„A dlaczego to zawsze ty musisz narzekać?”
„Dlaczego twój brat nie robi mi scen, kiedy proszę go o pomoc?’’
„Nastraszyć was? Próbuje wlać wam trochę oleju do głowy”.
„Jeśli kiedykolwiek cię przyłapię na braniu narkotyków, to naprawdę będziesz miała się czego bać”.
„Kłopot z wami, dzieciaki, polega dziś na tym, że wydaje wam się, że wszystko wiecie. Otóż wyobraź sobie, że musicie się jeszcze dużo nauczyć”.
„To ty tak uważasz. Nigdzie dzisiaj nie pójdziesz — tylko do łóżka".
„Dlaczego chcesz zrobić taką głupią rzecz? Przecież jeszcze jesteś chora".
„To nie koniec świata. Będzie wiele innych koncertów. Może puścisz sobie ostatni album zespołu, zamkniesz oczy i będziesz udawać, że jesteś na koncercie?”
Michael żachnął się.
— O tak, to by było przyjęte naprawdę źle!
— Prawdę mówiąc — powiedziałam — z punktu widzenia dziecka przyjęłam „naprawdę źle” wszystko, co tu usłyszałam. Zlekceważyliście moje uczucia, ośmieszyliście przemyślenia, skrytykowaliście moje sądy i udzieliliście mi nieproszonych rad. 1 to wszystko przyszło wam tak łatwo. Jak to możliwe?
— Bo właśnie to jest w naszych głowach — odparła Laura. — Właśnie to słyszeliśmy, będąc dziećmi. To nam przychodzi w naturalny sposób.
— Ja również uważam — powiedziałam — że czymś naturalnym dla rodziców jest odsuwanie bolesnych czy przygnębiających uczuć. Trudno jest nam słuchać, kiedy nasze nastoletnie dzieci wyrażają swoje zakłopotanie, żal, rozczarowanie czy zniechęcenie. Nie możemy znieść, że są nieszczęśliwe. Więc mając jak najlepsze intencje, lekceważymy ich uczucia i narzucamy naszą dorosłą logikę. Chcemy im pokazać, jaki jest „właściwy” sposób odczuwania.
\ Iymczasem to właśnie nasza umiejętność słuchania może im • tii< największą pociechę. To nasza akceptacja faktu, że dzieci n|i| się nieszczęśliwe, sprawi, że łatwiej im będzie poradzić so-Itli' / lymi uczuciami.
O rety! — zawołał Jim. — Gdyby była tu moja żona, to by po-< i< działa: „No widzisz, właśnie to ci próbowałam wytłumaczyć, iii próbuj być logiczny. Nie zadawaj tych wszystkich pytań. Nie mów mi, co zrobiłam żle i co powinnam zrobić następnym razem. l\-lko słuchaj!”
Wiecie, co sobie uświadomiłam? — powiedziała Karen. — i*i /.cz większość czasu ja naprawdę słucham — wszystkich, tylko nic dzieci. Gdyby jedna z moich przyjaciółek miała zmartwienie,
11 > nawet by mi nie przyszło do głowy, żeby jej mówić, co ma robić. Ale z dziećmi to zupełnie inna bajka. Od razu się wtrącam. Może In dlatego, że słucham ich z pozycji rodzica. 1 jako rodzic czuję, że muszę wszystko naprawić.
To wielkie wyzwanie — przyznałam. — Trzeba przejść od myślenia „jak wszystko naprawić?” do myślenia „jak dać dzie-p lom możliwość samodzielnego naprawienia wszystkiego?"
Sięgnęłam do teczki i rozdałam ilustracje, które przygotowałam na pierwsze spotkanie.
— Proszę — powiedziałam — tutaj w formie rysunków przedstawiono podstawowe zasady i umiejętności, które mogą pomóc naszym nastolatkom w sytuacji, kiedy mają kłopot czy zmartwienie. W każdym wypadku zobaczycie różnicę między takim sposobem rozmowy, który może pogłębić ich zmartwienie, a takim, k!óry pomoże im poradzić sobie z nim. Nie ma żadnej gwarancji, /c nasze słowa spowodują taką pozytywną reakcję, jaką widać na rysunkach, ale przynajmniej nie wyrządzą szkody.
Jeszcze zanim wszyscy skończyli czytać, pojawiły się komentarze.
— Chyba musiała pani być w moim domu! Mówię dokładnie to, czego nie powinnam mówić.
— Niepokoi mnie, że wszystkie te scenariusze tak szczęśliwie się kończą. Moje dzieci nigdy by nie zrezygnowały ani nie ustąpiły tak łatwo.
— Ale tu nie chodzi o to, żeby dzieci rezygnowały czy ustępowały. Chodzi o to, żeby naprawdę usłyszeć, co czują.
23