mi, jak dzień wcześniej poleciał z ukochaną na rodzin spotkanie.
- Poleciałeś specjalnie na Florydę? - zdumiałem się. , Tam i z powrotem w jeden dzień, żeby poznać jej rodzi-ców? Ależ to czyste cudzołóstwo. Co z tym mają wspólnego jej rodzice?
Kenny opowiada dalej: początkowo, na lotnisku, rodzice potraktowali go chłodno i bardzo sceptycznie, ale nim zasiedli do wspólnego obiadu w ich rezydencji, już zadeklarowali córce, że za nim przepadają. Pokochali go jak syna. Wszyscy kochają się nawzajem. Warto było przyjechać.
- A siostrę swojej dziewczyny i jej urocze dzieci też poznałeś? - pytam. — A jej brata i jego urocze dzieci?
O kurczę, widzę, że mój syn jest na dobrej drodze do zamiany małego więzienia, którym jest jego obecne małżeństwo, na kombinat kamy o zaostrzonym rygorze. Jeszcze raz pcha łeb pod topór.
- Kenny, oczekujesz ode mnie przyzwolenia i aprobaty? W porządku, tak się składa, że chętnie udzielam ci przyzwolenia i aprobaty.
Ale jemu wciąż mało. Nie wystarcza mu, że jako jeden jedyny w tym wielkim kraju ma ojca, który pochwala jego postępek i może nawet gotów jest pomóc mu się urządzić z nową dupeczką, która ma cudowną familię na Florydzie. Muszę jeszcze docenić wspaniałość jego dziewczyny.
- No i jeszcze do tego obój - mówię. — Czy to nie wspaniałe? Założę się, że w wolnych chwilach pisuje też wiersze. I jej rodzice również, jak mniemam.
Referencje, referencje, referencje. Ten facet nie jest zdolny do pieprzenia, jeśli nie stoi nad nim domina z pejczem w garści, ubrana w strój pokojówki. Jedni mogą się pieprzyć tylko z kartami, inni z kryminalistami, jeszcze inni z podlotkami. A mój syn może to robić tylko z dziewczyną o właściwych referencjach moralnych. Błagam, niech mu ktoś powie, że to perwersja, nie lepsza i nie gorsza od każdej innej. Niech spojrzy prawdzie w oczy i przestanie czuć się taki niezwykły.
Jest. Ust, który, wbrew jego obawom, nie zaginął w poczcie. Datowany tej samej nocy ubiegłego tygodnia, gdy Kenny złożył mi wizytę. Jakbym przez ostatni rok wymiany inwektyw nie dostał dziesięciu takich samych. Jesteś sto razy gorszy, niż myślałem”. Tak brzmi początek. Zaczynamy na maksa. A potem dalej. Pozwól, że ci odczytam: „Dalej trąbisz swoje. Nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Coś ty wygadywał? Musisz się ustawicznie potwierdzać, udowadniać, że twój wybór drogi życiowej był słuszny, a mój jest tchórzowski, groteskowy - niesłuszny. Przyszedłem do ciebie w skrajnej rozpaczy, a ty poczęstowałeś mnie dawką psychicznej agresji. Lata sześćdziesiąte - wszystko, czym dzisiaj jest, to skutek tego, jak poważnie traktował Janis Joplin. Bez Janis Joplin nie przeistoczyłby się pod siedemdziesiątkę w modelowy obraz żałosnego, starego błazna. Długa biała plereza jakże ważnych włosów, zwiotczała szyja, skryta do połowy za fantazyjnym fularem - a kiedy zacznie pan różować policzki, Herr von Aschenbach? Czy ty wiesz, jak wyglądasz? Masz pojęcie? To twoje oddanie Sprawom Wyższym. Obrona barykad estetycznych w Kanale Trzynastym. Samotny bój o utrzymanie elementarnego poziomu kultury w masowym społeczeństwie. A co z utrzymaniem elementarnego poziomu przyzwoitości?Jasne, nie miałeś odwagi pozostać w świecie akademickim i spoważnieć - ty nigdy, ani przez jeden dzień życia, nie byłeś poważny. Gdzie jest teraz ta twoja Janie Wyatt? Ile ma za sobą rozbitych małżeństw? Ile załamań nerwowych? Ile szpitali psychiatrycznych zaliczyła przez te długie lata? Czy
77