nego, do czego niegdyś ucieka! się prezydent Wałęsa, chcąc wymóc na parlamencie pewne decyzje, a w rezultacie zwiększyć swój wpływ na bieżącą sytuację polityczną. Z drugiej strony, zwiększyła się liczba samodzielnych kompetencji Prezydenta.
7. Zagadnienia przedstawione skrótowo powyżej są wprowadzeniem do właściwych rozważań, które mają doprowadzić do odpowiedzi na pytanie, czy na gruncie nowej ustawy zasadniczej mamy do czynienia z tzw. "zracjonalizowanym parlamentaryzmem" czy też z semiprezydencjalizmem.
Pierwszą wątpliwość budzi samo pojęcie parlamentaryzmu "zracjonalizowanego". Przywykło się nim określać ustroje zmodyfikowane, odbiegające w pewnej mierze od klasycznego wzorca systemu parlamentarno-gabinetowego, niemniej zbudowane na jego podstawie. Z jednej strony obejmuje się tym mianem np. niemiecki system kanclerski, z bardzo silną pozycją szefa rządu, z drugiej -niektórzy chcieliby w tych ramach widzieć system francuski, z przewagą Prezydenta. Byłoby to zatem określenie niezwykle pojemne, a co za tym idzie -bardzo nieprecyzyjne. Stwarza ono pokusę obejmowania nim niemal każdego ustroju nie będącego ustrojem stricte prezydenckim, jeśli tylko można się w nim doszukać ogólnych podobieństw do parlamentaryzmu. Faktem jest zaś, że semiprezydencjalizm powstał w drodze ewolucji właśnie z parlamentaryzmu i pewne podobieństwa są tu nieuniknione. Dlatego też dla przeciwników wyodrębniania ustroju pośredniego (bo są przecież tacy), wolących tradycyjnie trzymać się podziału na dwa klasyczne systemy demokratyczne - pomijam tu przypadek szwajcarski - pojęcie parlamentaryzmu zracjonalizowanego jest niezmiernie wygodne. Pozwala dowolnie niemal rozszerzać definicję ustroju parlamentarnego i nie tworzyć nowych "bytów". Szczęściem jednak większość przedstawicieli nauki nie uważa chyba wyodrębniania stosunkowo nowych rodzajów ustrojów za mnożenie bytów ponad potrzebę. Kurczowe trzymanie się tradycyjnych podziałów byłoby tylko hamowaniem rozwoju teorii prawa konstytucyjnego. Przemiany polityczne zachodzące na świecie siłą rzeczy sprzyjają powstawaniu nowych form ustrojowych, takich choćby jak "hiperprezydenckie" systemy w Rosji i na Białorusi . Negowanie ich odrębności skomplikowałoby tylko całość zagadnienia, zmuszając do tworzenia raczej karkołomnych podziałów wewnątrz wcześniej przyjętych kategorii, których historyczny kształt coraz bardziej oddala się od ewoluującej rzeczywistości. Dlatego też przyjmijmy tu jako oczywiste zdanie tych konstytucjonalistów, którzy bez zastrzeżeń akceptują funkcjonowanie systemu półprezydenckiego jako osobnej kategorii, nie rozciągając nadmiernie owej "racjonalizacji" parlamentaryzmu.
Powstaje tu jednak delikatny problem oddzielenia obu rodzajów rządów - co jest jeszcze ustrojem parlamentarnym, a co już prezydencko-parlamentarnym? Wydaje się, że nie istnieje żadna ogólna, jednoznaczna i w pełni zadowalająca odpowiedź. Poszukiwać jej trzeba dla każdego przykładu z osobna,
Zob. P. Sarnecki: Prezydent Republiki w rozwiązaniach konstytucyjnych państw Europy Środkowej [w:] Konstytucja i gwarancje jej przestrzegania. Księga pamiątkowa ku czci prof. Janiny Zakrzewskiej, Warszawa 1996.
80