sy. Podczas gdy kobiety flirtowały bardziej otwarcie i miały teraz na celu przede wszystkim korzyści materialne, mężczyźni sprawiali niekiedy wrażenie, jakby szykowali się na randkę. Na ogół nie posuwali się aż tak daleko, żeby robić sobie kunsztowne fryzury, ale wtykali kwiaty we włosy albo z liści palmy adokana — której owoce tak smakują słoniom — wykonywali błyszczące białe opaski i przystrajali nimi ramiona, nogi i czoła. Kilku, jak na przykład Longoli, młodszy brat męża Bili, przejęło od Turkanów zwyczaj noszenia skórzanych nagolenników, chroniących łydki przed kolcami. W podobnych chwilach mogłoby się wydawać, że młodzieńcy przygotowują się w ten sposób do jakiegoś miłosnego spotkania. .Tymczasem kiedy byli już gotowi, brali stłuczony kawałek lustra i przeglądali się przez chwilę z zadowoleniem, po czym odchodzili w poszukiwaniu jakiegoś odosobnionego miejsca z dobrym widokiem i siadali tam, jeszcze bardziej samotni niż zwykLeJ Jeżeli ich życiu seksualnemu towarzyszyła miłość, była to tylko miłość do samych siebie.
Jest rzeczą zrozumiałą, że Ikowie mogli nie darzyć już swoich gór miłością} jaką niegdyś do nich czuli, ale jednak ta miłość nie przerodziła się w nienawiść czy rozpacz, tylko znów w uczucie apatii? któremu towarzyszyła nieufność i sceptycyzm. W Pirre, tak jak w Nawedo, często przelatywały nam nad głowami w kierunku Parku Kidepo ciężkie deszczowe chmury, z których nie padała ani kropla deszczu. Morungole też nieraz bywała spowita kłębiącą się mgłą, nikt jednak nie zadawał sobie nawet trudu wyglądania deszczu, choć czasem się o nim mówiło po prostu dla podtrzymania rozmowy, jeżeli Ikowie byli nastawieni bardziej towarzysko. A kiedy deszcz naprawdę nadchodził, głośny okrzyk: ,,Aats a didi!”, nie był okrzykiem radości, lecz irytacji, gdyż oznaczało to zimno i wilgoć — dwie rzeczy, których Ikowie bardzo nie lubią. Gdy tylko groziło im jedno lub drugie, natychmiast porzucali wszelką pracę i rozdrażnieni gromadzili się wokół ogniska. Jeżeli wszystko wskazywało na to. że nie będzie to jedynie przelotny deszcz, rozdrażnienie zamieniało się w złość. Ludzie zaczynali narzekać, że spadł właśnie teraz, jak gdyby każda pora nie była równie dobra dla tej wysuszonej, spragnionej wody ziemi. Pe%vnego dnia. kiedy właśnie wszyscy mieli iść do Kasile po specjalne rządowe zasiłki dla głodujących, które akurat tam nadesłano, zaczęto rozmawiać o tym, że dawno nie było deszczu, i ów fakt rozzłościł ich prawie tak samo, jak gdyby ten deszcz faktycznie spadł. Ogarnął ich taki zły humor, że po prostu chcąc zrobić samym sobie na złość, postanowili nie iść do Kasiłe. W owym czasie nie mogłem tego zrozumieć i spytałem, dlaczego nie chcą tam iść, skoro czeka na nich tyle żywności, którą — jeżeli nie pójdą — dostaną Ikowie z innych wiosek. Powiedzieli, że po południu ma się tu odbyć wielka uczta u Dodosów, zostają więc, aby WzJąć w niej udział. Oczywiście żadnej uczty nie było, o czym Ikowie doskonale wiedzieli, ale chcieli jakoś wytłumaczyć mi swoje zachowanie, choć sami przed sobą nie potrzebowali go uzasadniać. Nie tylko odrzucili żywność, którą rząd im przysłał, ale zabrali się do zajęć pochłaniających mnóstwo energii i zupełnie bezużytecznych. Jedni zamiatali bez celu teren wokół wiosek, zostawiając zagrody równie zaśmiecone jak przedtem. Inni spacerowali z jednego di na drugie. Jeszcze inni ściągnęli dużą ilość kory z drzewa sim i zostawili ją na słońcu, gdzie wyschła na wiór w ciągu dwóch godzin i nie mogło już być z niej żadnego pożytku. A ci mający mniej energii po prostu siedzieli i strugali kawałki drewna.
(L^Zdzieranie kory z drzew zawsze przyczyniało się do tego, że wioski Ików sprawiały wrażenie opuszczonych i zdewastowanych^ jeszcze zanim je do końca zbudowano, gdyż najpierw paaały ofiarą drzewa stojące najbliżej. Toteż w pobliskiej okolicy sterczały martwe kikuty drzew, z których odarto korę czasem bez żadnego celu, jedynie dla zabicia czasu. Kiedy nadciągała groźba deszczu, a w pobliżu nie było już drzew sim, Ikowie niszczyli krzaki albo rośliny mówiąc, że im przeszkadzają. Potrafili też bez najmniejszego powodu ściąć całe drzewo, szczególnie jeżeli przedtem korzystali z jego cienia. Było w tym coś z samozagłady i na początku uważałem to za ironię losu, że właśnie możliwość deszczu, który jest tak bardzo potrzebny, staje się przyczyną podobnego zachowania. Ale kiedy podczas drugiego roku pobytu po raz pierwszy rzeczywiście zobaczyłem deszcz, zrozumiałem, dlaczego tak się dzieje: przez to, że jego nadejścia nigdy nie dało się przewidzieć, dostarczał on Ikom tylko dodatkowego powodu do frustracji, a niszcząca siła, którą z sobą niósł, jeszcze bardziej utrudniała im życie?; Czasem zdarzały się gwałtowne burze z piorunami, które'trwały całą noc, a z nieba nie spadała ani jedna kropla deszczu. Z braku innych zajęć mierzyłem wytrwale opady deszczu, nie w centyme-
209
14 Ikowie, ludzie gór