tora w tej drażliwej kwestii. A nasza Hil-Hila, z rękami wbitymi w kieszenie kożuszka, siedziała na skraju pryczy i, dzwoniąc olbrzymimi buciorami, z nonszalancją i cynizmem zawodowego mordercy, z całą powagą dała jej sklamrzyć, prosić i tłumaczyć.
- Trzymajcie mnie... bo skonam... - syczała do nas po polsku, nie zmieniając wyrazu twarzy... - Zlitujcie się! Oni uwierzyli!
Wreszcie, po długiej przemowie w ten deseń, żeby się to więcej nie powtórzyło, żeby to było ostatni raz, że się nie damy prześladować i potrafimy bronić - wyściskała zdumioną babinę i przyznała, że Hosjata ostatecznie jakszi. Fakt jednak, że od tej pory niedoszła ofiara Heleny była dla nas uprzedzająco grzeczna, zapisywała nam takie normy, jakie jej podała Helena, i przy lada sposobności przesyłała nam lękliwe, pojednawcze uśmiechy, czyli coś w rodzaju okupu za darowane życie...
I tak akcje Heleny szły w górę, bo do ogólnego uznania dołączył się jeszcze pełen podziwu strach. Niewiele kobiet w kołchozie mogło się tym poszczycić! Kiedy w dodatku rozniosło się jeszcze, że Hil-Hila, prócz zabijania, umie także leczyć ludzi, sława jej doszła do zenitu. Nie było prawie dnia, aby jej ktoś nie wezwał do chorego dziecka albo żeby jakaś babina z chorym dzieckiem na ręce nie zapukała wieczorem do kibitki. Prócz morgancówki, resztek ichtiolowej maści i aspiryny nie mamy oczywiście żadnych lekarstw.
Te biedne wschodnie kobiety nie mają bladego pojęcia o jakichkolwiek domowych nawet sposobach leczenia, więc najzwyklejszy kompres czy kataplazm z gorącego piasku wydawał się im jakimś cudotwórczym zabiegiem. Prawda i to, że nasz tran, stosowany przez Helenę na zadawnione nawet rany, działał cuda naprawdę. Czyż można się więc dziwić, że fama Heleny rosła z dnia na dzień i z godziny na godzinę?
Każde niemal pojawienie się jej w kantorze pociągało za sobą jedną co najmniej propozycję małżeństwa czy to ze strony urzędników kołchozu, czy przygodnych, czekających tam zawsze tłumnie Uzbeków. Raz, o mały włos, nie wróciła do nas mężatką! Ów niepoprawny karygodnie wprost wolny przekład na polskie wszystkiego, co kto do niej mówił po uzbecku, owo wypełnianie własnymi domysłami nierozumianych pytań i - co ze wszystkiego najgorsze - twierdzące najczęściej odpowiedzi sprawiły, że raz, podczas gdy ona zrozumiała, że jej ktoś proponuje naftę, tamten miał na myśli - małżeństwo. I dopiero kiedy, przyprowadzona do kantoru, zobaczyła kładzione na stole sakramentalne trzy ruble taksy,
407