DLACZEGO?
Jeżeli prawem człowieka walczyć o własne dobro, iść w ślad za pragnieniami szczęścia i wierzyć, że ono dla niego istnieje i słusznie mu się należy, jeżeli prawem człowieka wyrwać z cudzych rąk to, co mu zabrali, lub co błędnie lub słusznie nazywa swoim; jeżeli prawem człowieka wyrywać z cudzego, głodnego gardła chleb, gdy jest głodny, i z trupich objęć zabitych w walce przyjmować zdobytą rozkosz.
Dlaczego, naturo, nie pozwalasz nam być ludźmi?
Jeżeli myśl rozkwitła w gorącym mózgu wykazuje nam ohydę walki o byt; jeżeli surowa świadomość sumienia każe nam w obliczu swej sprawiedliwości zrównać własne pragnienia, w których szalejemy, z pragnieniami innych, które tylko odczuć i zgadnąć możemy i wyrzec: „ich żądze są równie słuszne, jak nasze” i czuć, że walcząc z nimi, chcemy im wydrzeć ich prawa, dopuścić się względem nich gwałtu, szukając dla siebie sprawiedliwości; jeżeli duma broni nam tarzania się w pyle, w szale walki o kość; odczucie praw drugich uczy własne uważać za bezprawie, a sumienie — wzruszać się każdym jękiem i prośbą i nie być zdolnym do patrzenia na cudzą rozpacz; jeżeli myśl wyzuwa nas z rozkoszy życia, jeżeli myśl 56
każe nam się zrzec wszystkiego, czego pożądamy, na rzecz tych, których byśmy skrzywdzili, stając się szczęśliwi i którzy, stając się szczęśliwymi, mocą naszego zrzeczenia się, nas krzywdzą...
Dlaczego nam, naturo, myśl dałaś, dumę i sumienie?
Jeżeli naszym pragnieniom szczęścia odpowiada rzeczywistość, jeżeli one nie są jałową nadzieją i jałową katuszą; jeżeli szczęśliwym być pragnie każdy, a możliwość stania się nim istnieje dla wszystkich; jeżeli celem twoim i ideałem ludzkości jest zadowolenie każdego, a nie szczęście jednych kosztem drugich...
Dlaczego nam, naturo, każesz wybierać między zrzeczeniem się szczęścia, dostąpieniem go po mękach, łzach i rozpaczy drugich?
Dlaczego nawet wtedy, gdyśmy syci i zadowoleni, po ludzku obchodzić się z sobą nie umiemy?
Dlaczego wśród tłumów każdy czuje się samotnym, a fala człowiecza nie jest żywą i zjednoczoną całością, lecz chaosem luźnych i rozpraszających się cząstek? Dlaczego wśród braci patrzymy na nich w podejrzeniu wzajemnej nienawiści? Dlaczego przechodzimy obok siebie obojętnie, jak koło kamieni, lufc> z wzrokiem pełnym bezpodstawnej wzgardy, lub z barbarzyńskim spojrzeniem aroganckiej chciwości? Dlaczego, jeśli mamy sobie pomagać wzajemnie i w morzu ogólnego szczęścia czerpać własne, czyhamy na siebie, czekając dogodnej chwili wyzysku
57