którym poeta - jakże niechętnie — nadał twarz, ludzi, przyleciały zapewne z obrzędu Dziadów... Czy po to, aby wykonać wyrok na uczniu marzenia? Zgubiony w ogrodach lunatycznych, nie umie ani cieszyć się pięknością ziemi (radość wszelka jest z ziemi, nie masz prócz ziemi wesela), ani porzucić form powabnych, wśród których jabłko, ciężkie jabłko, sen rajskiego drzewa, będzie na pewno jedną z najbardziej pokuśnych... I takim go wreszcie porzucamy, patrząc jak stoi w okrutnym świetle, co spływa z niebios zimnego ogrodu. Przekonany, że z szczęścia ludzi kamień na kamieniu/nie zostanie — aż do chrztu apokalipsy, który ostatni poganie odbiorą w dudniącej katedrze ziemi.
Takie są przesłanki, z których - po iluż latach - zbuduje Miłosz poezję ocalenia czy ocalania... poezję, która niczym apokatastasis, zachować ma czy przywrócić całej widzialnej rzeczywistości pełnię doskonałego bytu. W Trzech z/raac/zjawią się one sprzeczne, niepogodzone, skąd zapewne lunatyczną' czy .faniryczna auraitej młodzieńczej poezji. Jakby słowo, niezdolne sięgnąć rzeczy, borykało się z majakami wyobraźni. Miłosz mówi dziś, że wiersze Trzech zim zostały mu jakby podyktowane, że nieTmuaTsobie dyskursywnie wyjaśnić, co znaczą, chociaż wiedział, że są konieczne.,.. Malują krajobrazy wewnętrzne, silnie nacechowane religijną i literacką symboliką^ Stąd też bezradność krytyki, która dopisywała im symbolistycziią czy nadrealistyczną genealogię. Roztropniej jednak pamiętać o rodzimych tradycjach i naukach.
W Trzech zimach rysuje się także - choć jeszcze niewyraźnie - wyjście z romantycznego labiryntu. Jest nim przekonanie o dialogowym charakterze prawdy. Wszystkie te wiersze (nie tylko „Powolna rzeka”) zbudowane są z kontrapunktu głosów, które się wzajemnie oświetlają i uzupełniają. Każda niemal wypowiedź, wiersz w całości lub częściej, fragment - zostają jakby ujęte w cudzysłów, związane z chwilową osobą. Ich znaczenie rzadko bywa dane bezpośrednio. Odsłania się raczej w relacji do innych wypowiedzi... Poezja rozumiana jestjako nieznużoae_poszukiwanie, zarazem dumne (bo nie każdemu dostępne) i pełne jęku (ho prawda bywa bolesna i groźna). Maksymą poety zdaje się larvatus prodeo, postępuje on w masce. Gdzie jednak maska, tam także możliwość dystansu, zaś dystans niedaleki już od ironii. Po Trzech zimach przyjść więc mógł Świat, Głosy biednych ludzi i Światło dzienne. Gdyby nie zajadła niechęć Miłosza do Hegla, chciałoby się powiedzieć, jak antyteza po tezie... Zaś doświadczenia i objawienia Trzech zim powrócą — ale oczyszczone już, klarowne! — w wierszach, pisanych po roku 1960... Po co jednak odwoływać się do dialektycznych kruczków, skoro można mówić o dojrzewaniu, budowaniu. W tym właśnie znaczeniu Trzy zimy są na pewno fundamentem twórczości Miłosza, albo lawa, co zastygnąć ma^kromew'kształt'pośągm '
‘ " ^^ Jan Błoński
Próba i konspekt, takie są „Ptaki” z ich rozpoznawalnym już głosem i oddechem:
Wszystko, co z twojej głębi może być poczęte, nim granicę narodzin przejdzie, martwe jest.
Próba stylu i konspekt przyszłych tematów: w katastroficznym pejzażu krasnogrudzkiego wiersza sprzed półwiecza nabiera pierwszych kształtów Miłoszowskie pragnienie, by wizyjno-symboliczne rejestry, profetyczną wzniosłość, metafizyczną nostalgię i złożoną refleksję nad życiem i losem -te trudne próby, samotność, zamknięte gorycze - wyrazić w uporządkowanym dyskursie i w elementarnych słowach możliwie kolokwialnej wypowiedzi:
Czym jestem, czym ja jestem i czym oni są?
Samo już pytanie należy do wielkich wątków rozwijających się przez dziesięciolecia w późniejszych wierszach Miłosza i w przebiegu jego myśli: czym jestem ja wśród innych, upitych kwaśnym winem czy strojących instrumenty. Ja uniwersalny, niepowtarzalny i odwieczny, i ja w przeznaczonej mi epoce i w danej mi zbiorowości, tutaj i teraz. Ja świadek wędrujący przez zmienne krajobrazy zagłady i przerażeń, i pytający siebie i innych skąd płynie zło, unde malum, i ja ciągle tożsamy i nie podlegający przemianom, jakby pierwszy dzień świata nieruchomie stał. Ja manichejski przechodzień ze swoim sercem, które głód poraża, i ja syn barbarzyńca tęskniący w zachwyceniu do zbawczego Słowa. Ja panteistyczny i ja chrześcijański. A także ja chłodny podróżny pod niebem klasycznym, ze swoim dystansem i przynależnością do powszechnej kultury. Uczeń marzenia schodzący na północne kraje. I lokalny pasjonat i kasandryczny kronikarz piszący dla swojego skrawka świata, i o nim przede wszystkim, z poczuciem powołania i sakralnego dziedzictwa po romantycznej poezji.
I wreszcie ja kronikarz katastrof i ostatni z nosicieli kary. Ja, dla którego miłość stowarzysza się z cierpieniem, poczuciem braku i niespełnień, i tak
61