504 ZAWAŁ SERCA
Nocami, w trzecim tygodniu, kiedy mi już pozwolono wstawać, wymykałem się często do dyżurki pielęgniarek. Nad wielkim stołem w ośmiu małych ekranach biły świetlnym zygzakiem serca. Wszyscy chorzy na reanimacji mają serca podłączone do tych ekraników. Mógłbym, gdyby mnie nie wypędzano, wpatrywać się godzinami w te bijące serca. Każde serce biło inaczej, zygzaki świetlnych linii rysowały zęby spiczaste lub rozwarte, szły drobnym, szybkim ściegiem maszyny do szycia albo zamaszystymi krechami pióra. Ale wszystkie serca pulsowały. Byłem zafascynowany tym świetlnym pulsem. Podglądałem nocą cudze serca. W tym doświadczeniu było coś niepokojąco erotycznego. Puls serca w tych szpitalnych nocach wydawał się^pulsem seksu.
6
Szpital jest zawsze miejscem osobnym i czasem osobnym, ale na reanimacji, w tygodniach unieruchomienia, i czas, i miejsce jest jeszcze bardziej osobiste. Sartre pisał o Faulknerze, że'postacie i wydarzenia uciekają u niego od razu w przeszłość jak pejzaż i szosa oglądane przez tylną szybę samochodu. Od razu są w czasie przeszłym. Zanim są, już były.
W życiu zdrowym stoimy w miejscu jak na ruchomych schodach, ciągle w tym samym miejscu, tylko naokoło nas wszystko się niemal niepostrzeżenie przesuwa w to, co było. Starzeją się inni, my starzejemy się tylko w lustrze, w oczach innych. W życiu zdrowym czas jest ciągły, jakby na zewnątrz, na zegarku, na kalendarzu, nie w nas samych. Przeszłe jest wczoraj, przyszłe jest jutro, ale wczoraj i jutro są w paśmie tego samego czasu. Zawał ma nie tylko swoją godzinę nocy albo dnia. Zawał jest cięciem w czasie, prze--cięciem. Wszystko jest przedzielone na do-zawału; i po-zawale.
W tygodniach unieruchomienia obecne jest tylko do--zawału; cięcie jest wtedy percepowane z wyjątkową ostrością. Unieruchomienie jest właśnie tym miejscem i czasem osobnym i dla samego siebie pustym, w którym przyszłe, czyli po-zawale, jest rozpaczliwym i niemal maniakalnym fan-tazmem o powtórzeniu do-zawału. Ciągłość czasu i jego następstwa zostają naruszone albo nawet całkowicie zniszczone. W bardziej wyszukanych i technicznych terminach diach-ronia wydarzeń zostaje przełamana: do-zawału jest w synchronicznej pamięci i cala przyszłość jest jej projekcją. Jak u Becketta w Radosnych dniach i może jeszcze wyraziściej w Kołysance. Doznanie czasu jest niszczeniem w czasie i stąd analogie dramatyczne doświadczenia zawałowego. Czas szpitalny wypełniony jest nudą jak niemal wszystko, co dzieje się na scenie u Czechowa. Prawdziwy dramat rozegrał się w antraktach, na scenie mówią tylko o tym, co było — jak chorzy w szpitalnych łóżkach — nawet jeśli o tym, co było, mówią w czasie przyszłym. Ale wszystkie te analogie są tylko częściowo pomocne do opisu przeżycia w doświadczeniu po-zawalowym. Ważna jest jednak w tych analogiach drama-tyzacja czasu teatralnego.
Ostatni utwór, ostatnie dzieło, malarskie czy muzyczne, odczytywane jest jednocześnie w dwóch różnych układach: w zwykłym przewodzie następstw, w chronologii bio-bibliografii, i w fenomenologii końca, ostatniego utworu przed śmiercią jego autora. Utwór ostatni nie był zamierzony jako ostatni, choć czasem jak w Barthesa Camera Lucida wydaje się, że świadomość zbliżającej się śmierci towarzyszyła pisaniu. W tej fenomenologii końca utwór ostatni śmierć zamienia w testament. Tak prawdopodobnie najfałszywiej odczytywana była Burza Szekspira. Ale właśnie tak w doświadczeniu zawałowym ostatnie wydarzenia sprzed prze-cięcia czasu — pejzaże i ludzie — powinowactwa z przypadku stają się powinowactwami z wyboru. Przypadek staje się losem; tak jak „los” rozumiał Hegel. Spoty-