skanowanie0037 (28)

skanowanie0037 (28)



Nie mam pojęcia, jak to się stało. Było późno, cały dom tomjl w ciemnościach, wszędzie panowała cisza, a ona spała. Włosy zawffl nięte miała na wałki, a na głowie zawiązaną pod brodą chustkę. NI czoło i policzki nałożyła grubą warstwę kremu i w bladym świerni żarówki na korytarzu wyglądała upiornie. Nie wiem, jak długo tami stałem ani o czym myślałem; oprzytomniałem, gdy się przebudzili i poderwała się, jedną ręką szukając nocnej lampki.

—    Panie Cleg! —— krzyknęła. — Na Boga, co pan wyprawia? Prcl szę wracać do swojego pokoju!

Zaczęła gramolić się z łóżka. Gdy doszedłem do drzwi, odwrócą łem się, chciałem jakoś wytłumaczyć to, co było i wciąż jest niewj tłumaczalne. Siedziała na skraju łóżka, dziwaczna postać w nocne! koszuli, w wałkach i z białą twarzą, wpatrywała się we mnie, dziw* nie bezbronna; zrodziło się we mnie jakieś uczucie, bardzo silna uczucie, którego nie potrafiłem precyzyjnie określić. Zatrzymałem! się w drzwiach. Jedną ręką machała na mnie, bym wyszedł, a drui gą zasłoniła usta i ziewnęła.

—    Precz! Precz! — wykrzykiwała. —: Porozmawiamy o tym rai no!

Wróciłem do pokoju i zastałem swój dziennik tak, jak go zostawi! łem, leżący na stole, otwarty, z ołówkiem wzdłuż grzbietu. Natycłffl miast wsunąłem go do dziury za nie używanym piecykiem gazda wym; kiedy tak klęczałem przy nim, przyszło mi do głowy, że jesn w tym wszystkim jakaś gorzka ironia, bo przecież prowadzenia dziennika miało mi pomóc rozwikłać plątaninę wspomnień i odczuć! a jak na razie tylko zwiększało zamęt w mojej głowie. Spałem źle! ból trzewi nie ustał, a stworzenia na strychu ciągle hałasowały —3 chyba przesuwały stojące tam kufry. Po jakimś czasie zrobiło się cij cho, a następnie usłyszałem je pod moimi drzwiami. Przemierzyłem! pokój na palcach chyba z dziesięć razy, gwałtownie otwierając dr z wiJ ale te wredne istoty, te złe duchy, czy co to tam było, były dla mnie! zbyt szybkie.

Następnego dnia znowu się rozpadało i poważnie zastanawiałenjj się, czy nie pójść na ulicę Kitchenera. Nie wiem, co mnie powstrzy! mało — przecież nie mogła to być potrzeba zachowania w pamięci atmosfery tamtego miejsca, jakiejś aury niewinności; ulica Kitche-j nera została najwyraźniej skażona złem na długo przed tamtymi^ wydarzeniami, był nim przesiąknięty każdy kamień, każda cegła, htia ta parszywa dzielnica była zła, zła od dnia, w którym ją wybudowano. Więc to chyba nie atmosfera niewinności, może coś wręcz przeciwnego, perspektywa zobaczenia (tak jak ja, tylko ja mogłem to festrzec), jak poczerniały mury, ileż więcej zła się z nich sączyło, M ile moralnej zgnilizny, charakterystycznej dla mieszkańców takich miejsc, zdołały jeszcze wchłonąć.

I Działka to zupełnie inna sprawa. Kiedy deszcz ustał, znowu niepewnie wdrapałem się na Omdurmari Close i doszedłem do mostu Siad torami. Mimo mojego ogólnego rozchwiania udało mi się go przekroczyć. Kilka minut później stałem przy furtce prowadzącej na działkę mojego ojca. Pośród ziemniaków stał strach na wróble (dopiero teraz go zauważyłem), półtorametrowy, zrobiony z workowego płótna, wypchany szmatami, w miejscu nadgarstków i kostek związany szpagatem. Stał z rozłożonymi rękami, przybity do skleconego l dwóch desek krzyża i zapewne służył już od kilku lat, bo płótno (Wypłowiało, przybierając barwę szarobrązową, a nasunięty na bulwiastą głowę bez oczu i przybity do deski kapelusz odbarwił deszcz zabrudziły odchodami ptaki. Przez chwilę przyglądaliśmy się sobie, to coś i ja, aż nagły poryw wiatru poruszył gwałtownie luźnymi częściami płótna, a ja się przestraszyłem. Trudno było nie zauważyć, że brzegi zszarganej tkaniny były prawie czarne. Po niebie nisko płynęły od strony rzeki szare chmury, wiatr przybierał na sile; pomyślałem, że może później rozpęta się burza. Przyszło mi też na myśl, by uczcić jakoś pamięć mamy, zerwałem więc kilka mleczy i kwiatów ostu; nie widziany przez nikogo otworzyłem furtkę, wszedłem na działkę i rozsypałem kwiaty na zagonie ziemniaków. Następnie rozciągnąłem się płasko na ziemi.

Po kilku minutach poczułem się silniejszy, dlatego zamiast tą samą drogą, która mnie tu przywiodła, przeszedłem dalej wzdłuż działek, aż do stromej ścieżki, która ginęła w labiryncie ulic i zaułków dzielnicy, nie wiem dlaczego od zawsze zwanej Łupki. Zszedłem na dół i zatrzymałem się na moment, by złapać oddech. W kierunku na wschód zobaczyłem długi szereg niskich budynków fabrycznych z cienkimi, dymiącymi kominami, na południe, dwieście, może trzysta metrów ode mnie stał płot z blachy falistej. Ale gdzie się podziały Łupki? Ziemia wokół mnie usiana była potłuczonymi cegłami, kamieniami, kawałkami betonu ze sterczącymi z nich metalowymi


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
38204 skanowanie0004 30.    Co to jest i za co jest odpowiedzialne jadro westfal- edu
giełdy oun006 30.    Co to jest i za co jest odpowiedzialne jadro westfal- cdungera(
Rz 1,3 4 bmp NIE MA MOWY! NIGDY NIE WSIĄDĘ DO SAMOCHODU, BO NIE MAM POJĘCIA, JAK DZIAŁA! [fest
/ Sam nie wiem jak to się stało, że nazwałem go czarnulkiem. Zawstydziłem się trochę i zająłem się
39668 Scan0109 -    Zapytaj Freda. Mnie i tak nigdy nie słuchają. Nie mam pojęcia, ja
UZYKA MŁODYCH NAHopsa to która nic Rozmowa z Daną i Mikisem Jak to się stało, że powstał zespół Hops
P1080059 funkcji grzebalnej formy, jak to się stało w renesansie z kaplica Zygmuntowską i serią jej
-.r .„w.,,,,,!.!, jeuen jest ważniejszy, drugi mniej ważny. Jak to się stało — wrócimy jeszcze do te
skanowanie0002 (28) 270 OCRARD OBNKTTE jak zobaczymy, to wyjaśnianie nie zapobiegło nawrotom; niewąt

więcej podobnych podstron