9dM|npiK
9dM|npiK
FVm4i|i
l;i. Uciekł i nigdy jv*.^ nie u&iudl na ulicy. Zaczął produko i sprzedawać narkotyki.
Mnie to ominęło. Mogłem pracować, cztwcin grać. Z Jim. graliśmy raz na dwa tygodnie. Nic szło wyżyć z tego.
Zacząłem sam robić kompot. Powyrzucałem wszystkich I dzi 7. domu. Nie mogłem znieść tego, że ona ciągle wychodi by załatwić towar. Teraz ja potrzebowałem i ona miała. By wtedy spokojna i .siedziała w domu. Były awantury.
Znowu się zaczęło. Byłem non stop przywalony do nu. simam wszystkim, co tylko nawinęło mi się pod rękę. Miewa
Nieważne, czy czy był t0 speed‘,ra był to speed, trawa czy towar.
Pomimo stałego grzania miałem wrażenie, że żyję normalnie.
42
czy towar. Prochów nie br, łom. Pomimo stałego gr, niti miałem wrażenie, że ż) normalnie. że działam, por sz::m się, organizuje róż sprawy, coś trzymam w r ku. W jakiś nienormałn sposób byłem samodzicln; Miałem wtedy bardzo dużo energii. /. narkotyków i z nemów Przestawałem w cokolwiek wierzyć. Obracałem się w córa węższym kręgu znajomych. Miałem przyjnetół. ale było ich j'.;ż bardzo niewielu. Wszystko kręciło się wokół ćpania W tyci dniach było między mną a żoną wielkiego porozumienia ale była jakaś tolerancja. Czuliśmy, że są sprawy, która nas łącza, pewnie to dziecko, a może i to. ze razem mieszkamy. Nie chcieliśmy czynić sobie więcej krzywdy, żyć w większym bag me. Dzisiaj myślę, że to nie była tolerancja tylko obojętność. Mieszkaliśmy razem ze sobą i musieliśmy jakoś koegzystować, jednak nic było między nami nic, co by nas łączyło. Nawet ta ciąża i przyszłe dziecko utopione zostały w narkotykach. Byliśmy dla siebie wulgarni i agresywni, jeśli brakowało towaru, i obojętni po jego zażyciu. Musieliśmy istnieć kolo siebie, ale chyba oboje pozbyliśmy się już zliczeń.
W grzaniu, w zabieganiu ixl puknięcia do puknięcia, w nerwówie i niepokoju, w braku jakiejkolwiek więzi ze sobą, dotarliśmy do narodzin syna Spodziewaliśmy się, że m będzie
hę później. Któregoś dniu, zostawiwszy w domu część toin na potrzeby własne i żony, pojechałem sprzedać resztę, ni umówiony byłem z kumplem na granie chcieliśmy hę zarobić. Wróciłem do domu około dwudziestej drugiej nikogo nic zastałem. Chwilę później przyszedł sąsiad. Zbić ni się właśnie, żeby dzwonić do teściów z pytaniem, czy tiuli nic ma. Sąsiad uświadomił mnie jednak, że zawiózł ją porodówkę. Pojechałem tam zaraz i dowiedziałem się, że /czc nic urodziła, zc lada moment... Czekałem parę godzin / rezultatu i w końcu pojechałem do domu. Musiałem przylać.
rodziła. Cale dnie byłem wtedy sam. Nie mogłem zoba-• ć dziecka. Syn urodził się r.a głodzie. Wtedy nie wiedziałem N/cze c tym. Nie rozumiałem, dlaczego nic mogę go zoha-*yć Iza podała mi kartkę przez „pigułę”, że to chłopczyk, że uh y. że wszystko w porządku. Sama czuła s ę bardzo kiepsko-t. i na skręcie. Nic bardzo miałem możliwość podrzucić jej coli i wiek, a też. nie bardzo chciałem.
Wychodziła po pięciu dniach. Miałem po nią wyjechać. Sta-n.ł'.'an pod szpitalem i patrzę, że wychodzi sama. bez dziecka. Pyłem bardzo zdziwiony i zaniepokojony. Powiedziała, żesyn .■borował iu zapalenie płuc i zabrali go do szpitala na Litewską. Ale wszystko będzie dobrze.
Dziecko na głodzie wygląda strasznie. Leży taki bezbronny człowieczek w inkubatorze. Przejmującym płaczem wy-1 iż i ból. Taka biedna, mała, cierpiąca istota. Nie możesz nic na to poradzić. Czujesz potworne poczucie winy i niemoc. Pamiętam, ze chciałem powiedzieć wtedy na Litewskiej, żc d/ieckojest nn głodzie. Lekarze nie wiedzieli tego i podejrzc-wY.li zapalenie płuc. Ona zmuszała innie do milczenia. Uległem tym namowom, chociaż z poczuciem winy.
Wróciliśmy dc domu. Po zobaczeniu dzieciaka w inkuba-•' rze rozjechałem się. W biegu przestałem ćpać Balem się. Nawet specjalnie nie odczuwałem głodu. Dziwne to było. Cho ■ /iłem codziennie do szpitala i w końcu po miesiącu mogłem zabrać mojego syna. Jakoś doszedł do siebie. Musieliśmy go I . urić butelką, bo ona przez miesiąc straciła pokarm. Znowu
43