o MATMUlAliAPIt namrkuu poinania
UH. VI
w którym pOwUum się by la /utul ość, Trr.obu było wiulu* ilniowogo ówlotPfthl, u by Mogły y.gmć *ńę imrKądy /o
Hrtywuisilo \\vtA'T, lok długi OftiMi, Ulnlogo ów Miody CRloWłok ohodill po oniurku pwol dwu ndosląoo. dożęli żiiwd/.ięmml coś pomooy dotyku, to tylko tyło, Ao wysiłki, jakio o‘/ynil, łuby wi dr.mć w prrmlmiot aidi idlMi, któro noblu o u lob urabia! dot-y-kojąr lob, dawały u\u aponobuoAó lops&ogo ówio/.oida /.mysia w/.roku, 1'rr.ypuAoiwHKy joduak, żo pry,ustal po«lugiwaó się rękami bu każdym vur.om, kłody otwioml OORy mi Awiatło, uio można wątpić, żo prr.y pomooy [aatuogo) wzroku byłby i tak nabył to mimo ideo, jakkolwiek, oo prawda, powolnioj.
Oi, którzy obserwowali togo Alopoa w oliwili, kłody mu zdejmowano kat araktę, spodziewali się, żo KObOOBty potwiordzoiiio przokouania, jakio mieli przedtem* Kiedy zobaczyli, żo widział on przedmioty w sposób tak niedoskonały, nie przy puszczali, fto można by podać inne tego przyczyny niż to, które wymyślili Lock© i Barelni. Dla nieb stało się rzeczą nieodwołalnie rozstrzygniętą, że oczy bez pomocy innych zmysłów byłyby mało zdolne do dostarczenia mmi idej rozciągłości, kształtów, położeń itd.
Przyczyną, takiego przekonania, któro bez wątpienia dla wielu czytelników może się wydać niezwykle, jest z jednej strony nasza clięó tłumaczenia wszystkiego, z drugiej zaś niedostateczna [znajomość] praw optyki. Daremnie mierzono kąty, któro promienie światła tworzą na dnie oka-; nie można stwierdzić, czy pozostają one w jakimś stosunku do sposobu, w jaki widzimy przedmioty. Nie uważałem jednak, że mogłoby to upoważniać mnie do uciekania się do sądów, których świadomości nikt mieć nie może. Uważałem, że w dziele, w którym stawiam sobie za cel przedstawienie materiałów naszych poznali, winieiiein stawiać sobie jako nakaz nie twierdzić niczego, czemu by można zaprzeczyć i czego by każdy nie mógł dostrzec1 w samym sobie przy najskromniejszej refleksji.
Część druga
O języku i metodzie
Księga I
O pochodzeniu I rozwoju Języka
Adam i Hwu nic zawdzięczali doświadczeniu tego, />* wykony wątli czy u nośni duszy. WyKzedlHzy z rąk Boga mogli oni dzięki nadzwyczajnej pomocy dokonywać refleksji i dzielić Kir myślami. Ale przypuszczam, At* w jakiś cza8 po potopie dwoją dzieci różnej pici zabłąkało się w puszczy, zanim zaznajomiło się z używaniem jakichkolwiek znaków. Do lego przyptmzm-nia upoważnia mnie fukt, który przytoczyłem. Kto wie nawet, czy nie ma jakiegoś ludu, który zawdzięcza swój początek takiemu tylko wypadkowit Niech mi będzie wolno uczynić takie przypuszczenie; chodzi o zagadnienie, jak ów powstający lud wytworzył sobie język l,
1 „Sądząc tylko po naturze rzeczy (mówi Warburtbon w fOtzptautit
0 hieroglifach na sir. 48), a niezależnie o«l objawienia, które jest pewniej* Bisyui przewodnikiem, bylibyśmy skłonni przyjąć pogląd Diodoru i Sycylii
1 WitruwiuBzn, że pierwsi ludzie żyJi czok jakiś w pieczarach i puuriack na podobieństwo zwierzą!, wydając jedynie niewyraźne i nieokreślone dźwięki, aź dopiero połączywszy się razem dla wzajemnego wspierania di doBzli stopniowo do wytworzenia sobie dźwięków wyraźnych przy poimy umownych znaków czy oznaczeń (par U moyen de łigw (tu de itryiffj. uzgodnionych między Hubą w tym celu, ażeby mówiący mógł wyradź id*«t jukic musiał podać do wiadomości innym. Dało to początek różnym językom, bo jak wszyscy przyznają zgodnie, język nie jest wcale wrodzony.
To pochodzenie języka jest tuk naturalne, że nawet jeden z ojców Kościoła (Grzegorz z Nysy) i Ryszard Simon, oratoriański ksiądz, pracowali nad udowodnieniem tego. Powinni byli jednak miaź lepsze wiadomości w tej sprawie, uio bowiem nie jest bardziej oczywiste dzięki Pi* ainu św. jak to, ż© pochodzenie języka było inne. Pismo św. oczy aaa. te