Pięć minut później była już w przedszkolu.
Przedszkole mocno ucierpiało podczas bitwy. ||| oddzielająca je od sklepu z narzędziami, została wysadzn i Teraz ziejącą dziurą zasłonięto płachtami folii, którą |||p było niemal codziennie kleić taśmą. Ten widok pzypo^|M| jak niewiele brakowało do katastrofy. Wataha kojo^ znalazła się w tym właśnie pomieszczeniu i wzięła dzi jako zakładników, podczas gdy Drakę Merwin aż |||| z dumy.
Brat Mary, John, czekał już na nią w przedszkolu.
- Cześć, Mary - powiedział. - Nie powinnaś tu || Powinnaś spać.
John pracował na porannej zmianie, od piątej rano 1 południa, zaczynał przed śniadaniem, a kończył przed S dem. Mary powinna go zmienić w porze obiadowej i pracować ciurkiem aż do dziesiątej wieczorem. Obiad, kolacja i spanie plus godzina przed końcem pracy na opracowanie harmono-gramów i sprzątanie. Potem wracała do domu i oglądała filmy na DVD, trenując na ruchomej bieżni w piwnicy. Taki miala plan dnia. Osiem godzin snu i parę godzin wolnego czasu rano.
Ale tak naprawdę często spędzała dwie czy trzy godziny na nocnych ćwiczeniach. Próbując zrzucić tych kilka ostatnich kilogramów. Na bieżni, w piwnicy, by Astrid nie mogła jej usłyszeć i pytać, po co to robi.
Na ogół spożywała w ciągu dnia mniej niż siedemset kalorii. W szczególnie udanym dniu - nawet tylko połowę tego.
Uściskała Johna.
- Co słychać, braciszku? Jaki kryzys dzisiaj mamy?
John miał listę. Odczytał ją ze swojego notesu ze
zdjęciem drużyny Warriors.
| Pedrowi rusza się ząb. Miał też w nocy drobny wypadek. Zosia mówi, że Julia ją uderzyła, więc się kłócą
i nie chcą się razem bawić. Myślę, że Collin może mieć gorączkę... W każdym razie jest, no wiesz, marudny. Złapałem Brandy, kiedy rano próbowała uciec. Chciała poszukać mamy.
Lista ciągnęła się, a w tym czasie przybiegały dzieci, by uściskać Mary, dostać całusa, usłyszeć pochwałę na temat swojej fryzury i zachęcające słowa: „dobra robota” po tyra, jak umyły zęby.
Mary skinęła głową. Lista brzmiała podobnie, jak co dzień.
Do środka wszedł chłopak, imieniem Francis i przepchnął się niegrzecznie obok Mary. Potem zdał sobie sprawę, kogo właśnie potrącił, odwrócił się do niej i krzywiąc twarz, powiedział:
- Dobra, jestem.
- Pierwszy raz? - spytała.
- Co, mam przeprosić? Nie jestem niańką.
Także ta scena powtarzała się codziennie, odkąd w Per-dido Beach nastał pokój.
- Posłuchaj, kolego - powiedziała Mary. - Wiem, że nie chcesz tu być, i nic mnie to nie obchodzi. Nikt nie chce tu być, ale tymi malcami trzeba się opiekować. Więc sobie daruj.
- Dlaczego ty się nimi nie zajmujesz? Przynajmniej jesteś dziewczyną.
- Ja nie jestem - zauważył John.
- Widzisz tę tablicę? - spytała Mary. - Tam są listy, po jednej dla każdego pomocnika. Wybierz sobie którąś z nich. Tam jest napisane, co masz robić. Wszystko to, co na liście. I masz to robić z uśmiechem.
Francis pomaszerował do tablicy i zaczął czytać.
- Założę się o ciastko, że nie wybierze przewijania - powiedział John.
- Nie zakładam się i odparła Mary. - Poza tym nie mamy ciastek.
43