jeżyk w jego obecności. Nie umiem z nim rozmawiać. Alle chcę m niego patrzeć. Wiecznie.
— Czy także kochasz jego psa? — złośliwie spytał Kazio.
— Jesteś podły—bez złości powiedziała Angelina.
— Ale mów, mów —powiedział Kazio—słucham dę 2 tak| rozkoszą. Zupełnie jakby Richter grał preludium Rachmaninowa. To wiosenne.
<— Czy uważasz moje uczucie za tandetę?
— Wcale nie uważam Rachmaninowa za tandetę. To bardzo mocna muzyka.
— Właśnie. Dobrnę to powiedziałeś. Moje uczucie jest
— Mocna jest miłość jako śmierć.
— Och, nic mów o śmierci. On też mówi o śmierci. I Mówi, że wojna zabrała mu skrzydła, że nie ma dok|d ie-I ćfcć.
— Ale ty nm te skrzydła przypniesz—2 odcieniem parodii powiedział Kazimierz — pofrunie jak orzeł.
Wyszli poza mur i stanęli wobec miejsca, które oboje lubili, wyznaczali sobie tam randki, nazywali „koło hałdy9*, ale to nie była hałda, było to usypisko z kilku kawałków tnutru złożone, na które nasypały się jakieś cegły i gruzy, a wszystko porosło wysokimi chwastami, które już teraz zrudziały i drżały w wietrze jak wszystko na stepie. Jeden ułomek mura z czerwonej cegły wznosił się trochę wyżej i jakby parawanem zasłaniał od wiatru 2 południa. Za tym ułomkiem zawsze siadali i nawet utworzyło się tutaj coś w rodzaju darniowej ławeczki. Na tej ławeczce odbywały się zwierzenia, jeżeli się było we dwoje, a głębokie zamyślenia, jeżeli się tu zaszło samemu. Nazwali to miejese: „Uto-li moja piecz ali”, co znaczy „ucisz moje smutki”, a tak się nazywał pewien cudowny obraz Bogarodzicy.
— Wiesz, ktoś już ta taj tył dzisiaj — powiedział Kazio, stojąc przed ławeczką — widzisz, ile fu leży petów,
— To prawda—powiedział. Angelina—a pety niemieckie.
— Hanza? już tu był?—zamyśli! się Kazio.
— Mam niedobre przeczuck— powiedziała Angelina.
— Miłość romantyczna 1 niedobre przeczucia. Czyś ty się ule zakochała w moim ojcu, Angelino?
— Gdyby był młodszy—■westchnęła — ma więcej w soHe poeaji niż tyl
— CaoOTsi; ga nie mam poezja 1 To mówią: a recenzenci słuchając mego grania.
•— Niedobry jesteś--powiedziała Angelina — nic daj Boże, abyś się kiedyś zakochał I
— Myślisz; że się nie kockim? — szepnął smutno Kazio.
— Pojedzicsz do Florencji, tam się izakodhasz.
— Skąd wiesz?
— Cafe miasteczko trąbi, że jeddesz na konkucs do Bb-rencji.
— 03 miasteczko to jeszcze mało.
—- Florencja — powtórzyła Angelina jakby lubując się tym słowem,—Florencja. Tam jest bardzo pięknie, nad brzegiem Arno stoją kościoły i muzea., taj® są pomniki muzyków i poetów, rzeźbiarzy i budowniczych, tam kwitną róże i tuberozy, a w górze jest Fieście...
— A w górze jest płac Michała Anioła, z którego widać całe miasto w dole. I różowa kopuła katedry wygląda jak odwrócony kwiat tulipana — z fałszywym patosem ciągnął Kazimierz, a potem się grubo zaśmiał.—To miasto bankierów i faszystów, fałszywych katolików i okropnych pianistów — jak oni tam grają! I to na serio. Boki można sobie pozrywać, Florencja — wymarzone miasto, brr...