du...Wiesz, co bym chciała? Kiedy znowu staniesz przed lustrem chciałabym, żebyś mogła zobaczyć to, co ja widzę.
Wzbudziłam jej zainteresowanie.
— A co widzisz?
Powiedziałam jej prawdę.
— Widzę dziewczynę, która jest piękna — i w środku, i na zo wnątrz.
Powiedziała:
— Och, przecież jesteś moją matką — i wyszła z pokoju. Chwilę później zobaczyłam, że robi pozy przed dużym lustrem
na korytarzu. Trzymała ręce na biodrach i naprawdę uśmiecha ła się do swojego odbicia.
Pamiętacie, jak wspominałem o negatywnym stosunku mojeg( syna do szkoły? Dzień po naszych zajęciach zszedł rano na śnią danie w złym nastroju, jak zwykle. Kręcił się po kuchni i narze kał, że żyje w wiecznym stresie. Czekały go dwa poważne testy — z hiszpańskiego i z geometrii — i to jednego dnia.
Już miałem powiedzieć to, co zawsze mówię w takiej sytuacji:
— Gdybyś pracował i uczył się tak, jak należy, to nie musiał byś się martwić sprawdzianami.
Jednak żona szturchnęła mnie i rzuciła wymowne spojrzenie, więc przypomniałem sobie o fantazjowaniu. Powiedziałem:
— Czy nie byłoby wspaniale, gdyby nagle podali w radiu ko munikat: „Dzisiaj śnieżyca! Nadciąga silna burza. Wszystkie szkoły zamknięte!”
To go zaskoczyło. Nawet się uśmiechnął. Więc kułem żelazo dalej:
— Wiesz co? Najlepiej by było, gdyby każdego dnia, kiedy przy pada sprawdzian, nadciągała śnieżyca.
Roześmiał się półgębkiem i odparł:
— Tak... Chciałbym!
Kiedy wychodził do szkoły, był już w lepszym humorze.
I Im / względu na to, co mówię Amy, nie mogę do niej dotrzeć, i llurslam, że bardzo niesprawiedliwie ocenia Carol, że nie daje |i | misy, że Carol bardzo się stara, aby się z nią zaprzyjaźnić.
u i m więcej mówię, tym bardziej ona próbuje udowodnić, że nie ni mi racji.
I ii il u ze, że w zeszłym tygodniu byłem na zajęciach, bo w ostat-ni | iiibotę Amy znowu zaczęła swoją śpiewkę:
Nie cierpię być u ciebie. Carol ciągle się kręci w pobliżu. Mu-i ilr i się z nią żenić?
Nic mogłem stawić temu czoła i jednocześnie prowadzić, więc Hmi kowalem samochód i zgasiłem silnik. Myślałem tylko: Nie ileiwrwuj się. Nie sprzeczaj się z nią. Nie próbuj nawet z nią
• h/ .U litować. Tym razem tylko słuchaj. Pozwól jej wszystko
• I cifie wyrzucić. Powiedziałem więc:
No dobrze, Amy, widzę, że dręczą cię różne uczucia. Czy jest
• nsJeszcze?
Nie chcesz słuchać, co mam do powiedzenia. Nigdy nie słu-, Imsz — odparła.
Teraz słucham. Ponieważ słyszę, że jesteś bardzo rozgnie-«.mu i nieszczęśliwa.
No i zaczęło się. Popłynął potok narzekań.
Ona nie jest taka słodka, jak myślisz... Ona tylko tak się /ci ywa... Tylko tyją obchodzisz... Ona tylko udaje, że mnie lubi.
Ani razu nie wziąłem Carol w obronę i nie próbowałem przełomy wać Amy, że nie ma racji. Powtarzałem tylko „och", „mhm” i .luchałem.
W końcu westchnęła i powiedziała:
Eee tam, jaki to ma sens?
(Wezwałem się:
To ma sens. Muszę wiedzieć, co czujesz, bo to dla mnie ważne. Spojrzała na mnie i zauważyłem, że ma łzy w oczach.
Wiesz co? — powiedziałem. — Musimy się postarać, żeby npędzać w weekendy więcej czasu we dwoje — tylko ty i ja.
ś
41