508 ZAWAŁ SERCA
Kiedy doszedłem do śmierci Albertyny, odłożyłem Prousta i czytałem Tristana i Izoldę. Król Marek wysłał wiernego Tristana za morze, aby mu przywiózł na żonę Izoldę. Na barce Tristan i Izolda spali na jednym łożu przedzieleni mieczem. Aż pewnego wieczoru, kiedy zbliżała się burza, Brangiena, służebna Izoldy, podała im w złotych kubkach miłosny napój przeznaczony dla ślubnych małżonków. Tej nocy Tristan i Izolda przestąpili miecz i spali ze sobą jak mąż i żona. Izolda potem poślubiła króla Marka i Tristan został wygnany. Ale być może prawdziwa historia Tristana i Izoldy była inna. W łożu na barce położyli między sobą miecz, ale już pierwszej nocy spali ze sobą jak nieślubny mąż z nieślubną żoną. Kiedy zbliżał się brze^, ma którym król Marek czekał na mu przyrzeczoną, Tristan i Izolda zdali sobie sprawę, co uczynili. Zdjął ich wstyd i zażądali od Brangieny, aby podała im napój wiecznej miłości. Z wiarołomnej pary stali się kochankami tragicznymi i przeszli do legendy. Nie mieli innego wyboru. Przeszli wspólnie przez zawał.
„Moje serce, serce fizyczne, jest przedmiotem lekarskich dociekań...” — pisał Broniewski w najbardziej może osobistym ze swoich lirycznych wierszy „Moje serce, serce bolesne — / przedmiotem jest niepokoju / o jedną osobę jest mi za mało w pustym pokoju”. Na biegnących w górę i w dół liniach EKG jest aż do śmierci znak rany w sercu. Nawet kiedy się zabliźni. Ale jest jeszcze inna pamięć serca i inne jego blizny. Zawał uaktywnia tę pamięć. Ale chyba nie tylko zawał. Każde otarcie się o śmierć.
Dawid, mój młody przyjaciel, syn moich przyjaciół i kolega szkolny mego syna, pisał do mnie ze szpitala w Jerozolimie, gdzie leżał czekając na operację usunięcia nowotworu: „wczoraj w nocy dowiedziałem się, że się rozchorowałeś. Jak zapewne wiesz, jestem sam w położeniu, które pozwala mi wczuć się w twój stan, chociaż nikt nigdy nie może wiedzieć dokładnie, co to znaczy dla drugiej osoby być zagrożonym śmiercią. Ciągle bardzo mi trudno nazwać to, co czuję. Wiem, że ludzie myślą, że ktoś w takim wypadku jak mój musi być przejęty śmiercią, lękiem przed bólami i umieraniem, ale ja nie jestem. Jestem raczej w jakiś wyjątkowy sposób i niesłychanie intensywny przejęty życiem, zarówno w sensie abstrakcyjnym jak i konkretnym. Być może i ty czujesz podobnie, zwłaszcza że twoja choroba przyszła w czasie, kiedy to, co robisz, jest coraz ważniejsze. Nie wiem, co jeszcze mogę ci powiedzieć...”
Dawid zawsze żył intensywnie. „I zakochany o śmiertelnej twarzy...” „I zakochany w twej śmiertelnej twarzy...” Dopiero te dwa zdania złączone ze sobą: tekst odwrócony i tekst autentyczny, ukazują powszechne doświadczenie. Śmierć nie chroni od miłości ani miłość od śmierci. Nie ma Albertyny, która jest. Jest tylko umieranie w miłości i umieranie własne. Tak odczytywałem Prousta w szpitalu w Międzylesiu.
7
„Niech pan uważa, bo się stłucze” — powiedziała Teresa, którą nazywałem jasnowidzącą, bo pracowała na rentgenologii. „Ma pan w środku farfurkę”. Nawet nie trzeba mi było tego mówić. Czułem się, jakby to w środku było ze szkła. Zwłaszcza kiedy mnie po dwóch tygodniach „uruchomiono”. Jest to niemal rytuał. Inni chorzy patrzą się z łóżek. Lekarz prowadzi cię pod rękę, potem puszcza samego. Bardzo daleko jest od łóżka do okna. To w środku bije. Rękę masz obwiązaną. Lekarz cały czas mierzy ciśnienie.
Pierwszego dnia dostałem „nitki”. U każdego leżą na szafce przy łóżku. „Nitki” — to maleńka fiolka z dwudziestoma pastylkami nitrogliceryny. Kiedy chwyta ból, pastylkę kładziesz szybko pod język, naczynia się rozszerzają, strach