334 KAROL IRZYKOWSKI
i naokoło której skrystalizował całą sztukę, albo jakaś figura uboczna, albo jakiś szczególny stosunek osób do siebie; albo w końcu „idea formalna”, np. pewien sposób prowadzenia dialogu, utrafianic w pewien styl.
Z szczególnym zamiłowaniem przeprowadzam analizę lub — jak ja to nazywam — diagnozę tematu24. Znam mnóstwo sztuk i tematów, i jeżeli je do porównania przytaczam, to bynajmniej nie dla jałowego popisu filologicznego, jak to myślą niektórzy; uprawiam to, co bym nazwał problematologią literacką i co by, moim zdaniem, powinno być kwintesencją historii literatury. Jeżeli np., jak to się. dawniej zdarzało, autor N. opowie mi swój „temat”, który zamierza opracować — wymienię mu inne utwory na temat ten sam albo podobny, wskażę, o ile jego ujęcie jest lepsze lub gorsze, gdzie są trudności tematu, jaki etap został już osiągnięty, niżej którego spaść nie wolno, rozjaśnię mu możliwości tematu, na podorędziu naszkicuję mu kilka sytuacji. Jest to kazuistyka, która jednak wymaga pewnej wyrobionej w tym kierunku wyobraźni i specjalnego oczytania. Ale do problematologii literackiej należą też: wybór stylu, ornamentyka, wiersz, początki i zakończenia itd. W tych zakresach już nie mam takiej wprawy. Nawiasem zaznaczę, że dzisiejsze metody twórczości literackiej, forytując te-
84 Temat — rozumiem szerzej, jako pewną historię, pewne charakterystyczne powikłanie się życia, zagadkę, która rozszerza się w zagadnienie. To zaznaczam, ponieważ dziś, zapewne pod wpływem krytyki rosyjskiej, za temat uważa się opisywanie pewnego środowiska, pewnej pracy czy pewnego odcinka życiowego. Zresztą nie jestem zwolennikiem ustalania nomenklatury: że to ma się nazywać tematem, tamto wątkiem, treścią itd., co czynią dzisiejsi badacze literatury, zwłaszcza Witkiewicz; jestem w tej dziedzinie za nomenklaturą ruchomą i trochę dziką, [Przyp. KIJ
w Pol*ki«| Akailtmli Liiarfcłury