podstawie stwierdzili, że był on „księciem-druidem”? Dalsze przypuszczenia stają się coraz bardziej spekulatyw-ne: amulet z lisiego futra zasugerował autorom, że mężczyzna miał na imię Lovernios, czyli „lis”, od galijskiego słowa lovernios, pokrewnego walijskiemu llwynog, bretońskiemu louarn i kórnickiemu lowarn.
Skąd się biorą te wszystkie przypuszczenia? Podstawą stały się źródła rzymskie mówiące o składaniu ofiar. Jak twierdzą autorzy:
Skłonność Celtów do składania ofiar z ludzi zaszokowała nawet Rzymian, przyzwyczajonych do okrucieństw i przelewania krwi w amfiteatrach. Poddawanie się wrogom nie mieściło się w celtyckim obyczaju wojennym. Jak wiemy od Juliusza Cezara, jeńców zazwyczaj składano bogom w ofierze. Cezar opisuje, jak palono jeńców w wielkich wiklinowych klatkach...
Cezar, z całym należnym mu szacunkiem, w ogóle nie wspomina o paleniu jeńców w klatkach. Mówiąc o ofiarach stwierdza, że przede wszystkim wybierano przestępców. Wzmianka, że Celtowie nie brali jeńców, obecna w innych źródłach antycznych, mogła służyć za ostrzeżenie dla rzymskich żołnierzy, by nie myśleli o poddawaniu się, lecz walczyli z całym poświęceniem. Ale to wszystko są jedynie domniemania. A doniesienie o płonącym wiklinowym człowieku, jak już powiedziano, pochodzi nie od Cezara, lecz jest echem pomysłów Posejdoniosa.
Ross i Robins odwołują się do tradycji znanych ze Szkocji:
To ze Szkocji pochodzą najwyraźniejsze ślady składania ofiar, związanych ze świętem Beltain. Potwierdzenie można znaleźć też w walijskich opowieściach ludowych, a więcej niż sugestię w opowieściach z Irlandii. Za każdym razem ofiarę wskazywano przypalonym kawałkiem podpłomyka.
Mamy tu do czynienia z naciąganiem dowodów do wcześniej postawionej tezy. Wprowadzenie przypalonego podpłomyka ma wzmocnić argumentację, ponieważ w żołądku człowieka z Lindów znaleziono właśnie ślady przypalonego podpłomyka. Autorzy w żadnym miejscu nie powołują się na dokładne źródła swoich twierdzeń. Równie zaskakujący jest następny fragment:
Celtowie byli zwolennikami kary śmierci, ale uczynili z niej akt o charakterze religijnym, przemieniając egzekucję w złożenie ofiary. (...) Jeńców przyrzekano bogom jeszcze przed bitwą i dlatego nie można było później ich sprzedać ani wymienić. Musieli stanowić ofiarę. Składano w ofierze ludzi, by przebłagać bogów i uchronić się od zarazy i utraty plonów.
Najprawdopodobniej autorzy przedstawili tu własną, wydumaną interpretację słów Cezara o składaniu w Galii ofiar z przestępców, akceptując bez zastrzeżeń autorytet rzymskiego wodza.
Wbrew powyższym twierdzeniom celtyckie systemy prawne były przeciwne karze śmierci i niewolnictwu w formie praktykowanej w Grecji i Rzymie. Ponownie możemy zapytać, na jakiej podstawie, oprócz propagandowej uwagi Cezara, autorzy twierdzą, że Celtowie byli zwolennikami kary śmierci? Laurence Ginnell w studium poświęconym prawom Brehon (The Brehon Laws, 1894) dochodzi do przeciwnych wniosków:
Istnieją różnego rodzaju dowody na to, że w Irlandii opowiadano się przeciw karze śmierci; z pewnością nie wyrażano zgody na branie prawa we własne ręce nie czekając na decyzję sądu.
Nie znaczy to, że kara śmierci w ogóle nie istniała. Komentarz w księdze praw Senchus Mór mówi: „Dziś nikogo nie skazuje się na śmierć za popełnione zbrodnie pod warunkiem, że poniesie karę eric [opłaty kompensacyjnej]”. Według P. W. Joyce’a „pomysł karania śmiercią zbrodni, nawet morderstwa, nigdy nie cieszył się poparciem w Irlandii”. Edmund Spenser i sir John Davies, a także inni szesnastowieczni osadnicy angielscy w Irlandii, komentując zwyczaj