254
chującego: z siedzenia po drugie) stronie przejścia wpatruje się we mnie elegancki szesnastolatek, stary malutki, ubrany jak z zachodniego żurnala mód. Maryilareczka. krawacik, beżowy płaszczyk. Odpowiadam na jego wzrok zbyt długo, zbyt hardo. Zanim zdążyłem spojrzeć znowu na Ajatakę, tamten mówi coś do mnie ze złością.
- Proszę? - pytam nieco oficjalnie. To powinno go ostudzić.
- Słuchaj jej. Skoro zaczęła do Ciebie mówić, to jej słuchaj. Ja jeżdżę za nią od miesięcy i nigdy nie odezwała się do mnie. A dzisiaj zniknie.
- On ma rację - odzywa się Ajataku. - Julio już mnie nie będzie. Odprowadzisz mnie?
- Twój ruch - dopowiada chłopak. - Wyrzuciłeś szóstkę. Graj.
To autobus linii nocnej, przypominam sobie. Więc kiwam głową i staram się ostrożnie zapytać, o co chodzi z tym zniknięciem, ale Ajataka wzrusza ramionami, a ja przyglądam się jej nieforemnej czaszce i czuję nagły lęk. Nie, nie chcę wiedzieć. Zamiast odpowiedzi wyciąga do mnie rękę, spoconą i lepką, w mroku mam przez chwilę wrażenie, że doliczyłem się sześciu palców, którymi wpija się we mnie jakby w przerażeniu. Choć twarz ma spokojną. Po raz pierwszy w życiu nie wysiadam na swoim przystanku, GUI uwozi mnie gdzieś dalej, w niepokojącą otchłań przedmieść, parków i cmentarzy, za którymi od niedawna piętrzy się blokowisko. Tamten chłopak pilnuje mnie, ocenia, dba o swoją damę, która wybrała na rycerza mnie, nie jego. Autobus skręca gwałtownie, dziewczyna podnosi się, mówiąc coś niewyraźnie, a pod jej nogi upada gruba kobiecina z siatkami, z który cli wysypują się pomidory.
- Zemdlała - odzywa się z zadumą jakiś pasażer.
- Niech leży - dodaje inny.
Pomógłbym jej, ale Ajataka zawraca do innych drzwi, zmuszając mnie, żebym się cofnął. Chłopak usłużnie naciska guzik nad wejściem, koło kierowcy rozświetla się czerwony napis: „Na żądanie”. Autobus hamuje. Wysiadamy.
Znajdujemy się między parterowymi chałupkami, zza których wychylają się betonowe bloki osiedla. Biorę Ajatakę pod rękę, bo mam wrażenie, że za chwilę się przewróci. Stąpamy ostrożnie po kocich łbach uliczki, obok ceglanego budynku z niebieskim neonem „Komisariat". Na schodkach stoi milicjant, pali papierosa, odprowadza nas wzrokiem. Pilnuje. Chłopak próbuje prowadzić Ajatakę z drugiej strony, ale uchyla mu się, więc rad nierad idzie trochę z tyłu. Słyszę, że zaczyna mruczeć, robiąc długie pauzy, jakby wciąż rozpoczynał swoją kwestię:
- .la nie jestem stąd. Ja jestem obcy. Ju się nie zgadzam. Ja nie rozumiem. Ja stąd jeszcze wyjadę. Ja nie chcę. Ja ją kocham...
Dziewczyna wysuwa mi się spod ręki, przystaje, odwraca się do niego. To jego wielki moment, myślę sobie, dostąpi nareszcie tego zaszczytu, który go omijał przez długie tygodnie, kiedy chodzi! za nią krok w krok,