siarczysty mróz); imiona i nazwiska postaci są umowne (młoda ekspedientka raz nosi imię Iwona, raz Basia), a zachowania ludzkie i zdarzenia — absurdalne (prądu w sklepie nie ma — kierowniczka „Jubilera” zapala świeczki -*-> ale w melinie naprzeciwko, dokąd bohaterowie udają się „na kielicha”, telewizor działa; wigilijna „kolejka po złoto” zamienia się w loteryjną sprzedaż wycieczki do ZSRR, a „szczęśliwy” los przypada posiadaczowi paszportu do USA; w sklepie stoi francuski anarchista, który przyjechał do Polski, bo życie poświęcił dla rewolucji, a teraz „za dwie stówy” trzyma kolejkę dla jakiegoś rencisty; spolszczony Murzyn z knajackim akcentem zaprasza na „pół lyterka”; polewaczka w wigilijny wieczór polewa ulice).
Nieokreśloność wkracza również na obszar etyki i zaraża ją relatywizmem: wszyscy w tym świecie tworzą jakąś wspólnotę podejrzanych, wszyscy oddychają „powietrzem przesyconym molekułami policyjnej podejrzliwości” (s. 112). W tym podejrzanym wspólnictwie zacierają się kategorie etyczne i status moralny postaci — „ubek” (pan Duszek), oczekując na przebaczenie od akowca (Kojrana), chodzi z nim na wódkę, i nie wiadomo już, który z nich jest oprawcą, a który ofiarą (s. 123); nie wiadomo, czy pan Grzesio jest tajniakiem, czy też tak interpretujemy jego zachowanie, nie mogąc wyzwolić się od raz rzuconego podejrzenia.
Nieokreśloność dotyka również czasu świętego, zamieniając go w sprofanowany czas odświętny, pozbawiony wzniosłości i wyzbyty siły integrującej (co jest stałym wątkiem tej twórczości, jeśli przypomnieć dożynki z Wniebowstąpienia czy Boże Ciało z Nic albo nic). Wigilia to tyle, co „zwykły, wigilijny dzień” (s. 5).
Co więcej, narrator dostrzega ten sam nieporządek w wyższych rejonach. W historii rządzi bowiem kaprys (bo jak inaczej tłumaczyć, że duch dziejów za upartą walkę „o waszą i naszą” odpłaca Polakom wieczną niewolą), w kosmosie — bałagan: „niebo jest tylko śmietnikiem, w którym wicher słoneczny gania tabuny zardzewiałych sputników, nie dojedzonych konserw i zamrożonych na wieczność czyichś kości” (s. 15). Nie powinniśmy jednak dać się nabrać na ten apokaliptyczny ton: zdezelowany kosmos jest pochodną nonsensu życia jednostkowego, bo świat ten został rozchwiany, wystawiony z zawiasów sensu i ładu najpierw na poziomie najniższym, a dopiero potem na najwyższym.
Rozmyciu konturów świata odpowiada obraz zbiorowości, która traci cechy narodu. Społeczeństwo rozpada się, ponieważ jego członkowie trwają w przekonaniu, iż nie ponoszą winy za swoje życie. A skoro są niewinni i bezsilni, wobec tego zarówno wina, jak i siła znajdują się poza nimi. „Niewidzialna niewola” zagraża więc nie tyle biologicznej egzystencji, ile wyrazistości gra-
— 145 —