NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (81)
Walka o szkolnictwo
Przez wieki Krk rościł sobie wyłączne prawo do kształcenia i wychowywania dzieci i młodzieży. Pierwsza szkoła świecka - a więc niepodporządkowana Krk - powstała w Polsce dopiero w drugiej połowie XVIII w.
Ursyn Niemcewicz. Nic była ona jednak w stanic zlikwidować olbrzymiego zacofania na polu oświaty. Reforma szkolnictwa była sprawą pilną, a zarazem zadaniem trudnym, gdyż bardzo kosztownym. Niejednokrotnie wysuwano projekty przejęcia przez państwo szkól zakonnych wraz z olbrzymimi majątkami zakonów, jednakże zdawano sobie sprawę, że papiestwo nie dałoby na to zgody.
Dopiero kasata w roku 1773 znienawidzonego zakonu jezuitów przyspieszyła i ułatwiła reformę oświaty. Do organizacji szkolnictwa powołane zostało pierwsze w święcie ministerstwo oświaty - Komisja Edukacji Narodowej, której podporządkowano wszystkie szkoły (z wyjątkiem Szkoły Rycerskiej). Przystąpiła ona do budowy nowej, postępowej, świeckiej szkoły narodowej. Komisja opracowała nowe programy nauczania, w których ograniczono rolę łaciny i usunięto teologię. Po raz pierwszy w Polsce zorganizowano
Krk od zawsze dążył do pełnej kłerykalizacji życia społecznego, a droga do tego wiodła w pierwszym rzędzie przez opanowanie szkolnictwa. Średniowieczne szkolnictwo w całości podporządkowane było Kościołowi. Funkcjonowały wówczas szkoły parafialne, klasztorne i katedralne, w których wychowywano młodzież w duchu uległości i posłuszeństwa wobec hierarchii, zaś treść nauczania nie mogła być sprzeczna z papieskimi dogmatami. Dopiero reformacja tchnęła nowe życie w oświatę, wychowanie, szkolnictwo i naukę. Od połowy XVI w. zaczęły powstawać nowoczesne szkoły ariań-skie zakładane przez braci polskich, z których światowy rozgłos zdobyło zwłaszcza pięcioklasowe gimnazjum humanistyczne w Rakowie (zwane Atenami Rakowskimi). Kształciła się tam młodzież różnych wyznań, a nakaz tolerancji religijnej traktowany był w tej szkole jak święty (Ł. Kur-dybacha, „Historia wychowania” L 1, sir. 458). Zapoznawano w niej studentów z najnowszymi osiągnięciami naukowymi, w tym z odkryciem Mikołaja Kopernika. Po wypędzeniu arian z Polski szkoły ariańskie zostały przejęte przez zakon jezuitów.
Skupił on w swoich rękach niemal całe szkolnictwo polskie, które było całkowicie wyjęte spod kontroli państwowej. Jak trafnie ocenił Michał Bobrzyński („Dzieje Polski w zarysie”, 1879 r.), „nauczanie jezuickie trzymało młodzież z dala od wszelkiej wiedzy. (...) karmiono młodzież okruchami nauki, z której zdano wszelki cień swobodnego badania i myśli". Historycy - z wyjątkiem tendencyjnych publicystów katolickich - są zgodni w opinii, że szkolnictwo jezuickie przyczyniło się do upadku politycznego Polski i do zaborów.
