znaczeniami, zobaczmy, jak się staje ,,ja-inny”, a ocalimy różnorodność świata. Może potrzeba nam odwrotu od polityki warunkowej akceptacji, odejścia w stronę bezwarunkowej empatii? Jednak język tegoż odejścia może rodzić sprzeciw, bo jest złożeniem broni, kapitulacją, kiedy strona przeciwna i nasi generałowie nadal wzmacniają arsenały. Nie obwiniajmy samych mechanizmów języka za grzechy popełniane przez ludzi. „Samo się” nie wyklucza.
Edward Balcerzan w cyklu felietonowym zamieszczanym w poznańskim „Arkuszu” rozprawia się z „poruszeniami znaczeń” w sposób, który wydaje mi się niezwykle celny. Balcerzan w przeciwieństwie do mnie niejest zwolennikiem nowych doktryn, ale trafia w sedno, gdy pisze: Nowa Doktryna jest dziecięciem epoki wolnorynkowej. Cóż się dziwić, że korzysta z jej forteli? Ten sam mechanizm reklamy. Idziesz po głos, dają ci pismo. Prosisz o pismo, wychodzisz z wibracjąl0.
Pytasz i błądzisz. Ocierasz się o piękne i utopijne postulaty. Wszystko jest obok, jak w felietonie Balcerzana, gdzie kuweta dla kota reklamuje egzotyczne wakacje, a obraz z wakacji kuwetę. Gdzie zamiast odpowiedzi na pytania fundamentalne - pakują ci w książki różnię, wibracje i etykę, która ma się opierać na indywidualnym przeżywaniu, codziennie odbieranym ci przez kulturę, skłaniającą do zachowań zbiorowych. Co, wobec tego, robić? Na pewno nie rezygnować z tej energii, jaką obiecuje feminizm, nie rozpuszczać jej w donioślejszym pozornie projekcie ponowoczesnej humanistyki, sprowadzającym znów wszystko do jednego modelu.
Całkiem niedawno, słuchając sto-któregoś-tam albo i jeszcze więcej referatu na temat teorii poststrukturalistycznych, zdałam sobie sprawę, że nie mogę już tego słuchać. Że jeśli coś jest mi obce, to ta właśnie urokliwa dywagacja teoretyczna, znajdująca się na antypodach ludzkiego doświadczenia. Pomyślałam też, że jest to spekulacja pełna pułapek, bowiem unieważnia biograficzne i egzystencjalne doznawanie inności, czyniąc zeń dylemat języka i biorąc w nawias empirię społeczną. Nie ma innych, są słowa. Słowa zabija-
10 E. Balcerem, Syn - minie pismo, „Arkusz” 2003, nr 2, s. 15.
ją, to wiem, jestem badaczką literatury. Tylko co z tego? Czy za fetyszami nauki kryją się może zabłąkani ludzie?
Trzeba być pełnym pychy, żeby poprzestać na spekulacjach teoretycznych. Trzeba być bardzo „tym”, żadnym innym. Nie idzie mi jednak o to, żeby unieważnić refleksję teoretyczną, ale o to, żeby nie poprzestać na stworzeniu kolejnego modelu, przydatnego przede wszystkim do utwierdzania pozycji swego wytwórcy jako myśliciela. Chodzi mi o zrobienie decydującego kroku: kroku etycznego ponad własną teorią. Bo przecież obserwacja sprawczych mocy języka powinna być tylko początkiem, po nim nastąpić musi praca świadomości, próba uwolnienia się z pułapki (nawet jeśli w możliwość uwolnienia nie wierzymy), uporczywe rozbijanie siatki semantycznej, w którą zaplątany jest nasz obraz świata. Uwalniać się, uwalniać jak babki z gorsetów, jak pierwsze sufrażyski spod władzy ubezwłasnowolniających je kodeksów.
Tego powinna nauczyć się od feminizmu humanistyka. Jeśli feminizm choć trochę to potrafi. Jeśli sam się obroni przed powtarzaniem drogi, która go upodobni do głównego nurtu. Zawsze istnieje niebezpieczeństwo, iż „niewinny ląd” naszej nowej teorii zainfekuje się grzechami teorii odrzucanej. Jawne mówienie o tym, co wcześniej było ukryte, co podlegało zakazowi, narażone było zarówno na bezpośrednią przemoc, jak i przemoc niejawną, wyrażającą się przemilczeniem, medykalizacją, penalizacją czy wreszcie kamuflażem, wyparciem - buduje nową siatkę zawłaszczeń, także na terenie historii literatury, której niewygodne (w tym nowym oświetleniu) wątki zostają przemilczane.
Pozytywnym przykładem jest wstęp do antologii Mary Eagle-ton poświęconej feministycznej teorii literatury. Eagleton opisuje przemyślenia z czasów, kiedy była nauczycielką literatury i przekonała się o wysokiej wartości krytyki feministycznej. Uznała wówczas, że należy dać studentom możliwość kontaktu z najważniejszymi artykułami, dlatego zestawiła ich antologię. Po dziesięciu latach okazało się, że wybrane przez nią teksty stanowią klasykę. Ona sama zdecydowanie sprzeciwia się tworzeniu „nowej, słusznej teorii”,
23