Paznokieć na ząb / 02 styczeń 2008
Patrycja Kozera
"Nie obgryzaj paznokci!" - powtarzano ci do znudzenia w dzieciństwie. I co? Nie jesteś już dzieckiem, a twoje paznokcie wciąż wyglądają tak, że wstydzisz się podać rękę na powitanie. Są zmasakrowane! Bo ty po prostu nie możesz przestać ich gryźć...
Brigitte Mutz i Diana Sturmer, które badały zależność między poziomem stresu a obgryzaniem paznokci, twierdzą, że onychofagia, bo tak, z greckiego: onycho - paznokieć, phagia - jeść, nazywa się nawykowe obgryzanie paznokci, częściej występuje u dzieci oraz młodzieży (nawet 45 procent młodych ludzi). Z czasem dla większości z nich obgryzanie przestaje być problemem. Dla większości, bo około 15 proc. dorosłych nie może zwalczyć tego nawyku. Pół biedy, gdy paznokcie czy skórki skubią zębami sporadycznie, w stanie silnego wzburzenia emocjonalnego. W takich przypadkach mówimy o „łagodnej onychofagii” (mild onychophagia). Gorzej, jeśli obgryzanie i kaleczenie dłoni jest jedynym sposobem radzenia sobie z nerwami, gdy tylko obgryzanie daje „obgryzaczowi” chwilę ukojenia. Wtedy mamy do czynienia z „niebezpieczną onychofagią” (severe onychophagia). Jest ona formą autoagresji i samookaleczania.
Okropna przyjemność
„Obgryzam paznokcie od 8 lat - pisze na forum internetowym poświęconym onychofagii 16-letnia Anna. - I nie tylko paznokcie, bo i skórki wokół nich. Wiem, że moje ręce wyglądają okropnie, ale nie mogę przestać. Chciałabym mieć piękne paznokcie, ale po prostu nie mogę przestać obgryzać.”
„Obdzieram skórki non stop. Gdy z kimś rozmawiam, gdy oglądam telewizję... Praktycznie zawsze. Sprawia mi to przyjemność. Tyle, że później muszę oglądać tę ruinę. To powoduje złe samopoczucie... więc znów obgryzam - opowiada w innym miejscu Agnieszka. - Mój znajomy obgryza nałogowo skórki. Pewnego razu obgryzł sobie ręce do krwi. Oczywiście to zaniedbał. Po pewnym czasie zorientował się, że jego palec jest o wiele grubszy i przy każdym dotyku boli. Okazało się, że ma ropę pod i wkoło paznokcia. Nie dało się tego znieczulić i miał paznokcia zrywanego «na żywo». Raczej nieprzyjemnie to wygląda, a i boli niesamowicie. Nikomu nie radzę sprawdzać tego na własnej skórze.”
Szacuje się, że pod ludzkimi paznokciami występuje więcej bakterii niż na sedesie. Patrząc z tej perspektywy, wkładanie palców do ust śmiało można porównywać z lizaniem muszli klozetowej. Obgryzanie paznokci musi zatem skutkować narażaniem się na wiele chorób. Efektem tego nawyku mogą być infekcje bakteryjne i grzybicze, zakażenia dróg pokarmowych, a nawet zatrucia ołowiem. Wkładanie rąk do ust zwiększa ryzyko zarażenia się owsikami, glistą ludzką, tasiemcem, schorzeniami bakteryjnymi żołądka, jelit, czy wreszcie zapaleniem wątroby. U dzieci w wyniku obgryzania paznokci dochodzi często do zniekształcenia szczęk. Z badań wynika, że prawie każdy pacjent ortodonty to były lub aktualny „obgryzacz”.
Obgryzanie paznokci najczęściej łączone jest z niesprecyzowanym stanem złego samopoczucia - jakimś niepokojem, nagłą koniecznością wyładowania wewnętrznego napięcia. Część badaczy uważa jednak, że podłoże onychofagii wiąże się również z neurotyczną strukturą osobowości, na którą składają się: nadwrażliwość emocjonalna, niska samoocena i lękowość.
Nawyk da się pokonać
„Obgryzałam od wczesnego dzieciństwa właściwie do końca liceum. Raczej na pewno było to «stresowe». Przestałam obgryzać, bo wstyd mi było mieć takie paznokcie. Teraz nadal obgryzam skórki i zdrapuję je. Nie wygląda to dobrze, ale w miarę szybko się goi, więc nie jest najgorzej. Nie wiem czy jest sens z tym walczyć. Na odreagowanie stresu to całkiem niezły sposób...” - pisze na forum internetowym Magda.