Wyłomem w szkolnictwie polskim (choć jeszcze nic przełomem) było Collegium Nobilium, utworzone w roku 1740 przez Stanisława Konarskiego - czołowego prekursora polskiego oświecenia. Wprowadzono w nim nowy program nauki i wychowania. Do programu szkolnego włączono nauki przyrodnicze oparte na najnowszych zdobyczach naukowych, geografię, historię powszechną i ojczystą oraz naukę języka polskiego. Metodę uczenia się na pamięć zastąpiono w znacznej mierze metodą poglądową, opartą na rozumowaniu. Z Collegium Konarskiego wyszło wielu ludzi o szerszych
horyzontach umysłowych, czynnych działaczy i mężów stanu, zdolnych do zrozumienia konieczności reform w kraju i przejęcia przez państwo całego systemu wychowania. Konarski w swojej działalności napotykał na ogromne problemy. Z gwałtownymi atakami przeciwko niemu występowali zwłaszcza jezuici, a także profesorowie Akademii Krakowskiej. Działalność takich jednostek jak Konarski torowała drogę w walce o postęp. Pierwszą w Polsce całkowicie świecką szkołą państwową - nicpod-porządkowaną Krk, a więc wychowującą w duchu obywatelskim - była utworzona w 1765 r. Szkoła Rycerska (Korpus Kadetów). Świetnie wyposażona w pomoce naukowe, miała doskonałych nauczycieli, w większości świeckich, często cudzoziemców - Francuzów i Niemców. Skoszarowana i umundu-rowana młodzież uczyła się (7^ zarówno przedmiotów wojsko- » ~
wych, jak i ogólnokształcących. Szkoła Rycerska wykształciła wybitnych wojskowych, polityków i pisarzy. Stamtąd —^ wyszli między in- •'J nymi: Tadeusz ^ Kościuszko, Jakub Jasiński,
Karol Knia-ziewicz, Józef Sowiński, Stanisław Fiszer i Julian seminaria nauczycielskie, które miały uniezależnić szkolnictwo od nauczycieli duchownych. Ponieważ brakowało świeckiej kadry nauczycielskiej, posiłkowano się nauczycielami zakonnymi, ci zaś - z wyjątkiem pijarów - albo nic chcieli, albo nie umieli uczyć „po nowemu". Zdecydowanie wrogą postawę wobec nowej szkoły zajęła hierarchia kościelna oraz ciemna szlachta, podjudzana przez cksjezuitów. Jeszcze w roku 1790, a więc prawie 20 lat po utworzeniu Komisji, niektóre sejmiki szlacheckie żądały jej zniesienia, przywrócenia zakonu jezuitów i oddania w jego ręce wychowania publicznego. Ostateczny cios Komisji zadała konfederacja targowicka. Na wielu członków Komisji (z Hugonem Kolłątąjem na czele) wydano zaoczne wyroki śmierci, a jej mienie konfiskowano i grabiono, tak jak to uczynił biskup inflancki Józef Kossakowski.
Nowy etap batalii o szkołę i jej charakter rozpoczął się w odrodzonej Polsce. Konkordat z 1925 r. wprowadzi! obowiązkową naukę Ireligii w szkołach państwowych, [jednak roszczenia kleru wykraczały daleko poza faktyczny stan prawny. Głównym jego celem było stworzenie szkoły wyznaniowej, czyli takiej, w której dzieci innych wyznań Inie mogłyby pobierać nauki wspól-Inie z dziećmi katolickimi Do swoich największych wrogów kler za-lliczał Związek Nauczycielstwa Polskiego, który optował za wprowadzeniem szkoły czysto świeckiej. Działalność nauczyrie-fli zrzeszonych w ZNP mobilizowała opinię publiczną przeciwko roszczeniom klerykalnym.
ARTUR CECUŁA
Nasi ekstremiści
W kwiecie coraz bardziej niereli-gjgnym mniejszościowym grupom religijnym udaje się narzucić realizację własnych interesów niezadowolonym z togo społeczeństwom. Jak wtańdwie HmU ton mechanizm?
Kilka dni temu włoski dziennik „Corrie-re della Sera” nazwał ekstremizmem katolickim przekonania religijne braci Kaczyńskich i ich patrona z Radia Maryja. To trafne sformułowanie dobrze opisuje sytuację, w której ideologia religijna podzielana przez nie więcej niż 20 procent społeczeństwa trzyma w szachu całą resztę. Oczywiście, na katolicki ekstremizm choruje w Polsce nie tylko środowisko radiomaryjne. Skrajny, czyli ekstremistyczny, mamy niemal cały episkopat, a jedynym wyjątkiem wydaje się arcybiskup Józef Życiński, którego wypowiedzi w kwestiach etycznych wyglądają czasem mniej fanatycznie niż popisy medialne reszty jego kolegów. Cóż jednak z tego, skoro umiarkowanie w kwestii np. zapłodnienia in vitro nadrabia arcybiskup lubelski nieumiarkowanym klerykalizmem i upartym wtrącaniem się w nic swoje, czyli nickościelnc sprawy.
