106
NOYALIS
szłych pociągają nas ku umieraniu, ku przemijaniu. Wyobraźnia przyszłości pcha nas ku żywieniu, ku skracaniu, ku działaniu asymilującemu. Dlatego też każde wspomnienie napawa melancholią, każde przeczucie — radością. Jedno miarkuje nazbyt dużą żywotność, drugie wzmacnia zbyt słabe życie. Zwyczajna teraźniejszość łączy przeszłość i przyszłość przez redukcję. Dochodzi do ich zetknięcia, dó krystalizacji przez znieruchomienie. Istnieje jednak duchowa teraźniejszość, która identyfikuje obydwie, rozłożywszy je uprzednio, i ta mieszanina jest żywiołem, atmosferą poety.
FRAGMENTY LOGOLOGICZNE (a)
Nr 13
Surowy, dyskursywny myśliciel to scholastyk. Prawdziwy scholastyk jest mistycznym subtylistą. Swój wszechświat buduje on z logicznych atomów — niszczy całą żywą naturę, by na jej miejsce postawić sztuczne myślenie. Jego celem jest nieskończony automat. Na przeciwnym biegunie znajduje się surowy myśliciel intuicyjny. Jest on mistycznym makrologiem. Nienawidzi reguł i trwałej postaci. W naturze rządzi życie dzikie i gwałtowne — wszystko jest ożywione. Nie ma tu prawa — wszędzie samowola i cud. Jest to myśliciel czysto dynamiczny.
Tak duch filozoficzny zrazu porusza się w masach całkowicie oddzielonych.
Na drugim stopniu kultury masy te zaczynają się stykać, i to w dość różnorodny sposób. Jak w ogóle z połączenia i nieskończonych ekstremów powstaje to, co skończone i ograniczone, tak i tu pojawiają się niezliczeni eklektycy. Zaczyna się epoka nieporozumień. Na tym stopniu myśliciel najbardziej ograniczony jest najznakomitszym, najczystszym filozofem
PROZA FILOZOFICZNA — AFORYZMY
PROZA FILOZOFICZNA — AFORYZMY 107
drugiego stopnia kultury. Ta klasa ogranicza się całkowicie do rzeczywistego, aktualnego świata w najściślejszym znaczeniu tego słowa. Filozofowie pierwszej klasy patrzą z pogardą na filozofów klasy drugiej. Mówią oni, że tamci są tylko wszystkim po trochu — a zatem niczym. Ich poglądy uważają za skutki ich słabości, za inkonsekwentyzm. Skądinąd filozofowie drugiej klasy zgodni są we współczuciu, jakim darzą filozofów klasy pierwszej, których obwiniają o najbardziej absurdalne marzycielstwo posunięte aż do szaleństwa.
Jeśli z jednej strony scholastycy i alchemicy wydają się całkowicie podzieleni, natomiast eklektycy zdają się stanowić jedność, to z drugiej strony wszystko przedstawia się dokładnie odwrotnie. Pierwsi są w istocie tego samego zdania — mianowicie co do absolutnej niezależności i nieskończoności tendencji do medytacji; jedni i drudzy wychodzą od absolutu. Natomiast myśliciele o ciasnych umysłach są w istocie ze sobą skłóceni i jednomyślni tylko w sprawach wtórnych. Tamci są nieskończeni, ale monotonni — ci ograniczeni, lecz różnorodni. Tamci mają geniusz, ci — talent, pierwsi mają idee, drudzy — fortele. Tamci to głowy bez rąk, ci to ręce bez głów.
Na trzeci stopień wspina się artysta, który jest zarazem narzędziem i geniuszem. Odkrywa on, że ów pierwotny podział absolutnych aktywności filozoficznych to głębiej tkwiące rozdarcie jego własnej istoty, którego istnienie opiera się na możliwości zapośredniczenia między formami tych aktywności, na możliwości ich połączenia. Stwierdza on, że chociaż aktywności te są heterogeniczne, to jednak ma on możność przechodzenia od jednej do drugiej, zmieniania ich biegunów zależnie od chęci. Odkrywa więc w nich konieczne elementy swego ducha; zauważa, że oba muszą połączyć się w jednej wspólnej zasadzie. Wnioskuje stąd, że eklektyzm nie jest niczym innym, jak tylko skutkiem niedoskonałego, wadliwego wykorzystania tych możliwości. Uzna za bardziej niż