Najczęściej paznokcie obgryzają ludzie nadmiernie wrażliwi i pobudliwi. Ci, którym brakuje pewności siebie, zmagający się z kompleksami. Mechaniczne obgryzanie paznokci pozwala im chwilowo rozładować lęk, złość czy zakłopotanie. Najczęściej paznokcie lądują w ustach w chwilach zdenerwowania, ale może się to wiązać także z emocjami pozytywnymi. Tak jak palacz chwyta za papierosa, tak „obgryzacz” wkłada do ust palce.
Gdy obgryzanie paznokci jest tylko kłopotliwym przyzwyczajeniem - można z nim skutecznie, i w miarę prostymi metodami, walczyć. Jak? Na przykład w momencie gdy dopada nas potrzeba obgryzania, spróbować zająć czymś usta: zacząć podjadać ciasteczka, chrupki, paluszki, ziarna czy suszone owoce, albo żuć gumę. Dobrze jest również zawsze mieć coś w rękach - długopis, ołówek, kulkę, miękką piłeczkę, która zatrzyma dłonie daleko od ust. Sposobem może być także powleczenie paznokci specjalnym lakierem o wyjątkowo gorzkim smaku.
Dobrą - szczególnie dla kobiet - metodą radzenia sobie z nawykiem obgryzania paznokci jest zadbanie, by były one zawsze starannie wypielęgnowane. Wtedy po prostu żal ich obgryzać. W tym właśnie duchu utrzymane są poradniki na amerykańskich stronach internetowych. Ich autorzy proponują nawet fotografowanie obgryzionych paznokci i porównywanie z zadbanymi. Radzą, by najpierw roztoczyć szczególną opiekę nad jednym paznokciem, a kiedy ten stanie się piękny, objąć opieką kolejny... „Obgryzacz” powinien przy tym skrzętnie dokumentować - zdjęciami, notatkami - postępy w zrywaniu z nałogiem. I poprzez tę dokumentację przekonywać siebie, że nie warto obgryzać.
Szukając równowagi
„Zaczęłam obgryzać kiedy miałam 5 czy 6 lat - opowiada Karolina. - Pierwszy raz zrobiłam to chyba podczas oglądania japońskich kreskówek. Bardzo się przy nich denerwowałam, ale uwielbiałam je oglądać. Potem przyszła szkoła i kolejne stresy. Obgryzałam paznokcie całe gimnazjum i liceum. Zawsze dobrze się uczyłam, zawsze dużo od siebie wymagałam. Chciałam być najlepsza... Zbliżała się studniówka, a ja tak bardzo chciałam mieć piękne, zadbane paznokcie. Zrobiłam sobie tipsy w salonie kosmetycznym, a po studniówce powtórzyłam ten zabieg jeszcze dwa razy. Moje słabe, miękkie paznokcie odrosły, a ja zaczęłam o nie dbać. I przestałam je obgryzać. Nie wróciłam już do obgryzania, ale źle sypiam, a w chwilach napięcia przygryzam wargi i wnętrze policzków. Napięcie, które jest we mnie, znalazło inną drogę żeby dać o sobie znać”.
Czasem obgryzanie paznokci jest objawem głębszych problemów osobowościowych. Wtedy odzwyczajenie się od tego nałogu nie zlikwiduje problemu, bo nie usunie jego przyczyny. Najprawdopodobniej organizm znajdzie inny, być może bardziej szkodliwy, sposób na rozładowanie napięcia emocjonalnego.
Doktor Fred Penzel, który od lat leczy w Nowym Yorku ludzi cierpiących na zaburzenia natury kompulsywnej (napisał m.in. książkę Obsesyjno-kompulsywne zaburzenia - poradnik jak powrócić do zdrowia i być zdrowym) wskazuje szereg podobieństw pomiędzy nałogowym obgryzaniem paznokci, drapaniem skóry i trichotillomanią - obsesyjnym wyrywaniem włosów. Po pierwsze, osoby zmagające się z tymi nałogami odczuwają podobne zawstydzenie w sytuacjach społecznych i starają się ukryć swój problem, czy to poprzez nakrycia głowy, kryjący makijaż, ubranie, czy trzymanie poranionych rąk w kieszeniach lub za plecami - argumentuje Penzel. Po drugie, wszystkie trzy kompulsywne zachowania objawiają się na dwa sposoby: część osób wyrywa, drapie, czy obgryza w sposób automatyczny, często w czasie wykonywania innych czynności, jakby w transie, a dla innych zachowanie to stanowi ich główną aktywność, coś, dla czego poświęcają inne zajęcia. Po trzecie, wszystkie trzy problemy mają podobne źródła: na najbardziej podstawowym poziomie zaspokajają one rodzaj popędu - wyjaśnia amerykański lekarz.
