Wyjął z kieszeni portfel. Był do niego doczepiony mal\ długopis. Użyłam pierwszego kawałka papieru, jaki znała'/ łam. Okazało się, że to banknot.
- Nazwisko.
- Ellis Pierson.
Zwyczajne nazwisko, które w dodatku pasowało do jego wyglądu. Nie licząc zakrwawionego nosa i siniaków prezentował się równie groźnie jak Myszka Miki. Miał czarne, schludnie ostrzyżone włosy, wystający brzuch i po dziecięcemu okrągłe policzki. Tyle że sukinsyn nieźle so bie radził z karabinem snajperskim. Gdyby Bones mni< nie odciągnął, brakowałoby mi teraz sporej części móz gu. Wciąż jednak nie mogłam pojąć, skąd Bones wiedział o strzałach.
- Pseudonimy. Wszystkie.
Ellis miał ich kilka.
Bones zadawał mu kolejne pytania dotyczące kontrak tu na moje życie, a lepiej niż ktokolwiek inny wiedział, jak powinny one brzmieć. Tajniki zawodu, pomyślałam z sarkazmem. Tylko płatny zabójca potrafi przesłuchać drugiego zabójcę.
Zacisnęłam zęby, kiedy Ellis obojętnym głosem wy mieniał szczegółowe instrukcje dotyczące mojego zejścia z tego świata. Wyłącznie postrzał w głowę, minimum trzy kule, z odległości nie mniejszej niż trzysta metrów. Zad nych bomb, trucizn, przemocy fizycznej ani zbliżania się do mojego domu czy samochodu.
Ellis nie miał pojęcia, kim jestem, ale ten, kto go wyna jął, doskonale wiedział. Wskazówki były zbyt szczegółowe, żeby można było uznać to za przypadek.
Zanim Bones skończył przesłuchanie, zdążyłam zapisać I w.i naście banknotów, aż złapał mnie skurcz. Ale zważyw-wy na alternatywę, nie zamierzałam narzekać. W końcu llones przysiadł na piętach i spytał Ellisa, czy jest coś,
■ • i zym nie wspomniał.
Klient się zniecierpliwił i w ostatnim mejlu przyśpie-/ył termin. Napisał, że ze względu na nowe okoliczności /lecenie trzeba wykonać natychmiast. Moje wynagrodzenie miało wzrosnąć o dwadzieścia procent, gdybym dzisiaj ilatwił sprawę, jechałem za nią od domu aż do restaura-|i. W zamieszaniu łatwiej uciec.
Cholera! Ktoś chciał jak najprędzej ujrzeć mnie martwą i wiedział, gdzie mieszkam. A mój adres znała ograniczona In zba osób. Poczułam mdłości.
Nie oczekiwałam, że oddamy zabójcę w ręce policji, ale i lak zaskoczyła mnie szybkość, z jaką Bones przyciągnął ilo siebie Ellisa i wbił zęby w jego szyję. Nie pierwszy raz I »yłam świadkiem uśmiercania kogoś w ten sposób, ale nigdy dotąd nie stałam bezczynnie. Serce Ellisa najpierw przyśpieszyło, potem zwolniło, aż w końcu stanęło.
- Czy to boli? - spytałam z chłodnym zainteresowaniem, kiedy Bones wypuścił z rąk bezwładne ciało i grzbie-icin dłoni otarł usta.
- Nie tak bardzo, jak zasłużył, ale na więcej nie mieli-uny czasu.
Delikatnie, jakby uspokajał dziecko, musnął palcami /.idrapanie na mojej skroni. Wiedziałam, skąd się tam wzięło. To była rana od kuli.
- Tak niewiele brakowało, żebym cię stracił - wyszep-lał. — Nie zniósłbym tego, Kitten.
191