Tej pierwszej wspólnej nocy siedzieliśmy na kanapie słuchając DvoMka. W pewnym momencie Consuela spostrzegła książkę, która ją zaciekawiła - nie pamiętam, co to było, chociaż tego momentu nie zapomnę nigdy. Odwróciła się ode mnie górną potową ciała - siedziałem tam, gdzie teraz ty, w rogu kanapy, a ona tutaj - i pochyliła się nad książką, rozłożoną na bocznym oparciu, a wówczas dostrzegłem pod ubraniem zarys jej pośladków, widziałem je wyraźnie, jak jedno wielkie zaproszenie. Consuela jest wysoką młodą kobietą w przyciasnym ciele. Jakby lekko niedopasowanym. Nie z racji nadmiernej tuszy. Ale nie jest to w żadnym razie typ anorektyczki. Widać na niej kobiece ciało, i to ciało solidne, obfite - dlatego właśnie je widać. No i miałem ją przed sobą, nie dosłownie leżącą na kanapie, ale prawie, z pośladkami wypiętymi bokiem w moją stronę. Kobieta tak świadoma własnego ciała jak Consuela - doszedłem do wniosku - zachęca mnie w ten sposób do podjęcia akcji. Instynkt seksualny pozostał jeszcze nietknięty - kubańskie normy przyzwoitości nie doznały uszczerbku. W tym lekko wypiętym tyłku nie widzę jeszcze żadnego naruszenia niewinności. Cała moja wcześniejsza gadka, cała jej historia rodzinna, której musiałem wysłuchać, nic a nic na tym nie ucierpiały. Consuela umie wypiąć tyłek mimo wszystko. Wypina go w sposób pierwotny, naturalny. Wystawia na pokaz. I jest to pokaz pierwszej klasy. Sygnał dla mnie, że nie muszę dłużej powściągać zmysłu dotyku.
Zacząłem pieścić jej pośladki, z czego była wyraźnie zadowolona.
- Dziwna sytuacja - powiedziała. - Nie mogłabym nigdy zostać pana dziewczyną. Z wszelkich możliwych powodów. Pan żyje w innym świecie.
26
- Innym? - roześmiałem się. - Jak to: innym?
I, rzecz jasna, w takim momencie człowiek automatycznie zaczyna kłamać:
- To wcale nie są takie wyżyny, jak sobie pani wyobraża. To wcale nie jest świat z bajki. To w ogóle nie jest świat. Po prostu, raz na tydzień występuję w telewizji. Raz na tydzień mówię przez radio. Raz na parę tygodni pojawiam się w druku na ostatnich stronach czasopisma, które ma góra dwudziestu czytelników. Mój program? To niedzielny poranek kulturalny. Nikt go nie ogląda. Więc nie ma co przejmować się moim światem. Z łatwością mogę panią w niego wprowadzić. Proszę ze mną zostać.
Sądząc z miny, zastanawia się nad tym, co powiedziałem. Ciekawe, co sobie myśli.
- Okej - mówi wreszcie. - Ale tylko raz. Na dzisiejszą noc. Nigdy nie będę mogła zostać pana żoną.
- Zgoda - odpowiadam, dziwiąc się w duchu: Kto jej proponował, żeby została moją żoną? Kto mówił o małżeństwie? Ja mam sześćdziesiąt dwa lata, ona dwadzieścia cztery. Dotknąłem raz jej tyłka, a ona mi oświadcza, że nie może wyjść za mnie za mąż? Nie wiedziałem, że takie dziewczyny jeszcze istnieją. Ona jest jeszcze bardziej tradycyjna, niż myślałem. A może bardziej nietypowa, bardziej niezwykła, niż sobie wyobrażałem? Z czasem miałem się przekonać, że Consuela jest jak najbardziej zwykła, chociaż zarazem nieprzewidywalna. W jej zachowaniu nie ma nic automatycznego. Jest zarazem typowa i tajemnicza, a przy tym zaskakująco pełna drobnych niespodzianek. Jednak, zwłaszcza z początku, trudno mi było ją rozszyfrować, co mylnie
- a może wcale nie - składałem na karb jej kubańskiego pochodzenia.
- Kocham mój przytulny kubański świat - powiedziała