Obgryzanie paznokci, jak i inne kompulsywne nawyki redukują nadmierne napięcie emocjonalne. Ale zachowania takie pojawiają się też w momentach nudy i braku aktywności - wtedy gdy system nerwowy wręcz potrzebuje dodatkowej stymulacji. Już to świadczy, że obgryzanie jest dla cierpiących na onychofagię przyjemnością samo w sobie. Potwierdzeniem tego jest też fakt, że kalecząc swe dłonie, „obgryzacze” nie czują bólu - ten przychodzi dopiero po około godzinie... Dzieje się tak dlatego, że w czasie obgryzania w krwi cierpiącego na onychofagię pojawia się... endorfina - hormon szczęścia. To ona eliminuje ból, sprawia, że poprawia się samopoczucie, przywracana jest psychiczna i biologiczna równowaga organizmu.
Samookaleczenie niesie więc ze sobą przyjemność. A jeśli jest przyjemność, to może pojawić się nałóg, z którym zerwać jest tak trudno, jak z każdym innym.
Osoby, którym odbiera się możliwość wykonywania swoich kompulsywnych nawyków, zachowują się, jak twierdzi Penzel, w sposób bardzo podobny do narkomanów na kuracji odwykowej. Tracą wszak sposób na poprawienie sobie samopoczucia i poczucia bezpieczeństwa.
Wyrwać się spod opieki
„Mam 15 lat i dorastam w pozornie normalnej rodzinie. Tata na zewnątrz wydaje się dobrym mężem i ojcem, wszyscy znajomi w pracy go lubią, ale on dopiero w domu przemienia się w okrutnego potwora” - zwierza się Ola. Opowiada jak ojciec bije matkę, wrzeszczy na wszystkich. „Niedawno mama wniosła pozew o rozwód, a także skargę za stosowanie przemocy fizycznej. Musiałam zeznawać jako świadek. Jeszcze przed salą sądową poobdzierałam sobie skórki wokół paznokci tak, że całe ręce miałam we krwi. Podczas zeznania dłonie miałam owinięte chusteczką higieniczną, żeby nikt tego nie widział. Jak tylko wróciłam z sądu, to zamknęłam się w swoim pokoju i obgryzłam wszystkie paznokcie. I całe napięcie zeszło”.
Skłonność do autoagresji i samookaleczeń ma, wedle badaczy, często źródło w domu rodzinnym, w przeżyciach traumatycznych z okresu dzieciństwa. Wykorzystywanie seksualne czy śmierć rodzica spowodować mogą u dziecka ogromny stres, z którym jego niedojrzała psychika nie potrafi sobie poradzić. Powodem pojawienia się zaburzeń w sferze emocjonalnej i w konsekwencji skłonność do autoagresji może być poczucie odrzucenia, poniżenia... Sprzyjają mu: przeżywanie przez dziecko rozwodu rodziców, pobyt w domu dziecka czy szpitalu.
Ale pojawienie się postaw autoagresywnych może wynikać nie tylko z zaniedbań rodzicielskich. Równie często może być skutkiem nadopiekuńczości, nadmiernych wymagań stawianych przez rodziców. Doktor Caroline S. Koblenzer z Departamentu Dermatologii Wydziału Medycznego Uniwersytetu Pensylwania w Filadelfii analizowała postępowanie matek osób dokonujących samookaleczeń. Opisała je jako osoby niedojrzałe, krytyczne, zależne, niekonsekwentne, skłonne do konkurowania, wrogo usposobione, nietolerancyjne, ambiwalentne i nadopiekuńcze. Wszystkie te cechy, jak uważa Koblenzer, sprawiają, że relacje między matkami i potomstwem są pełne konfliktów, mających źródło w nadmiernej zależności dzieci od matek. To w późniejszym okresie utrudnia naturalny proces separacji. Także Gloria Babiker i Lois Arnold, autorzy książki Autoagresja. Mowa zranionego ciała, twierdzą, że akty samookaleczania są aktami wyładowania, które pozwalają wyłamać się spod budzącej poczucie wstydu ścisłej kontroli rodziny - szczególnie matki. Badacze uważają, że osoba okaleczająca się poprzez te akty choć na chwilę zyskuje poczucie autonomii i kontroli nad własnym ciałem.
