czarne, gdy przelatują tuż przed kloszem, pod światło; ale potem, na załamaniu orbity, odzyskują oały utracony blask.
Powracając nagle w kierunku szklanego klosza, plamka zderza się z nim gwałtownie, wydając suchy trzask. Kiedy pada na stół, staje się małym, czerwonawym chrząszczem, który ze złożonymi zewnętrznymi skrzydełkami powoli chodzi w kółko po nieco ciemniejszym drzewie.
Inne, podobne do niego stworzonka, które już wcześniej upadły, tak jaik i on, na stół, błądzą po nim na Los szczęścia, posuwając się niepewnie krętymi drogami, bez określonego celu. Nagle jedno z nich rozchyla swe zewnętrzne skrzydła w kształt litery V i wysuwa spod nich drugie, błoniaste; rozpostarłszy je odlatuje i wraca natychmiast do roju drobinek.
Ale jest w nim jedną z cząsteczek najbardziej ociężałych, najmniej szybkich — stąd łatwiej podążać za nią wzrokiem. Kręgi, jakie zatacza, są bardzo dziwaczne: składają się z pętli, festonów, wzlotów kończących się szybko nagłym spadkiem i przecinających się krzywizn, zawracających do punktu wyjścia.
Szum, tym razem bardziej głuchy, trwa już od paru sekund, a może nawet paru minut — jest to rodzaj warkotu, sapania czy pomruków silnika samochodowego wspinającego się pod górę szosy. Głos niknie na chwilę;
lecz tylko po to, by głośniej odezwać się na nowo. Tym razem jest to już z pewnością warkot samochodu.
Natęża -się stopniowo. Wypełnia całą dolinę miarowym, monotonnym dygotem, o wiele bardziej donośnym niż za dnia. Jego odgłos szybko się wzmaga i przekracza zwykłą moc samochodu osobowego.
Warkot zbliża się teraz do drogi, która zakręca ku plantacji. Lecz zamiast zwolnić przy skręcie na prawo, jedzie dalej z tą samą szybkością; jego brzmienie dociera do uszu, okrążywszy przedtem wschodni narożnik domu. Minął już rozwidlenie dróg, dokładnie pod skalistym występem, którym kończy się wzgórze. Ciężarówka zmienia bieg i jedzie dalej z mniejszym hukiem. Jej odgłos zanika powoli w miarę oddalania się na wschód w kierunku sąsiedniej plantacji dzierżawionej przez Franka; potężne reflektory oświetlają kępy drzew o sztywnych liściach, których wiele rośnie pośród chaszczy.
Samochód Franka mógł znowu się zepsuć. Powinni już być od dawna z powrotem.
Wokół lampy gazowej nadal ■wirują elipsy: wydłużają się, zwężają, wyginają to w prawo, to w lewo, wznoszą i opadają, lub kołyszą z boku na bok, skłębione w jedno, coraz to bardziej splątane pasmo, w którym nie można odróżnić ani jednej pojedynczej krzywizny.
A... powinna być od dawna z powrotem.
109