usuwany stopniowo z pamięci kulturowej — zaczął być takim, jak gdyby go w ogóle nie było: pogrążył się w nicość. W każdym razie od dawna już (chyba od czasów Wężyka) historia Jadźwin-gów i sprawa Jadźwingów nie są łączone z kwestią Kresów. Wszedł Kozak, a wyrzucono Jadźwinga.
Sprawa Jadźwingów Stryjkowskiego jako przykład problematyki „swojego” i „obcego” ma znaczenie trochę jakby uboczne, niezależnie od tego, że jest po prostu niewygodna. I dlatego musiała być podniesiona i przypomniana. Natomiast w centrum problematyki znajdują się zagadnienia nieco inne.
Jerzy Stempowski, na przykład w eseju W dolinie Dniestru (z 1942), opowiada niezwykle zajmująco o krzyżowaniu się różnych podziałów na „swego” i „obcego” na Kresach. Nie sposób tego eseju tu nie przypomnieć, choć należy w tej chwi- \ li do najbardziej znanych. Stempowski kreśli niewiarygodnie skomplikowany układ stosunków etnicznych, na które nakładają się stratyfikacje społeczne, zawodowe, religijne, językowe:
Cała ogromna część Europy, leżąca między morzem Bałtyckim, *■ morzem Czarnym i Adriatykiem, była jedną wielką szachownicą ludów, pełną wysp, enklaw i najdziwniejszych kombinacji ludności mieszanej. J W wielu miejscach każda wieś, każda grupa społeczna, każdy zawód niemal mówił odmiennym językiem.*7
r Na przykład w dolinie środkowego Dniestru ziemianie mówili po polsku, wieśniacy — po ukraińsku, urzędnicy — po rosyjsku, ale był to dialekt odeski, cieśle i stolarze — też po rosyjsku, acz dialektem nowogrodzkim, kupcy — jidysz, kabannicy — włas- . nym narzeczem.
Prócz tego w tej samej okolicy były jeszcze wsie szlachty zagrodowej, mówiącej po polsku, takiejże szlachty mówiącej po ukraińsku, wsie mołdawiańskie mówiące po rumuńsku; Cyganie mówili po cygańsku [...].
W jarach i lasach mieszkali nadto poza osiedlem tzw. jarowi ludzie.
47 J. Stempowski W dolinie Dniestru [w:] Eseje, Kraków 1984, s. 15-16.
o dzikich brodach i niepewnym spojrzeniu, którzy na pozór nie mówili żadnym językiem.**
Nie ma tu nic o ormiańskim, widocznie obecności Ormian w tym miejscu autor nie zapamiętał, ani o białoruskim, litewskim itp. — bo to inna część Kresów. Wszelako trzeba powiedzieć o francuskim, który — jak powiada Stempowski w tym samym eseju — „przez półtora wieku [...] był językiem uniwersalnym Europy Wschodniej”, a zatem również językiem dworu i szlachty — tak dalece, że kobiety nie uczyły się wówczas wcale rosyjskiego, a rosyjscy urzędnicy i wojskowi zwracali się w domach polskich po francusku, by pokazać swoją światowość:
Rozmówcy polscy uważali ten wstęp za uznanie ich prawa do pozostawania cudzoziemcami wobec władz rosyjskich i rozmowa toczyła się już gładko [...] Język francuski pozwalał obu stronom przenieść się na teren konwencyjny, do pewnego rodzaju strefy idealnej, w której obrębie nawet nieprzejednani wrogowie znajdowali przyjemność we wzajemnym świadczeniu sobie uprzejmości.®
Francuski był oznaką statusu głównie kulturalnego. Pewną rolę odgrywała w tym także łacina. Stempowski — niezależnie od całego ogromnego zróżnicowania wewnętrznego, z jednej strony utrudniającego ostateczne samookreślenie i ustalenie, kto tu „swój”, a kto „obcy”, z drugiej zaś skłaniającego do ustawicznej konfrontacji, ciągłego przeglądania się w oczach „innego” i „obcego” — podkreśla jeszcze zdumiewającą wolność wyboru (zarówno zbiorową, jak indywidualną) i w związku z tym płynność narodowości:
Synowie Polaków stawali się nieraz Ukraińcami, synowie Niemców i Francuzów — Polakami. W Odessie [...] Grecy stawali się Rosjanami, widziano Polaków — wstępujących do Sojuza Russkawo Naroda. Jeszcze dziwniejsze kombinacje powstawały z małżeństw mieszanych.
® Tamże, s. 16. m Timże, s. 22.
4* 51