Wydaje się, że jedną z taktyk ruchu anty-klerykaincgo w Polsce powinno być uświadamianie społeczeństwu różnic, jakie występują pomiędzy większością świeckich katolików, a mniejszościową, ekstremistyczną frakcją
Kościoła, skupioną wokół episkopatu. Sądzę, że powinniśmy demaskować ten ekstremizm i ciągle go unaoczniać, aby wykazać, że linia politycznego, a czasem także światopoglądowego podziału nie przebiega bynajmniej tylko
pomiędzy katolikami a niewierzącą mniejszością. Ona przebiega między ludźmi prezentującymi racjonalne poglądy na temat roli Kościoła w państwie czy etyki seksualnej a wpływowym, religijnie fanatycznym, choć nielicznym lobby, podzielającym skrajne poglądy Radia Maryja i episkopatu. Takie postawienie sprawy wybije biskupom z ręki argument o rzekomym reprezentowaniu w mediach i w kontaktach z państwem poglądów i oczekiwań polskich katolików. Katolicy w większości kwestii nic zgadzają się przecież ze swoimi biskupami i Watykanem. Hierarchia i jej słudzy muszą czuć, że tak naprawdę są w naszym krąju mniejszością, i musimy zrobić wszystko, aby świadomość tej sprawy nieustannie się poszerzała.
Zresztą druga ekstremistyczna strona także zdaje sobie sprawę, że linia podziału
światopoglądowego nie biegnie pomiędzy liniami formalnej przynależności do danych Kościołów lub religii. Przekonał mnie o tym wymownie zdumiewający tekst, jaki przeczytałem w ultrakatolickiej „Niedzieli”. Otóż, jak donosi katoprawicowy tygodnik, w trakcie kampanii przed wyborami prezydenckimi w USA konserwatywna część katolików popierała Mit-ta Romneya jako kandydata republikanów. Romney w końcu przepadł, ale ciekawy jest fakt, że polityk ten zdobył entuzjastyczne poparcie katolickiej konserwy, choć sam jest praktykującym... mormonem. Tekst z „Niedzieli” jest pełen entuzjazmu dla wyznawcy Kościoła Świętych Dni Ostatnich, którego to kościoła katolicy i protestanci nic są nawet łaskawi uznać za wyznanie chrześcijańskie. Mormoni są uważani za groźną sektę postchrzc-ścijańską m.in. dlatego, że wyznanie to opiera się na dodatkowej świętej księdze, nicuzna-wanej przez resztę chrześcijan. Okazuje się jednak, że w USA. gdzie ci pogardzani i wściekle zwalczani „sekciarze" są mocni i wpływowi.
mogą się oni stać™ bezcennymi sojusznikami w promowaniu tzw. wartości chrześcijańskich.; Bo mormonów, fundamentalistów protestanckich oraz prawowiernych katolików łączy kult tradycyjnej rodziny, protekcjonalny stosunek do kobiet, fobia aborcyjna, nienawiść do edukacji seksualnej oraz pogarda dla homoseksualistów. To spoiwo okazuje się trwalsze niż dogmatyczne i organizacyjne różnice, a nawet kwestia zbawienia wiecznego. „Niedziela” cytuje popularnego w Polsce George’a Wie* gela, biografa Jana Pawia II, który podzielił się kiedyś takim oto marzeniem: gdyby w amerykańskim życiu publicznym zastąpić wszystkich aktywnych katolików mormonami, to zasady moralne głoszone przez Kościół znalazłyby - paradoksalnie - wierniejszych obrońców i zwolenników”. A więc w kwestiach polityczno-moralnych mormon jest lepszym katolikiem od formalnie katolickiego Johna Kerry’ego, byłego kandyda urząd prezydenta USA, i formalnie tykującego katolika, lecz także m.in lennika znienawidzonego przez Wa prawa do aborcji!
Cóż, ekstremiści wszystkie łączcie się! Ale łączcie się tak wo, niedogmatycznie cy, także katolicy. Nie wo la krzykliwej, fanatycznej mnicji