i kradzież do czego nie potrafi się przemóc, także ze względu na swój Tragiczność jej sytuacji jest tym większa, że upadkowi materialnemu cd^mu bohaterki towarzyszy upadek wewnętrzny, gdyż po rozpaczliwej walce iSp°da wdowa” staje się - ze względu na córkę - żebraczkąi złodziejką. Marta jest Taterką godną lepszego losu, do czego predestynuje ją jej charakter, talenty 1)0 chowanie względem ludzi, choć ona sama już po pierwszym zawodowym do-* ^adczeniu z pracą nauczycielską jako o naiwności myśli o swym dotychczaso-s nl przekonaniu, że jest stworzona do rzeczy wielkich. Woli śmierć niż hańbę, choć ta druga pozwoliłaby przeżyć jej i jej dziecku. Uzależnienie losów dziecka, coraz bledszego, głodnego i chorego, od sytuacji matki dodaje jeszcze dramatyzmu przedstawianej kwestii kobiecej. Ważne jest również, że Marta ma nie syna, a córkę, stąd też pojawia się pytanie, w jaki sposób utrzyma się kiedyś Jancia.
Winą za dzieje Marty i jej córki Janci obarcza pisarka społeczeństwo, które nie dawało kobietom możliwości zarobkowania, a przez to skazywało je i ich dzieci na śmierć głodową, to społeczeństwo, które nie miało nawet świadomości, że taki problem istnieje. Orzeszkowa umiejętnie wydobywa ironię brzmiącą w słowach wypowiedzianych przez mężczyznę, gdy Marta, wyczerpawszy już wszystkie możliwości i zmuszona do żebrania, prosi o wsparcie: „Moja pani! (...) czy nie wstydzisz się żebrać? Jestes młoda i zdrowa, możesz pracować!”1. Choć czytelnik sam dostrzega wnioski płynące ze zderzenia tych słów z opowiedzianą historią Marty, pisarka sama wypowiada je głośno:
Czyż człowiek, który wyrzekł te słowa, mógł choćby w części wiedzieć, jakie znaczenie szyderskie, niemiłosierne posiadały one w stosunku do tej kobiety, która zmordowała śmiertelnie ducha, sterała siły ciała w daremnych próbach pracowania? Która utraciła szacunek dla samej siebie, przed sobą rozsypała się w proch nikczemny dlatego, że pracować nie mogła? Człowiek ten nie mógł wiedzieć o tym. Postępek jego z tą kobietą me mógł służyć złym świadectwem o mierze dobroci i litości zawartej w jego sercu. Bardzo być może, iż był dobrym i litościwym, iż otwarłby dłoń hojną przed bezsilnym kalectwem, zgrzybiałą starością, obalającą chorobą. Ale kobieta, która wyciągnęła ku niemu rękę żebrzącą, była młoda i niedotknięta fizycznym kalectwem żadnym, choroba nie wybiła się na jej zewnętrzność widzialnymi dla wszystkich znakami.
O moralnym zaś jej kalectwie, które przywiodło ją przed niego, o trawiącej gorączce, która od tak dawna paliła pierś jej, stopniowo w proch i zgliszcze zamieniając najlepsze uczucia człowiecze (...) on nie wiedział. Słowami tymi wypowiadał rzecz całkiem słuszną, a jednak zarazem bezwiednie popełniał niesprawiedliwość okrutną. (...) Możesz to być, aby Marta, to dziecię cichej, uroczej zagrody wiejskiej, ta niegdyś szanowana małżonka, szczęśliwa matka, ta prawa istota, która za cenę życia spełniać
\ £ Orzeszkowa, Marta, s. 167.
187