Marta: Program, w którym uczestniczyłam (razem z kilkoma innymi lesbijkami-matkami), miał oczywiście formułę talk show. Mimo to (i mimo mało entuzjastycznego nastawienia społeczeństwa do sprawy) oczekiwałam głębszej rozmowy. Niestety, głównie kwestionowano nasze prawo do bycia lesbijkami i martwiono się o to, do kogo dziecko będzie mówiło „tata".
A.L.: Najbardziej fundamentalne w naszej kulturze wydaje się być przekonanie, że gwarantem prawidłowego wychowania, czy nawet rozwoju dziecka, jest para heteroseksualna.
Marta: Chociaż mnóstwo dzieci faktycznie wychowuje się bez ojca, z czego na co dzień nie robi się problemu. Do momentu, kiedy zaczyna się rozmowa o lesbijkach.
Ania: W tym programie padały też rady, że lesbijki powinny próbować seksu z facetami wielokrotnie, aż do skutku. Raz, drugi, dziesiąty, aż wreszcie przestaną czuć się lesbijkami. Miałam wrażenie, że ci zacietrzewieni ludzie sami nie wiedzą, co mówią.
Marta: Naprawdę, miałam potem mocno ambiwalentne odczucia.
Ania: Jeden z niewielu plusów tego programu był taki, że oglądał go mój tato (zresztą zupełnie przypadkiem) i stwierdził: „Martusia to iwdę cię kocha. Jak ona tam ładnie o tobie mówiła!”
L.: Wasze rodziny wspierają wasz związek?
ia: Moja rodzina bardzo, zwłaszcza tato, czym mnie niesamowicie zadziwił, bo on ma twarde, prawicowe poglądy. Nie wiem, co on tak naprawdę, w głębi duszy sobie myśli, ale akceptuje nas. Mamy ze sobą bardzo dobry kontakt i on na pewno nie chce tego stracić. Raz powiedział: „Nie wygłupiajcie się, dziewczyny, znajdźcie sobie wreszcie mężów", ale to było dawno temu, w nerwach (tata ma nadciśnienie i wtedy wybucha).
Marta: No tak, nie dość że dwie baby żyją razem, to jeszcze mają dziecko! [śmiech]
Moja mama jeszcze się nie przyzwyczaiła do mnie jako lesbijki, nie związku, ale wnuczek jest wnuczkiem. Tak więc też
A.L.: Co jest przedmiotem waszych macierzyńskich zmartwień?
Marta: Jak się dowiedziałam (podczas USG, więc jeszcze w ciąży) że dziecko będzie chłopcem, zareagowałam: „O matko, co to będzie?” Pomyślałam, że chłopca będzie nam trudniej wychować. Ale teraz nie mamy takiej obawy, a poza tym za żadne skarby świata nie zamieniłybyśmy Jasia ani na dziewczynkę, ani na kogokolwiek innego! On jest po prostu nasz.
Ania: Zdajemy sobie sprawę, że kontakt z fajnymi męskimi wzorcami będzie dobry dla Jasia, zamierzamy dbać o to. A jeśli pojawią się problemy, będziemy je po prostu rozwiązywać, jak do tej pory.
A.L.: Są chyba problemy, których nie da się rozwiązać bez zmiany ustawodawstwa w naszym kraju. Mam na myśli na przykład to, że tylko Marta, jako biologiczna matka Jasia, ma prawo do opieki nad nim.
Marta: No tak, o tym też dyskutujemy z dziewczynami na forum, sprawa jest dość beznadziejna. Właściwie poza kwestiami majątkowymi (co wymaga wizyty u notariusza), nie możemy sobie niczego zabezpieczyć. W świetle prawa Ania jest dla Jasia obcą osobą.
Ania: Na razie nie mamy żadnego pomysłu, co można by z tym zrobić.
Marta: Większość lesbijek-matek, z którymi rozmawiałyśmy, martwi się przede wszystkim tym, co może spotkać ich dzieci w szkole czy dalszym otoczeniu. Z powodu takich obaw postanowiłyśmy Jasia ochrzcić, żeby od początku był włączony w tak zwane życie rodzinne. Zamierzamy go też posłać na religię. Nie wiem tak do końca, czy dobrze robimy. Niedawno jedna z dziewczyn opowiadała, że jej dziecko wróciło do domu z lekcji religii i oświadczyło: „Tacy ludzie pójdą do piekła i piorun ich strzeli!” Ksiądz w ten sposób mówił dzieciom o ludziach, którzy żyją razem bez ślubu. Ja bym nie chciała, żeby Jaś przyswajał takie przekonania. Jeżeli kiedykolwiek coś podobnego przyniesie z lekcji religii, po prostu przestaniemy go tam posyłać.
Ania: Postanowiłyśmy wychować Jasia w religii katolickiej nie tylko ze względu na otoczenie. Myślę, że wychowanie w wierze da mu jakiś kod moralny. Chrześcijaństwo samo w sobie uważamy za dobre. Martwi nas raczej typowy, polski katolicyzm.
Marta: No właśnie. Kiedy postanowiłyśmy, że chcemy Jasia ochrzcić, poszłam do pobliskiego kościoła. Ksiądz zapytał, co z ojcem dziecka, więc odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie mam z nim kontaktu. Wszystko wydawało się w porządku, ale ostatnie formalności załatwiałam już z innym księdzem, który zgodził się łaskawie na ten chrzest, ale pod warunkiem, że nie odbędzie się on w niedzielę, i nie podczas mszy.
A.L.: Dlaczego?
169