W wielu przypadkach wydarzeniem, które bezpośrednio doprowadza do pojawienia się nietypowych zachowań, jest porzucenie przez rodzica lub potencjalnego partnera erotycznego. Nieszczęśliwa miłość, która powoduje ból nie do zniesienia, samotność, zbyt wysokie wymagania wobec siebie, niezrozumienie, zagubienie, to najczęstsze powody popychające młodych ludzi do samookaleczeń.
Pokonać emocje
Przywoływany już Fred Penzel twierdzi, że najbardziej skuteczne w leczeniu zarówno onychofagii, jak i innych zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych jest połączenie farmakoterapii z terapią behawioralną. W tej pierwszej pod nadzorem lekarza stosuje się leki antydepresyjne. Terapia z kolei składa się z dwóch części. Pierwsza to trening zmiany nawyków, tzw. HRT (ang. Habit Reversal Training) - czterostopniowy proces uświadamiania własnych zwyczajów, na który składają się: nauka relaksacji, prawidłowego oddychania, koncentracji na własnych odczuciach oraz kontroli przeciwstawnych reakcji napięcia mięśni ciała. Druga część to nauka techniki kontrola bodźców - SC (ang. Stimulus Control). Pomaga ona rozpoznawać, a potem eliminować, unikać lub zmieniać poszczególne działania, elementy otoczenia, stany emocjonalne i inne czynniki powiązane z okaleczającymi zachowaniami. Celem jest tutaj świadoma kontrola tych bodźców, które prowadzą do autoagresji.
Terapia osób autoagresywnych powinna obejmować nie tylko osobę zaburzoną, ale całą rodzinę, ponieważ obecność tego zaburzenia świadczy zwykle o problemach wewnątrz niej. Wielu „obgryzaczy” zerwało też z nałogiem za pomocą hipnoterapii. W stanie hipnozy można nauczyć się przecież zmagania ze swoim lękiem i stresem w bardziej pozytywny sposób. Zalecane są zarówno indywidualne sesje z psychoterapeutą, jak i słuchanie nagrań wpływających na podświadomość.
Bardzo efektywna może okazać się terapia poprzez twórczość. Każdą pracę pacjent omawia z psychoterapeutą, uświadamiając sobie mechanizmy własnego postępowania. Innym rodzajem pomocy jest terapia skierowana na ciało. W jej trakcie pacjent poznaje ciało na nowo, uczy się je akceptować, kochać, dbać o jego potrzeby; uczy się kontaktować z innymi ludźmi.
Onychofagia może mieć różne oblicza - być „tylko” niezdrowym nawykiem, szybkim sposobem na rozładowanie negatywnych emocji, może też być przejawem głębszych zaburzeń osobowości. Jeśli uda nam się zwalczyć nałóg, ale w jego miejsce pojawi się inny, być może bardziej niebezpieczny dla zdrowia, oznacza to, że przyczyna tkwi głębiej. Może w systemie regulacji układu nerwowego, a może w konfliktach emocjonalnych, z którymi się zmagamy...
Dr Penzel twierdzi jednak, że nawet jeśli osoba zmaga się z więcej niż jednym zachowaniem autoagresywnym, nie powinna tracić nadziei. Jego zdaniem, najważniejsza jest próba „destygmatyzacji” samego siebie. „Nie jesteś szalony, bezsilny, niemoralny czy zupełnie pozbawiony kontroli, nawet jeśli czasem tak się czujesz. Pomyśl, że jesteś po prostu osobą, która ma problem i możesz sobie z nim poradzić. Obgryzanie paznokci jest przewlekłym problemem i rzeczywiście nie ma jak dotąd na to lekarstwa, ale możesz znacznie poprawić swoje funkcjonowanie, jeśli tylko będziesz zdeterminowany żeby nad tym pracować” - pisze Fred Penzel.