dochodzimy do problemu „sądu” i „wyroku” królewskiego, który przez długie dziesięciolecia ekscytował badaczy i nie tylko badaczy, ale również tych wszystkich, którzy w publicystyce, a także w różnych dziedzinach sztuki, ulegli ogromnej dramaturgii tego niespotykanego w naszych dziejach wydarzenia i swojej fascynacji dawali wyraz na wielu polach twórczości.
W rzeczywistości jednak dylemat, czy śmierć Stanisława postanowiona została na mocy formalnego wyroku sądu królewskiego, czy też była samowolną decyzją Bolesława, jest dylematem pozornym. Nie istniał on także dla Galla, który - jak wspomniałem - odrzucał wszelką formę cielesnego karania biskupa przez władcę świeckiego, uważając takie postępowanie za akt bezprawia. Nieporozumienie polega jednak na czym innym. W Polsce XI wieku najwyższa władza sądowa, mająca swoje źródła w prawie zwyczajowym, należała do panującego i obejmowała całe społeczeństwo i wszystkich poddanych, którzy obowiązani byli do wierności względem niego. Przestępstwa pospolite rozpatrywali urzędnicy prowincjonalni, działający z upoważnienia władcy, ale od ich wyroków przysługiwało skazanym prawo odwołania się do sądu książęcego. Z natury rzeczy książę czy król rozpatrywał przede wszystkim przestępstwa ciężkie i owe apelacje, w przeciwnym bowiem razie działalność sądownicza absorbowałaby nadmiernie panującego. Sądy te miały miejsce zarówno w stolicy państwa, jak i w prowincjonalnych ośrodkach władzy państwowej, które książę często odwiedzał, będąc w ustawicznych podróżach po kraju, a nawet w sytuacjach nadzwyczajnych, jak np. w obozie wojskowym itd. Byłoby nieporozumieniem i anachronizmem, gdybyśmy pod pojęcie ówczesnego „sądu” książęcego podkładali nowoczesne wyobrażenia o formie, trybie, organizacji i scenerii działania sądownictwa. Roki sądowe były wytworem czasów znacznie późniejszych i stopniowego, poprzez wieki kształtującego się obyczaju sądowego i jego organizacji. W XI wieku panujący mógł ferować wyroki przeprowadzając wstępne rozpoznanie sprawy i zasięgając opinii świadków oraz zaufanych doradców, ale mógł także z równą mocą prawną wydać wyrok w postaci samodzielnie zarządzonego rozkazu. Stąd pojawiające się opinie, że we wczesnym średniowieczu władca dysponował prawem karania poddanych bez sądu, są wewnętrznie sprzeczne.
Omawiany tekst Galla nie daje podstawy do rozstrzygnięcia, czy w przypadku biskupa Stanisława król podjął decyzję po uwzględnieniu stanowiska najbliższych doradców spośród rady królewskiej, w tym również arcybiskupa gnieźnieńskiego, czy też wyrokował całkowicie samodzielnie. Relacja Anonima zawiera wszelako pewne sugestie, przemawiające za drugim z wymienionych trybów postępowania. Zdaje się na to wskazywać kwalifikacja moralna postępku Bolesława przez kronikarza jako „grzechu”, ale przede wszystkim dwukrotne podkreślenie, iż król „mścił się” na biskupie. Określenia te sugerują, że na podstawie uzyskanych informacji Gall wyrobił sobie pogląd, iż wyrok zapadł nagle i że opinia dworska była nim zaskoczona, odczuwając go raczej jako akt osobistej zemsty niż jako sprawiedliwą karę. Historyk musi być jednak bardziej wstrzemięźliwy w swoich sądach. Nawet jeżeli król nakazując uśmiercenie biskupa okazywał przejawy gniewu i wzburzenia, musimy wziąć pod uwagę domniemanie, że działał zgodnie z wewnętrznym przekonaniem, uważał się bowiem, zgodnie z prawem, tradycją i obyczajem, za sędziego najwyższego, za uprawomocnionego do karania wszystkich swoich poddanych. Można przy tym wątpić, czy młody, a do tego dotknięty niedawnymi klęskami, polski chrystianizm, dopiero co organizacyjnie odbudowany, był zdolny ów wiekowy obyczaj ograniczyć i wypracować dla siebie w opinii społecznej własne prawa i obyczaje, zawężające atrybuty władzy monarszej. Bez względu zatem na okoliczności bezpośrednio towarzyszące wydaniu decyzji zgładzenia biskupa musimy przyjąć, że miała ona pełną moc prawną.
Fundamentalne znaczenie dla określenia „grzechu” Stanisława ma ostatni człon omawianego zdania, wyjaśniający, dlaczego król wydał go na śmierć i dlaczego wybrał taki rodzaj kary - „zemsty”. Słynne wyrażenie Gallowe pro traditione stało się przedmiotem zaciekłych sporów historiograficznych, ciągnących się do dzisiaj. Jakby tego było mało, kronikarz w następnym zdaniu wprost nazwał Stanisława: traditor episcopus. W dosłownym przekładzie słowo traditio znaczy „zdrada”, a określenie traditor znaczy „zdrajca”. Ci badacze, którzy uznawali tekst Galla za rozstrzygające źródło do poznania tła konfliktu, niemal zawsze rozumieli owe wyrażenia dosłownie, przypisując wobec tego Stanisławowi łączenie się z wrogami zewnętrznymi na szkodę państwa polskiego. Najpełniejszą i naj-
105