uczynić za zezwoleniem wójtów i pod warunkiem opłaty czynszu na rzecz księcia w wysokości 1/2 grzywny rocznie od każdego koła. Interes wójtów wybijał się tu wyraźnie. Książę nie pozostawiał sobie żadnej możliwości ingerencji w te sprawy, a skoro wiadomo, że każdy nowy młyn stanowiłby konkurencję dla młynów wójtowskich, to jest oczywiste, iż takie prawo do budowy młyna musiało się łączyć z odpowiednim okupem lub stałym czynszem na rzecz wójtów. Przywilej lokacyjny tego nie precyzuje w ten sposób, ale takie konsekwencje nie mogły ulegać wątpliwości. W miarę rozbudowy miasta i wzrostu liczby jego mieszkańców malało niebezpieczeństwo konkurencji w tym zakresie, ale perspektywa dochodu wójtowskiego pozostawała.
Na rzece Prądnik książę przekazał natomiast wójtom dwa młyny własne, a nadto dwa inne, z których jeden należał niegdyś do klasztoru mogilskiego, a drugi do jędrzejowskiego. Widocznie zostały zaniedbane lub opuszczone. Według własnego uznania mogli wójtowie wybudować dalsze młyny i posiadać je prawem dziedzicznym, z wszystkich jednak młynów na tej rzece mieli płacić czynsz na rzecz księcia w wysokości rocznej jednego wiardunku, tj. 1/4 grzywny, od każdego zainstalowanego w nich koła. Wyłączność tu jednak im nie przysługiwała, bo przy zezwoleniu na budowę dalszych młynów zrobiono zastrzeżenie, iż nie może się ona łączyć ze szkodą innych.
Wójtowie uzyskali nadto prawo posiadania w sposób dziedziczny rzeźni exlra cmtatem, za miastem, wolnej od czynszów i świadczeń. Stylizacja odnośnej klauzuli dokumentu nie pozwala nam stwierdzić, czy dotyczyła istniejącego już obiektu, czy też mającego dopiero powstać kosztem wójtów.
Istotne odstępstwo od zasady inwestorskiej roli wójtów spostrzegamy w odniesieniu do kramów sukienniczych i kramów tzw. institorów, czyli kramarzy kupczących drobnym towarem (zwanym po niemiecku Kramerei, w dawnej niemczyźnie Kromerei), na który składały się wyroby pasmanteryjne, płótno, galanteria metalowa. W praktyce naszych miast odróżniano kupców sukiennych bardzo skrupulatnie od owych kramarzy. Różnica między nimi dotyczyła nie tylko rodzaju sprzedawanych towarów, ale również pozycji społecznej obu tych kategorii kupców. Kupcy sukienni bowiem plasowali się wysoko czy wręcz najwyżej w hierarchii społecznej miast, gdy pośród kramarzy zaledwie część do takiej pozycji dochodziła. Kramy sukienne — jeżeli mieściły się w zwartym architektonicznie kompleksie — zwane były sukiennicami i zajmowały zwykle centralne miejsce w mieście. Otóż przywilej lokacyjny Krakowa z 1257 r. przewidywał, że zarówno kramy czy sklepy sukienne, jak też kramy tej drugiej kategorii miały być wzniesione nie przez wójtów, ale przez samego księcia. Miały więc być inwestycją książęcą.
To wyłączenie było niewątpliwie dobrze przemyślaną decyzją książęcą, choć stylizacja odnośnej klauzuli zdaje się sugerować, że w tym zakresie książę wspierał wójtów własnym wkładem inwestycyjnym. Zdanie hoc eis promisimus — to im przyrzekaliśmy, mogłoby wszak być rozumiane w ten sposób, że to wójtowie zabiegali o takie wyłączenie mającego powstać obiektu z ich programu inwestycyjnego. W rzeczywistości chodziło o to, że handel w ogóle, a handel sukienny w szczególności, był zajęciem wysoce dochodowym, a zatem musiał przynosić także znaczne czynsze. Mamy prawo przypuszczać, że obie te gałęzie handlu były rozwinięte w Krakowie już przed lokacją 1257 r. i stanowiły wypróbowane źródło dochodu. Książę nie chciał i nie mógł się go pozbywać, jeżeli lokując miasto
169