«Wne zbudziła we mnie dręczące uczucie tdatm zaiued bania wobec ojca, bo -sam z siebie na pewno by* oqwiKpMBfU.TcncBMomitt,kMd)rje«(aei ofcod.—I ~Tł-*r mi się nagle r ftsrem ntbyjakEŚdhg i toby mę od niego uwolnić, wyznałem one - Nr. - Chodź ze mną- powiedział.
MaMioa z mm iść do pokoju od podwórza. Ta ■odUitaf iię wśród kilku zniszczonych, nieużywa afdb Bubli. Najpierw wujek Lajos włożył małą. aktl^fc ptdwibiłcir lśniącą czapkę ni to migct z tyh ^oay, gdzie jego rzedniejące, (twe włoay tworzą niewidką łystr.ę Wtedy z wewnętrznej kieszeni marynarki
uyo^ud małą książeczkę w czarne; oprawie z czerwonymi brzegami, a z zewnętrznej kieszeni okulary. Fotem zaczął odczytywać modlitwę, ja zaś musiałem za nm powtarzać ten kawałek tekstu, o który mnie wyprzedza! Z początku szło mi dobrze, wkrótce jednak zaczęła mnie męczyć ta praca i w pewnym sensie przeszkadzało mi, że me rozumiałem ani słowa z tego, co mówiliśmy Bogu, ponieważ do Niego należy modlić MC (W hebrajsko, a ja nie znam tego języka. Żeby byłem zmuszony cały czas patrzeć jMę tak że z tego wszystkiego został mi rłicO obraz wilgotnych, wijących się, mię i niezrozumiały szmer obcych słów, które Hp|Htiłaqr. No i jeszcze widok, który Kpezez okno nad ramionami wujka Lajo-gśóslr właśnie zmierzała w stronę ich
mieszkania galeryjką piętro nad nami. Wydaje mi aę te odrobinę poplątałem wtedy tekst. Ale po modlitwie wujek Lajos wydawał się zadowolony i jego twarz miała taki wyraz, że niemal tam poczułem: załatwiliśmy coś w sprawie ojca. I rzeczywiście, teraz było mi lepiej niż przedtem, z tym dążącym, natrętnym uczuciem.
Wróciliśmy do frontowego pokoju. Zapadł zmierzch. Zamknęliśmy zaklejone papierem okna przed oiebieszczącym się za nimi mglistym wiosennym wieczorem. To wtłoczyło nas w pokój. Męczył mnie gwar. Dym z papierosów zaczął gryźć w oczy. Musiałem wciąż ziewać. Mama macochy nakryła do stołu. Sama przyniosła dla nas kolację w dużej torbie. Zdobyła nawet mięso na czarnym rynku. O tym opowiedziała już wcześniej, po przyjściu. Siedzieliśmy przy kolacji, gdy nagle zjawili się Steineri Fleisch mann. Oni też chcieli się pożegnać z ojcem. Pan Steiner zaczął od tego, żeby „nikt sobie nie przeszkadzał”. Powiedział: - Jestem Steiner, proszę nie wstawać - Na nogach miał, jak zawsze, postrzępione kapcie, spod rozpiętej kamizelki wystawał okrągły brzuch, a w ustach tkwił odwieczny, cuchnący ogryzek cygara. Ma wielką rudą głowę, na której widnieje chłopięca fryzura z przedziałkiem. Pan Fleischmann całkiem przy nim ginął, bo on jest drobny, bardzo zadbany, ma siwe włosy, ziemistą cerę, sowie okulary i zawsze nieco zatroskaną minę. Bez słowa ukłonił się, stojąc u boku
2S