do sali zabiegowej, gdzie wstrzyknięto jej adrenalinę, żeby utrzymać ją przy życiu. Miała wysoką gorączkę, taką przy której zwykłym ludziom gotuje się mózg. Kilka godzin później, o wschodzie słońca, sygnalizują, cym początek kolejnego strasznego dnia, dwaj lekarze przyprowadzili Missi do poczekalni, w której siedzieliśmy z Trentem. Trent nic musiał ze mną zostawać To nie był jego obowiązek, a jednak został. Może myliłem się co do jego przyjaźni, W końcu przez te trzy ostatnie lata Trent srał się dla mnie bratem, którego nigdy nie miałem.
Lekarze wyjaśnili, że Missi jest w trzecim miesiącu ciąży i jeśli chce się poddać aborcji, musi zaczekać, aż minie grypa. Wiedziałem, że przez cały czas trwania naszego związku zdeformowałem jej osobowość, by dopasować ją do mojej. Teraz zdałem sobie sprawę, że zdeformowałem także jej dała
Następnej nocy siedziałem w studiu sam i przesłuchiwałem pierwsze miksy utworu „Tourniąuet", zainspirowanego przez jeden z moich apokaliptycznych koszmarów. Wydawało mi się, że słucham go po to, by stwierdzić czy trzeba w nim coś poprawić, ale tak naprawdę szukałem w tej piosence siebie. Szukałem jakiejś wskazówki, odpowiedzi, rozwiązania moich problemów, sposobu wyjścia z matni, jaką stało się moje życie i kariera. Słuchałem jej wciąż od nowa, aż wreszcie straciłem rozeznanie, czy piosenka jest dobra czy zła, a nawet czy to mój utwór, czy cudzy. Oszołomiony, podniosłem mikrofon podłączony do komputera i czując, że za chwilę stracę przytomność, mocno i powoli zacząłem stukać ręką w stół, jakby nadając telegraficznie sygnał S.O.S. Wyszeptałem do mikrofonu słowa: .To jest... chwila... mojej... największej... słabości.” Szarpnąłem przełącznik tak, że słowa zostały nagrane w nieczytelny sposób i dodałem to na początek utworu - krzyk rozpaczy, który tylko ja sam byłem w stanic usłyszeć
Opadłem na obrotowe krzesło i próbowałem uspokoić myśli. Słowa wydobyły się z jakiegoś miejsca wewnątrz mnie, tak różowego i wrażliwego jak główka noworodka. Zastanawiałem się, czy to spodlałe, zdemoralizowane, upadłe monstrum, jakim się stałem, umiera (albo zostaje zabite), by zrobić miejsce, tak jak to przewidział ponad rok temu Anton La Vey, czemuś nowemu, pewnemu siebie, uczudowemu, czemuś strasznemu, pięknemu i silnemu, co nazywa się Antychryst Superstar - zbawiciel świata, któremu nikt nie pozwoliłby się narodzić. Ani ja ani nikt wokół mnie nie zdawał sobie sprawy; że ten sam czynnik, który doprowadził mnie do utraty człowieczeństwa, próbował teraz zabić Antychrysta już w zarodku: zdrada. Słowo, które zaczynało zgrzytać w moim mózgu jak zardzewiałe ostrze, ilekroć działo się coś złego. Od moich dziadków do Chada, od nauczycieli z Christian school do moich pierwszych dziewczyn - nikt nie wypełnia! swej roli, jaką grał przed społeczeństwem. Tracili całe lata na zachowanie pozorów, które sami dla siebie stworzyli. Jedynie prywatnie stawali się demonami, hipokrytami i grzesznikami jakimi byli w rzeczywistości i biada każdemu, kto ich na tym nakrył, ponieważ jedyną rzeczą gorszą od kłamstwa, jest kłamstwo, które wyjdzie na jaw. Myślałem, że nauczyłem się chronić przed zdradą, nie ufając i nic wierząc nikomu, ale w nadchodzących tygodniach czekało mnie ryle zdrady w rak krótkim czasie, że trudno było to sobie nawet wyobrazić. Każda z nich wbijała kołek coraz głębiej i głębiej w moje serce.
Zaczęło się od próby zaradzenia sytuacji w jakiej się znaleźliśmy Zwołałem zebranie zespołu z Trentem i Johnem Malmem, na którym omawialiśmy, co zrobić, by uratować album i nas samych. W końcu zgodziliśmy się, że potrzebujemy innego producenta niż Davc. Trent próbował nam to powiedzieć już od miesiąca. Potrzebowaliśmy kogoś, kto zmobilizuje nas do pracy, a Dave dał się wciągnąć w nasz autodestrukcyjny letarg. Tak jak wszyscy inni, chciał nareszcie skończyć ten album, ale nie miał zamiaru zrezygnować w tym celu z gier wideo, ani z oglądania meczów hokejowych w telewizji. Zadecydowaliśmy, że następnego dnia spotkamy się z Davem i go zwolnimy.
Ale następnego dnia, kiedy pojawiłem się w studiu, okazało się że jestem z Davem sam. Nikt inny nie przyszedł. Przyzwyczaiłem się już do odgrywania roli postrachu rodziców i chrześcijan, ale nie muzyków, których szanowałem, zwłaszcza gdy nie ja ich zatrudniałem. Spotkanie, które odbyło się w pomieszczeniu biurowym studia, poszło tak źle, jak się tego spodziewałem i skończyło się tym, że Dave wypadł z pokoju ze słowami „To mnie nie dziwi - wszyscy w tym biznesie tak postępują.” Zostawiono mnie samego, żebym zrobił z siebie dupka, no i zrobiłem.
Przez kilka następnych dni nie pojawiłem się w studiu, oddając się najgorszym szaleństwom, przy których bladły wszystkie moje nowoorle-ańskic wyczyny Eksperymentowałem ze wszystkimi nieznanymi mi dotychczas narkotykami, wbijałem sobie igły pod paznokcie, żeby poznać mój próg wytrzymałości na ból, ponieważ próg emocjonalny już dawno został przekroczony. Czas kiedy Twiggy i ja nie musieliśmy nawet mówić, żeby porozumieć się przy pisaniu piosenek, wydawał się taki odległy To była nasza najlepsza muzyka, próbowałem sobie przypomnieć jak brzmiała i co się z nią stało.
W krótkiej chwili trzeźwości, musiało to być w pierwszych pięciu minutach od wstania z łóżka, zadzwoniłem do Twiggyłego żeby go o to zapytać i umówiliśmy się, że następnego dnia popracujemy razem w studiu. Kiedy przybyłem tam następnego rana, zastałem wkurzonego Twig-gyłego, stojącego przed wejściem.
„Co się stało, człowieku?” - zacząłem.
Trudna Droga z Pieklą