WACŁAW BERENT
Bądź panem rzeczywistości. W obłocznych pałacach każą ci hołdować lirowym dziadom1, co tłumu pochlebstwem żyją; każą ci być cudzych czynów echem, cudzej wielkości cieniem, własnych marzeń żywą ironią. Wzgardzone życie zemści się grzechem i staniesz się dla samego siebie krwawym wyrzutem.
Tych Królów żebraczych z obłocznych zamków miej za swego smutku igraszkę: niech ci pobudkę do życia grają, niech twoim czynom laur plotą, niech ci kwiaty w weselne łozę rzucają. Bądź cudzej woli, cudzej myśli, cudzych natchnień panem!
Synu, ja chcę, byś w promieniu woli twojej królem był!
Posłuchaj, co jałowa ziemia dziś szepcze: ona, jako jurna kobieta, pana i władcy czeka: rodzić chce. Zapłodnij ziemię w promieniu woli twojej.
Żyj! czyń! działaj! walcz!
Okiełznaj serca swego porywy, bezgranicznej woli sercu nie da-wąj. Bacz czujnie na serce swoje i strzeż je od obojętności. A więc sztuki się bój!
Taką jest brama czyśćca, pod którą duch mój za życia już przeszedł. Wymódl mię stamtąd czynem życia twego.
U progu zamku cień starca, co życie w marzeniu strawił, cień ojca twego korny hołd młodości twej składa:
Ave vita! moriłuri te salutant! 2
Drugi raz czytać listu nie potrzebowałem, słowa jego wryły się w pamięć; słowa jak walenie miecza po hełmach rycerskich. Tak mógł pisać człowiek, co — jeśli marzył — marzył potężnie o potężnym życiu. Patrzałem na tę żółtą głowę na białych poduszkach, na tę wielką siwą brodę na czarnym tu-żurku. W kamienne formy dumnej i twardej siły zastygła po śmierci twarz marzyciela. I przyszła mi dziwna myśl do głowy: „A może on rzeczywiście gdzieś, w świecie jakimś tajemnym, przepadał: tam boje staczał, walczył, burzył, zdobywał i, pełen cichej tajemnicy, powracał między nas?”
Musiałem walczyć prawie ze sobą, aby nie rozpiąć mu tu-żurka, nie rozerwać kamizelki i nie szukać blizn na jego piersiach.
„Więc tak cię szatan zwiódł — myślałem. — W zwiercie-dle swym ukazał ci całą potęgę i urok przeszłości, a nie dał mocy ducha, aby potęgę tę wskrzesić w słowie i w jej imię rozgrzeszyć świat z rzeczywistości".
W drugim liście, pisanym widocznie przed samą śmiercią, liście chaotycznym, pełnym miękkości i zaklęć serdecznych, wzywał mnie, abym porzucił służbę wojskową i wstąpił do szkoły inżynierów. Chaotyczność tego listu, jego miękkie prośby i zaklęcia!... Rzecz była jasna — ojciec zmuszał się do czegoś wbrew wszystkim swoim instynktom, odczuwając ostatecznie potrzebę dodania do mocnego testamentu swej woli coś z konkretności, coś, co by go uczyniło radą, pouczeniem: wskazało mi rzeczywiście jakąś drogę życia...
Dawniej — pisał — o tę skałę zamkową rozbijały się wszystkie wrogie fale barbarzyństwa, co przez nasz wąwóz kawał kraju zalać pragnęły. Dziś wróg stokroć gorszy z gór schodzi: rzeką głazów, żwiru i kamieni ze wszystkich żlebów3 się sypie, korytem rzeki wali, aby całą dolinę kupą gruzów przysypać. Państwu, co nas przed wiekami wchłonęło, nie opłacamy się już dzisiaj. Na uboczu, w kącie świata zapomnieni, pozostawieni jesteśmy własnemu losowi. Powinnością naszą odeprzeć teraz i tego wroga.
Z rodziny pozostała przy życiu tylko starsza o lat kilka siostra. Wychowany z dala od domu, pamiętam ją tylko z najwcześniejszego dzieciństwa. Wiedziałem dalej, że źle żyli z ojcem. Potem nastąpiła jedna z tych głuchych tragedyj w domu, o których nic pewnego dowiedzieć się potem nie można. Miała wtedy lat 18. Przymuszono ją w następstwie do małżeństwa z kimś kupionym za posag. Dalej, przypomniałem sobie wiadomość o jej nagłej ucieczce. Zatarto w zamku wszelkie ślady po niej, z sali portretowej znikł jej
lirowe dziady — limicy; najbardziej znanym jest Wernyhora.
(łac.) — bądź pozdrowione życie, mąjący umrzeć pozdrawiają ciebie. Jest to parafraza słów rzymskich gladiatorów, wypowiadanych, gdy wchodzili na arenę: #Aue, Imperator, morituri te salutant” (Bądź pozdrowiony cezarze, mający umrzeć pozdrawiają ciebie). Parafraza ta pojawiła się wcześniej w dylogii J. A. Kisielewskie-g o W sieci (1898); zod. tegoż: Dramaty, oprać. R. Taborski, Bibl. Nar. S. I, nr 196, Wrocław 1969, s. 268.
żleb — rozpadlina w ścianie skalnej, wyżłobiona przez spływające wody i zsuwające się odłamki skał.