pt/ynmi, lu',‘ dodatkowej /puity, |v>/n teatrem wynuigmioj ustawą o /^n)lT) Miii
Znakomity brytyjski krytyk, /jiiwcii Iculru nłwurdu - Murtlii IjhhIIh -zdn^,, soliło Mnie spraw껜|iuuyfailt)śd odbioru tych smuyoll tekstów w różnym warnikacli, Wlil/.liil zależność nic lylko ml knnluknlów nktunlnych, nlo I ik|s|| my |ilslmvi7iiyvllil».śwlnilc/oi1 publiczności, I dialogu miplMil kiedyś, żo lo nlln| teksty MioAkn w Polsce, ltnvln w Cżcollllfill znaczą co Innego niż, we Pnim ety w Anglii; i odwrotnie: Hcekctln we Francji, Plułem w Anglii znaczą co |ą,' nego nil w Polsce, ety w Czechach- Jest lo absolutna prnwdn. Widz, który mt mini Mych doświadczeń z ustrojem lotnlllnmym zupełnie Inaczej odczytu dgi. my na lo Poliejf (uh. cenzura zmieniła kiedyś tytuł lej sztuki nu Policjanci. niby, te lo jacyś osobnicy są śmicsznn-strnsznl, n nie colo Instytucja), Szewcy Witkacego czy Fungo,
Zresztą - czy trzeba szukać aulorylciów uż Ink daleko? Sięgnijmy po Wy. spiańsklcgo, W Studium o Hamlecie wyczytamy tn.in.: „Grnj llamloln gdziekolwiek zechcesz w Polsce, Wszędzie Iwc słowa; krzywda, fałsz, kradzież, szelmostwo, będą szelmostwo, fałsz, krzywdę oznaczać I i wołać zcmslyl Chyba, ze nic widzisz: kio zbój I podlec, nikczemnik i rzezimieszek..." n dalej: „Gdzie indziej jest Hamlet wszystkim, ku czemu dojść można, byleby nie dąż-yl ku lentu, co już rozwiązane... W Polsce zagadką llnnilcln jest to: co jest w Polsce
- do myślenia". Wyobraźcie sobie, że gdy po śmierci Slalinn odbył się w Moskwie XX Zjazd Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, nn którym Nikita Chruszczów ujawnił część prawdy o zbrodniach minionego okresu, w Krakowie Siary Teatr zagrał właśnie Hamleta. I jak myślicie - jakie skojarzenia niosła la realizacja wtedy? Wybitny krytyk - Jan Kolt - zatytułował iwą recenzję bardzo jednoznacznie: Hamlet po XX Zjeidzie.
Nic zdołamy opowiedzieć o wszystkich sytuacjach, w których teatr jest ludziom potrzebny. Zaznaczmy jednak, że był on obecny nawet tam, gdzie za jego uprawianie groziła kara śmierci lub obóz zagłady: w więzieniach, w konspiracji czasu wojny. Byl leż teatr obecny na wielu szlakach żołnierskich, np. towarzyszył Armii generała Andersa już od jej formowania w ZSRR, poprzez Iran, cały Bliski Wschód, aż po Wiochy i potem Anglię, Czerwone maki Feliksa Konarskiego, napisane niemal na polu bitwy pod Monte Cassino, st| może najbardziej spektakularnym przykładem tego, jak blisko żołnierzowi towarzyszył aktor I tego, jak bardzo był mu on potrzebny. Bo teatr w takich ekstremalnych sytuacjach
- prócz rozładowywania napięć (wielkim powodzeniem, i to często w przededniu bitwy, cieszyły się np. występy estradowe żony Ref-Rena, Niny Oleńskiej, która aż do „bólnboków" rozśmieszała wojsko postacią, którą stworzyła, Ochotniczki Helenki), oprócz pobudzania patriotycznych uczuć, czasem jest też niezbędny i po to, by pomóc człowiekowi ocalić resztki jego człowieczeństwa. Trochę jak modlitwa potrzebna Ityla pierwszym chrześcijanom prowadzonym na arenę pełną dzikich bestii. Tak było w Oświęcimiu, lak było w łagrach i na zcshminch.
