wszystkich, niezliczonych form istniejących na Ziemi. Most Światła powstał pomiędzy wszystkimi praktykami duchowymi.
Wszelako podczas burzy ma miejsce próba. Niektóre linie nauczania pozornie ulegają zapomnieniu, zniknęły stare metody, formy skostniały, niektóre nauki zdegenerowały się. Kiedy jedna z moich babek, dzierżycielka Światła swojego ludu z Północnych Równin oraz strażniczka świętego wigwamu umierała, spaliła swój woreczek z lekarstwami — przedmiotami mocy. Wolała, żeby te lekarstwa — symbole osiąganych przez nią mocy, umarły wraz z nią niż, żeby przeszły w czyjeś ręce. Nikt z jej plemienia nie był przygotowany do ich noszenia. Ta sama historia zdarza się w wielu innych przypadkach na naszej ziemi. Utrata dawnej wiedzy zasmuca mnie, a jednak kiedy nad tym głęboko medytuję, wydaje mi się, iż jest to część próby jakiej jesteśmy właśnie teraz poddawani przez Matkę-Ojca-Źródło. Moc, którą babcia przechowywała w swoim woreczku z lekarstwami pochodziła przede wszystkim z tego wielkiego Źródła. W tych dniach i w tym czasie to Źródło wciąż jest dostępne. Powstaje pytanie, czy nowi szamani są dostatecznie z Nim połączeni, aby raz jeszcze nieść Światło. Jeżeli nasze połączenie nie będzie odpowiednie, będzie to tak, jakby woreczek nie mógł przejść do następcy. Lecz jeśli jesteśmy dostatecznie mocno zestrojeni ze Źródłem, przełamujemy się poprzez formy do Ducha.
Na Zachodnim Wybrzeżu żyła potężna, bardzo znana szamanka i uzdrowicielka, która praktykowała w okrągłym wigwamie, będącym świętym miejscem jej ludu. Była uzdrowicielką leczącą swoich ludzi na wiele sposobów, głównie wysysała choroby i leczyła przez nakładanie rąk. Jednak w chwili jej odejścia nie było nikogo, kto mógłby zająć się okrągłym wigwamem. Ponieważ wigwam był uzdrawiającym centrum społeczności, skupiona wokół, społeczna tkanina zaczęła się strzępić. Wzrost pijaństwa stał się symbolem postępującej dezintegracji. Wówczas pewien młody człowiek, tęgi pijak, uzyskał wizję, wizję odbudowania świętego centrum, okrągłego wigwamu swojego ludu. Ponieważ nigdy nie ćwiczył się w szamańskich naukach, nie mógł w to uwierzyć. Zaprzeczał swojej wizji, lecz ona ciągle powracała, pokazując mu wszystko, co należy zrobić. Kiedy dał się w końcu przekonać i zaczął mówić o swoich zamiarach, spotkał się z drwinami i przeszkodami. Pomimo tego kontynuował działanie, zaczynając w najprostszy sposób; a kiedy ludzie spostrzegli, że przestrzega starych metod, że wiele z pośród form wygląda tak samo, zaczęli się wokół niego gromadzić. Stopniowo krąg rekonstruował się i dzisiaj, ci ludzie z Zachodniego Wybrzeża ponownie mają swój święty Wigwam. Ten młody człowiek nie otrzymał przekazu linii „z zewnątrz”, lecz wewnętrzny przekaz od Ducha. Otrzymał informacje — jak powiadamy — od swojej „lewej strony”. Zarówno on, jak i przekaz z sukcesem przeszli przez próbę.
Powiada się teraz, że wewnętrzny przekaz przechodzi do tęczowej mieszanki mężczyzn i kobiet wielu ras. Dla każdego z nas istnieje wewnętrzny przekaz, o ile zechcemy obdarzyć szacunkiem ten głos i tę wizję. Dla nas jako Tęczowych Wojowników wyzwaniem jest uczynić ten sen rzeczywistością, tak jak to zrobił ten młody alkoholik — wyciszyć się na tyle, byśmy mogli słyszeć i widzieć, a potem, byśmy mogli ruszyć do działania. (...)1
7
W: „Shamanism”; compiled by Shirley Nicholson, str. 282-284. Wydane przez Theosophical Publishing House Wheaton 1987 r.