WIECZÓR
Dymi Ziemia Niebiosom, jak zielona czara,
Jak przeogromna czara łubinowej woni.
Nieba się nad nią otchłań przedzachodnia kłoni — Nad wielkim Niemowlęciem Bogini prastara.
Złota Hostia słoneczna nurza się w popiołach Widnokręgowo smętnych, rozległych mgieł nocy... Po świętych gajach krzyżem modlą się Prorocy — Różane chmury marzą w górze o Aniołach.
Ozimy szmaragdowe ścielą się bilardy,
Pierwszą tknięte pozłotą gaje śnią bez ruchu — Osty przydrożne stoją białe, w miękkim puchu — I na nie snadź dmuchnęły Anioły czy Bardy.
W złoto-różanym gaju białych brzóz więdnących, Pod modrym dachem, Mama wieczorne pacierze Odmawia, świetlną twarzą jaśniejąc w ofierze Za jynów, labiryntem świata wędrujących.
Pordzewiałe Ją strzegą wokół wrzosowiska,
Którymi w świat wysłane, z wolna idzie dziecko. Śród wrzosów biała ścieżka jak taśma połyska — Pomarańczowe dębki odę szepcą grecką...
410
Za błękitnym oparem znika z oczu Matki,
Lecz myśl jasnowidząca, wysłana na zwiady, Usuwa mu z dróg życia niepotrzebne zdrady — I pedagogicznych przygód wytwarza zaświatki.