żołnierskiej masy. Jest jasne, że rekrut nie powinien był swobodnie przemieszczać się między salami dzienno-sypialnymi a pomieszczeniami dla kaprali i podoficerów. Tylko oficer dyżurny zmuszony był przebywać w bezpośredniej bliskości śpiących, stłoczonych ciał. Kwatery oficerskie znajdowały się w Śródmieściu, przede wszystkim przy ulicy Świętego Wojciecha. Między skrzydłami trzeciego piętra znajdują się zabite na głucho pomieszczenia strychowe. Strzelnica? Magazyny? Tamtędy nie chodzimy, o istnieniu owej zakazanej strefy wiemy tylko, obserwując budynek z zewnątrz: małe okna pod dachem, tak wysoko, że nie sposób w nie zajrzeć, informują o tajemnym bycie zamkniętej przestrzeni.
Sale dydaktyczne mieszczą się w byłych sypialniach. Niektóre z nich przedzielono, inne zostały w pierwotnym stanie. Są stosunkowo duże, przede wszystkim zaś wysokie i wyjątkowo akustyczne. Domagają się jakiejś optymalnej masy cielesnej. Niedopełnione, przypominają stare studnie. Doprowadzają wykładowców do rozpaczy. Nawet duża grupa studentów nie zapewnia odpowiedniego rozkładu fal głosowych. Podejrzewam, że brak żołnierskiego sukna, którego substytutem nie mogą być cienkie bluzki studentek, czyni z tych pomieszczeń izby głosowych tortur. Zresztą, kiedyś wydawano tu gromkie rozkazy, jakże mogłabym mówić podobnym głosem o twórczości Elizy Orzeszkowej? Z drugiej strony, w salach tych źle słyszę. Muszę prosić studentki o powtórzenie wygłoszonej właśnie, czasem intymnej, interpretacji wiersza. I, co najdziwniejsze, źle widzę. Muszę używać do czytania okularów (w domu nie są mi potrzebne), ponieważ światło rozprasza się między tymi jasnymi ścianami równie zdradliwie jak głos.
Rzędy takich sal. O równych godzinach rozprowadzamy się po nich, jak dowódcy zmierzający na zajęcia do żołnierzy służby czynnej. Mamy pod sobą głównie kobiety, humanistyka szczecińska jest wyjątkowo sfeminizowana. W grupie znajduje się dwóch-trzech mężczyzn. W niektórych czekają na nas same żołnierki. Mimo makijażu, kolorowych włosów, głębokich dekoltów, pięknych kolan -zdyscyplinowane, przyuczone do ostrej walki na notatki, podręczniki, prawomyślne interpretacje prawomyślnego kanonu. Siedzą zwykle w jednym rzędzie, oddalone od wykładowcy murem pustych ławek rzędu pierwszego. Wykładowca-dowódca siada w oddaleniu, ceniąc sobie bezpieczeństwo fizycznego dystansu, i zaczyna trening.
Lecz jeszcze, zanim o metodach treningu, niech skończę opis przestrzeni. Gabinety pracowników nie są tu większe niż w dawnym budynku. Tyle że świetnie obwarowane murami, całkiem inaczej niż tam, gdzie ścianki działowe postawiono niedbale, z dykty. Tu mamy doprawdy solidne ściany i absolutną pewność, że nikt nie usłyszy naszej rozmowy z pytanym podczas konsultacji studentem. Tak jak nie słychać „procesu dydaktycznego” biegnącego w salach jednego piętra. Dyskrecja, podział i władza. Wyjątkiem jest jedna z sal, w której, prawdopodobnie przez instalację ciepłowniczą, słychać ćwiczenia językowe ze znajdującego się piętro niżej kolegium. Denerwujące, bo nie dość że głośno powtarzająjakieś bezsensowne rozmówki, to uczą się śpiewać. Lecz ta horyzontalna komunikacja musiała być, jak w więzieniu, pociechą dla śpiących na pryczach żołnierzy. Może rozmawiali między sobą o zakazanych sprawach, może o wolności i miłości, przekazując znaki sobie tylko znanym systemem - od sypialni na drugim ku sypialni na pierwszym? Teraz jednak owo mimowolne komunikowanie słów i melodii, a to angielskich, a to francuskich, a to niemieckich, traktuję jako agresję.
Lecz i to jeszcze nie wszystko. Oczywiście marzniemy. Żołnierz nie potrzebował wielu kaloryferów. Grzał się ciepłem oddechu sąsiada. Lecz czy wypada mi poprosić studentkę, żeby chuchała mocniej podczas analizy wątku miłosnego Lalki? To wszystko wciąż jeszcze nic. Bufet mamy w piwnicy. Nie zdążę przejść tam w czasie przerwy między zajęciami. I to jednak mało. Bo najważniejsze są pisuary.
Nic tak nie było potrzebne wojsku jak pisuar. Rzędy pisuarów, symfonie pisuarów, głębie pisuarów. I tylko kilka zamykanych kabin. Prysznice. Stare krany. Nie wypada mówić o takich sprawach, przynajmniej w dobrym towarzystwie. Ale mamy, na naszym uniwersytecie, największe skupisko pisuarów i największy ich procent
231