12 I. Dziedzictwo filozofii
utożsamiana jest z koherentnym systemem sądów, a nie z czymś poza systemem, do czego, jak można by sądzić, miałyby odnosić się jego składniki. W niektórych przypadkach, na przykład u Descartes’a, dedukcyjna lub rzekomo dedukcyjna metoda wykorzystywana jest do uzasadniania teorii obowiązujących w ówczesnej nauce. W innych teorie te zostają potępione, ponieważ nie czynią zadość wymogom rozumu. Tak więc ncohegliści Bradley i McTaggart nie zawahali się twierdzić, że w ostatecznym rachunku przestrzeń, czas i materia nie są realne. Przeprowadzanie tak ostrego rozróżnienia między zjawiskiem a rzeczywistością było. w istocie, stosunkowo rzadką cechą filozofii zachodniej, ale nawet najostrożniejsi racjonaliści, tacy jak Leibniz i Spinoza, którzy mniemali, iż ich systemy są zgodne z ówczesną nauką, podawali opisy świata, które bardzo odbiegały od przeświadczeń zdrowego rozsądku. Jednym z powodów jest to, iż zdrowy rozsądek wykazuje tendencję do przyjmowania świadectw percepcji zmysłowej za dobrą monetę, podczas gdy we wszystkich systemach racjonalistycznych percepcji zmysłowej przypisywano znacznie niższą rangę. Najbardziej znamiennym przykładem jest tu Platon, który wysunął pogląd, iż zmienne przedmioty', których istnienie uznajemy wr życiu powszednim, zawdzięczają niższy stopień realności, jaki był im gotów przyznać, tylko temu. iż partycypują w bezczasowym systemie abstrakcyjnych form, wyznaczających miarę rzeczywistości.
Teza, iż przedmioty abstrakcyjne są realne, nie mówiąc już o tym, iż stanowią one wzorzec służący do oceny realności, nie była wcale niepodważalna. Występuje ona jednak również na obszarze innego ustawicznego sporu filozoficznego. Jest to spór o wielu aspektach, a z nich najbardziej doniosły jest ten, który znamy pod techniczną nazwą jako zagadnienie powszechników. Najprostsza definicja powszcchnika mówi, że jest to jakość bądź relacja, a zagadnienie statusu jakości i relacji wiąże się ściśle z rozbieżnymi poglądami, jakie przyjmowjano zarówno w sprawie ich wzajemnych związków, jak i w sprawie związków łączących je z przedmiotami jednostkowymi - jeśli takowe w ogóle istnieją - którym miałyby przysługiwać. Skrajną antytezą Platońskiej teorii form jest „nominalistyczny” pogląd, iż w rzeczach, które posiadają pewną wspólną jakość, nie kryje się nic więcej ponad to. że postanawiamy stosować wobec nich tę samą nazwę. Pomiędzy nimi znajdujemy stanowisko Arystotelesów skie, iż po-wszechniki są realne, jakkolwiek nie są niezależne od rzeczy, w których tkwią; teorię „konceptual i styczną”, która zyskała sobie wielu zwolenników w średniowieczu, głoszącą, iż pojęcia mają charakter psychiczny, ale rzeczy w sposób naturalny pod nie podpadają; teorię wysuniętą przez Leibniza, która usiłuje rozłożyć relacje na jakości, oraz jej odwrotność, bardziej umiarkowaną wersję nominalizmu. w której wspólne jakości zostają zastąpione swoistymi relacjami podobieństwa, porządkującymi przedmioty w zbiory, połączone w każdym przypadku podobieństwem do pewnego konkretnego egzemplarza.
Może się to wydać dziwne, iż Berkeley, który opowiadał się za tą wersją nominalizmu. utrzymywał zarazem, iż rzeczy są wiązkami jakości. Było tak dlatego, żc nie potrafił dopatrzyć się żadnego sensu w pojęciu materialnej substancji; ten negatywny wynik inni empiry.ści rozszerzyli na wszelkiego rodzaju substancje, pojmowane na modłę Locke’a jako „nieznane coś** leżące u podłoża pewnego zbioru własności. Wśród filozofów, którzy dostrzegali potrzebę odróżniania poszczególnych przedmiotów jednostkowych od ich własności, pojawiały się rozbieżne poglądy co do tego. czy owe przedmioty jednostkowe mogą być numerycznie różne, dzieląc jednocześnie ze sobą wszystkie identyczne własności ogólne; czy posiadanie którejkolwiek bądź wszystkich własności jest niezbędne do tego, by owe przedmioty były tym, czym są; czy musimy pojmować przynajmniej niektóre z nich jako trwające w czasie, czy też mogą one zostać „zredukowane” do ciągu zdarzeń. Podawano zresztą w wątpliwość nie tylko pojęcie substancji. Za podejrzane uważano również własności; -wskazywano, że ustępują one miejsca klasom, które miałyby być wówczas jedynymi abstrakcyjnymi bytami, jakie powinniśmy tolerować. Sugestia ta budziła jednak z kolei sprzeciw ze względu na to, iż uznanie klas stanowi pogwałcenie „nominalistycznej” zasady, iż żadne dwa byty nie inogą posiadać tej samej podstawowej treści. Jeśli, na przykład, wolno mi odróżniać mnie samego od jednoelementowej klasy, której jestem jedynym elementem, a tę klasę od klasy klas. do której należy owa klasa wraz z klasą pustą, która w ogóle nic zawiera żadnego elementu, to mogę mnożyć byty tak długo, jak mi się spodoba. Pewnym sposobem zapobiegania tej logicznej ekstrawagancji jest zaprze-