się rzucać, coś, co trwa tu oto wbrew wszelkim pragnieniom i oczekiwaniom jednostki, coś, co może w końcu zwalić się na jej głowę i zabić. W tym właśnie sensie społeczeństwo jest zbiorem „rzeczy". Być może wyraźniej niż jakakolwiek inna instytucja społeczna ilustruje tę własność społeczeństwa prawo.
Tak więc jeśli podążymy za koncepcją Durkheima, społeczeństwo staje przed nami jako pewna obiektywna faktyczność. Jest tutaj jako coś, czemu nie można zaprzeczyć i z czym trzeba się liczyć. Społeczeństwo jest wobec nas czymś zewnętrznym. Otacza nas, ogarnia nasze życie ze wszystkich stron. Jesteśmy w społeczeństwie, umiejscowieni w określonych sektorach systemu społecznego. To umiejscowienie predeterminuje i predefiniuje prawie wszystko, co czynimy, od języka po etykietę, od wierzeń religijnych, które żywimy, po prawdopodobieństwo, że popełnimy samobójstwo. Nasze życzenia w sprawie miejsca społecznego nie są brane pod uwagę, a nasz intelektualny opór wobec tego, co społeczeństwo nam nakazuje i czego nam zakazuje, w najlepszym razie zdaje się na niewiele, a najczęściej — na nic. Społeczeństwo, jako obiektywny i zewnętrzny fakt, staje przed nami zwłaszcza w formie przymusu. Jego instytucje modelują nasze działania, a nawet kształtują nasze oczekiwania. Wynagradzają nas o tyle, o ile trzymamy się wyznaczonych ról. Jeśli wykraczamy poza to, co nam przeznaczone, społeczeństwo ma wobec nas do dyspozycji prawie nieskończony wybór środków kontroli i przymusu. Sankcje społeczne mogą w każdym momencie naszego życia wyizolować nas spośród naszych współtowarzyszy, wystawić nas na pośmiewisko, pozbawić nas środków do życia i wolności, a w ostateczności także samego życia. Prawo i moralność społeczeństwa potrafią dostarczyć drobiazgowych uzasadnień każdej z tych sankcji, a większość naszych bliźnich zaaprobuje je, jeśli zostaną przeciw nam użyte jako kara za nasze odchylenie. Wreszcie, w społeczeństwie jesteśmy umiejscowieni nie tylko w przestrzeni, lecz także w czasie. Nasze społeczeństwo jest bytem historycznym, który rozciąga się w czasie poza granice wszelkiej jednostkowej biografii. Społeczeństwo poprzedza nas i przetrwa nas. Istniało, nim się narodziliśmy i będzie istniało po naszej śmierci. Nasze istnienia są tylko epizodami w jego majestatycznym marszu przez wieki. Słowem, społeczeństwo to mury naszego uwięzienia w historii.
PERSPEKTYWA SOCJOLOGICZNA -SPOŁECZEŃSTWO W CZŁOWIEKU
W poprzednim rozdziale dostarczyliśmy czytelnikowi zdaje się doskonałych podstaw do mniemania, że socjologia jest gotowa przejąć od ekonomii politycznej miano „posępnej nauki". Skoro przedstawiliśmy czytelnikowi obraz społeczeństwa jako surowego więzienia, powinniśmy teraz wskazać przynajmniej jakieś podkopy umożliwiające ucieczkę z tego mrocznego determinizmu. Jednakże nim to spróbujemy uczynić, musimy jeszcze trochę pogłębić ten mrok.
Jak dotąd, ujmując społeczeństwo głównie od strony jego systemów kontrolnych, rozpatrywaliśmy jednostkę i społeczeństwo jako dwa byty stojące naprzeciw siebie. Społeczeństwo było pojmowane jako pewna zewnętrzna rzeczywistość wywierająca na jednostkę presję i stosująca wobec niej przymus. Gdyby poprzestać na tej wizji, mielibyśmy zupełnie błędny obraz rzeczywistych stosunków, mianowicie obraz mas ludzi bezustannie miotających się na swych uwięziach, podporządkowujących się organom kontrolnym ze zgrzytaniem zębów, zmuszanych stale do posłuszeństwa przez strach przed tym, co może im się w przeciwnym razie przytrafić. Zarówno zdroworozsądkowa wiedza o społeczeństwie, jak i analiza socjologiczna w sensie właściwym dowodzą, że sprawy mają się inaczej.