"Mistrz i Małgorzata" to powieść ukazująca szerokim kręgom czytelników sytuację w Rosji porewolucyjnej.
Twórczość artystyczna dozwolona była tam jedynie słownie. W rzeczywistości nie pozwalała na wykroczenie poza siatkę zakazów, nakazów i obwarowań teorii socrealizmu. Skrajny dogmatyzm, tworzenie w myśl wytycznych opanowały środowisko artystów, podobnie jak resztę życia społecznego i osobistego.
W państwie totalitarnym, sterowanym odgórnymi dyrektywami nie było miejsca na własne interpretacje motywów. Na podejrzanych choćby o "nieprawomyślność" czekały patrole NKWD lub w najlepszym przypadku bramy szpitala psychiatrycznego, w którym więcej było wybitnych myślicieli niż rzeczywiście chorych. Doświadczył tego z początku posłuszny władzom Bezdomny, który tam dopiero przekonał się o obłudzie systemu i własnym upadku.
Artyści w kraju podzielili się na dwa obozy. Pierwszy, Massolit, było to skupisko miernych pisarzy i poetów, dobrze czujących się w wykonywaniu poleceń władzy, której przeciwstawić się lub poddać w wątpliwość decyzję nie mieli odwagi. Widzimy ich raczej zajętych typowo ziemskimi sprawami - urlopami, wyżywieniem, honorariami... Kondycja artysty traktującego swoją pracę jako pańszczyznę wobec systemu jest tragiczna, gdyż nie widzi on swojego pomysłu, zapału i rozważań w sygnowanym własnym przecież nazwiskiem dziele. W codziennym życiu są to ludzie źli, podstępni i chciwi. Widzimy rozmaitych "ludzi kultury" którym Woland i spółka udowadniają oszustwa, dwulicowość i dokonane z niskich pobudek zaprzedanie się systemowi. Dziwi nas to, że jedynie słuszny system korzysta z usług ludzi nieczułych i zachłannych, aby tępić te cechy w przeciętnym, odgrodzonym od prawdy człowieku.
Drugim kierunkiem ewolucji jest droga Mistrza. To brak pokory, odrzucenie wytycznych i poszukiwanie prawdy na wszelkie możliwe sposoby wytyczają byt artystów niezależnych, lecz ciężko doświadczanych w nieludzkim systemie. Jak pokazuje nam autor, także ich stosunek do własnej pracy nie jest pozytywny. Być może właśnie na owoce swojej pracy zrzucają winę za nędzę i niemożliwość zaistnienia ze swoim przesłaniem wśród ludzi spragnionych piękna i dobra, motywowanych zaś do zła tylko przez zbrodniczy system.
Dowodem jest tu spalenie przez Mistrza własnego dzieła, przez co udowodnił brak wierności własnym ideałom - postąpił tak, jak członkowie Massolitu podporządkowanego złu. Załamanie psychiczne było konsekwencją niskiej motywacji własnych działań. Brak zainteresowania nim powodował stałą ewolucję uczuć ku końcowemu załamaniu, z którego wybawiły go siły zła, tym razem czyniące dobro w piekle na ziemi. Owo "niezasłużenie na światłosć" było działaniem wbrew własnemu kodeksowi moralnemu i posłannictwu niesienia prawdy ludzkości. Jezus zaś dochował swoich ideałów oddając życie za ludzkość i dlatego mógł trwać w chwale.
Powieść Michała Bułhakowa nie jest optymistyczna - nawet "nieprawomyślny" artysta, osaczony przez nieludzki system i ludzi wcale nie pragnących prawdy przestaje być wiernym sobie, a jego twórczośc upodabnia się do produkcji tak znienawidzonych piewców totalitarnego systemu.