tycznej, słowo „Francuz” lśniło od królewskiego słońca, i Francuzi byli królami miłości, książętami błyskotliwości, kardynałami lekkomyślności. Wszystko, co Rosji się nie udawało, dopisywała do dorobku Francuzom. Stworzyła im biografię orgii, piszczałek i pastorałek, mdlała z zachwytu nad dekoltami z geometrycznie nieskazitelnymi krągłościami piersi bez pryszczy i nad huśtawkami, zapowiadającymi swobodne zabawy.
Kochała bez różnicy: jakobinów i rojalistów, francuskie powieści i francuską modę, na pamięć znała francuską historię. Kochała Napoleona, który chciał przerżnąć ją na wylot i po cichu marzyła, by mu się oddać jak ostatnia kurwa, wszystko jedno, gdzie i kiedy, nawet pod Borodino. Podpaliła Moskwę, by południowemu kochankowi było cieplej, ale nie zrozumiał, schwycił trójgraniasty kapelusz i uciekł. Potknęła się tylko raz, na Dantesie, ale i tak po babsku wybaczyła. Kochała markiza de Custine, który posłał ją na chuj, i Picassa, który w swoim długim życiu nie znalazł chwili, by wpaść do Moskwy, kochała Paryż jako bezkresny Luwr i jako kawiarnię świata.
Gdyby zebrać, ile razy usta rosyjskie wymówiły słowo „Paryż”, to czas wypowiedzi będzie się równał setkom rosyjskich żywotów. Rosja jeździła opalać się do Nicei, leczyć na gruźlicę do Menton, oddychać powietrzem oceanu do Biarritz, uczyć się architektury do zamków nad Loarą. Miała jedną serdeczną przyjaciółkę - Paulinę Viardot. „Vive la France!” - krzyczał dźwięcznie młody lokaj Jasza.
Właśnie Francja, a nie żaden Karol Marks, zaraziła Rosję socjalizmem, zbiła z tropu Komuną Paryską, a później w pół drogi do szczęśliwej przyszłości - czegoś porzuciła. Rosja pojechała na emigrację do Francji, jak do siebie do domu. ale tu po raz pierwszy przeliczyła się.
Nawet w radzieckiej roli Rosja pchała się tam z inercji. Nic wypuszczano, więc zabrała się za tłumaczenia, poszła z francuskimi wykrojami do prywatnych, pokątnych krawcowych. Przeniosła wierność do francuskiej mody przez całą władzę radziecką i przetłumaczyła wszystkich; w każdym coś znała /Iii Kochała Edith Piaf, Yves Montanda. czarne swetry paryskie. kelnerów z restauracji, francuską partię komunistyczną /n lo, że była francuska, ostrygi, zupę cebulową, klomby Piliku Luksemburskiego, Moulin Rouge, Wersal, egzystencja-It/m, kawę z mlekiem, impresjonizm, madame de Stael, Bri-gliie Bardot, szampana, porcelanę, Celine’a, Prousta, Moliera, dzielnicę le Marais, dekonstrukcjonizm, wieżę Eiffla, Mnupassanta i Rabelais'go. Francuskimi perfumami spryskali wszystkie swoje pachy.
Nil pierwszy rzut oka zawsze wydawało się, że Rosja na-tliulujc Francję, nosząc po niej stare ubrania. W rzeczywisto-■I Rosja wymyśliła Francję, by nie zwariować. Siła miłości •lo Francji równa była niepoczytalności rosyjskiego życia. Rosja zrobiła z siebie gąbkę, aby wessać Francję całą i do końcu, z całego serca. Rosja rozumiała Flauberta lepiej od I inncuzów, płakała od tego rozumienia. Obrażała się - mi-lo<0 nic była odwzajemniana; buntowała się przeciw swojej miłości, zadręczała się, zarzekała się mówienia po francusku, MlO śmiała się z siebie, wyszydzała swoją wymowę, nie l,"ln pil nocach, przypominała Francji jej małostkowość, l"l|>*lwo, lecz mimo wszystko kochała bezgranicznie, wierni*, |uk nigdy.
Nic / lego nic zostało, prócz radia „Nostalgie".
'Wpadnięcie Francji z krajobrazu rosyjskiego odbyło się 11,1 ńtnlcl oczach. Paryż nie zblakł - on po prostu zniknął. "Ultły po nim turystyczne foldery. Miłość nie przeszła na " " liinjo. Ameryka się nie liczy. Rosja oduczyła się kochać.
1 Mwfńulłn nil, do siebie i zaczęła sama siebie pieścić jak sta-
Inii M# miejsce lustra powiesiła Głazunowa i Szyłowa,
1a / vlil no cały regulator Wysockiego.
1 ńitiul/uj się, ojczyzno. To też robota.
fwylii'
11 v lin pieprzyła się całym ciałem, z zaparciem, burzliwie,
1 k li’, |ak gdyby zęby myła, lecz było coś mechanicznego
i.....<•' ulwiiniu jej francuskich cycków. Wyznała mi w po-
57