p^ied/inl ktoś kiedyś z kolei o lentrze ludowym, jaki w międzywojniu r/y| Jędrzej Clernlak, leulrze wyrosłym z głębokich pokładów wiejskich | -/njów | tradycji, że służy len lertlr „prostowaniu grzbietów", Czyli po pro-,u-/y dumy z własnych korzeni; uczy też samoeksprcsjl, Teatr Clernlaks mlal i icnlrcnt autentycznym - wyrosłym z ludu, przez lud tworzonym, Po wojnie .yl„ iu politycznie podojrznne, Iłc/ploeznlojszy był folklor zaplanowany I kon-milowany przez państwo, Tyle tylko, że nie było lo już ani autentyczne, ani „iiWiid/llo do „prostowania grzbietów".
Nlo będę zmlcr/nł do Jnklcgoś generalnego podsumowania, do jakichś malej .y hardziej uczenie uaysłcmntyz.ownnych wniosków. Nie zrobię (ego, a to dialogu- źo pewną podstawową systematykę uzgodniliśmy jltż na przykładzie Greków. Wolę przywołać tu dwu przykłady sprzed niedawnego czasu, z których każdy nu swój sposób pokaże do czego, czasem całkiem nieoczekiwanie, teatr posłużyć może.
Przykład pierwszy, z roku bodaj 1988* wzięty ze szkoły podstawowej, Mój najstarszy syn byl akurat uczniem szóstej klasy, u polskiego nauczała go niezwykle wymagająca pani, n co gorszn - syna akurat język polski mało interesował. Ilyln z tym trochę kłopotu. Dlatego tym bardziej nie mogłem odmówić zapro-a/cnlo do klasy, żeby coś tam opowiedzieć o właśnie przerabianej Balladynie, Nic miałem ani czasu, ani chęci, ani nic wiedziałem co o llulladynie w klasie szóstej mówić. Dlatego wziąłem trochę fotografii z jakichś przeróżnych dawniejszych I nowszych przedstawień sztuki I zaproponowałem po prostu rozmowę (oczywiście, najpierw był to monolog) o tym, Jak można by sobie Balladyny w teatrze wyobrażać. Jakoś to małolatów zainteresowało; może chodziło o kostiumy? może o pytanie o naturę takich stworów jak Goplana, Chochlik I Skier-ka i jak je w lentrze pokazać?; nic pamiętam jak to się stało (może szło po prostu nhi, by nic było choćby kilku lekcji polskiego) w każdym bądź razie zaczęliśmy dosyć szczegółowe analizy kilku pierwszych scen. Było lo coraz hardziej pasjonujące; wyobraźnia teatralna dzieci szybko przerosła moje o niej wyobrażenia. Trzeba było jednak kończyć tę przyjemną zabawę, bo program żądał czego innego. Osobna sprawa, ale to dla dydaktyków, czy osiągniętego 'zainteresowania nic należało obrócić w laką stronę, żeby - na tekstach Słowackiego - uczyć np. czegoś tam z gramatyki. To już jcdnnk zgoła inny lemat. Zanim się rozstaliśmy, zażyłość z Balladynq doszła do tego punktu, że omówiliśmy nawet paten-: cjnlną obsadę sztuki; oczywiście z grona uczniów lej jednej, jedynej klasy, Moim zadaniem było jedno - pomóc w ustaleniu cech psychologicznych | i wyobrażał nego wyglądu poszczególnych postaci; mówiliśmy też co nieco o relacjach jakie między nimi zachodzą, Uczniowski dobór kandydatów do poszczc-i gólnych ról zdumiał mnie niezwykle: potencjalne Balladyny były dwie -| kontrastowe; jedna ponura, czarna (oczywiście, że brunetka), druga odwrotnie -słodziutkie dziewczę, ale z gatunku tych, że za nie w szczerość tego stworzonka nie da się uwierzyć. Zadziwiający był Grabice. Chyba najpoważniejsze w klasie chłopisko; bardzo dobry uczeń. Nigdy bym nie uwierzył na słowo, że Błażej