Tradycja egzystencjalizmu nawołuje do odpowiedzialnej rozpaczy. Proponuje zachowanie integralnej osobowości nawet w warunkach absurdalnych, nie do zniesienia. Natomiast u nas „znajomość życia" oznacza ratowanie siebie na wszelkie możliwe sposoby, byleby się wywinąć. Właśnie dlatego wymyślono wspaniate specpowiedzonko: „nie oszwabisz - nie przeżyjesz". Oczywiście, niektórzy subtelni działacze natychmiast się marszczą i zaczynają powiedzonko wymazywać. To jest również narodowa filozofia. Należy przeżyć wedle kodu. którego się nie rozgłasza. Nie przecinać wrzodu, a przysłonić go włosami. Powiedzonko do wiadomości służbowej. A mimo wszystko, kogo zgodnie z powiedzonkiem należy „oszwabić"? Adresata jakoś dziwnie nie wskazano. Wszyscy jesteśmy adresatami. Sytuacja pogranicza okazuje się być sytuacją wszechzezwolenia. „Znajomość życia" nie jest sztuką życia, lecz przeżycia.
Czy sztuce przeżycia potrzebne są dobre maniery? Zabawne pytanie. Jeśli mi się wiedzie, jestem sławny, biją mi brawo, mam dwa samochody albo, nie daj Bóg, własny samolot - to czy wiem, czym jest życie? Nie. To nie jest życie. To jakaś chałtura. Nawet więcej - wkurzająca chałtura. Im więcej fartu, tym mniej życia. Fart w ogóle jest w Rosji przekleństwem. Fartu się nie omawia, a osądza. On jest sprzeczny z etyką rodzimego życia. Po co więc marzyć o „szerokiej drodze"? Po licho tu wpuszczać poezję? Jakaś głęboka niezgodność Rosjanin jest przekonany, że dobre rzeczy są krótkotrwałe Tak uczy nas historia. Jesteśmy do tego stopnia zmordowani życiem, że na powodzenie innych patrzymy ze wstrętem. Chce nam się owo powodzenie zniesławić, wypowiedzieć mu wojnę. Jeśli to wszystko przyjmujemy jako coś należnego, to zamiast drogi mamy usankcjonowane uczucie złości i zawiści, uprawomocnioną wredną satysfakcję, gdy sąsiadowi coś się nie udało, nie powiodło. A to jest już istotny zapas uczuć Swego rodzaju natchnienie. Jednak najważniejsze jest to, żc filozofia „znajomości życia” i „czarnej godziny” znajduje swoje uzasadnienie w kodeksie moralnym religii. w chrześcijaństwie. Jest to bardzo wygodne.
Gdy cały kraj nastawiony jest na czarną godzinę, trzeba ukrywać inny stosunek do życia. Przyczaić się. Udawać, że żyje się z pensji. I na pokaz - jęczeć. Szczęśliwych w Rosji lubią jedynie w piosenkach i po śmierci. Stąd - znam życie, jeśli chłepczę dużo goryczy. Albo udaję. Wówczas w sensie dosłownym jestem nieszczęśliwym bohaterem. Najlepiej bez gaci i podkoszulka. Wtedy mnie lubią. Za życia. Natychmiast. Jak przeżyłem - nikt nie pyta. Żaden urząd podatkowy. Przeżyłeś - zuch jesteś. Życie jest żywiołem bezwzględnym, ponurym. Trzeba się z tym liczyć. Krok w lewo. krok w prawo - i nie znasz już życia. Królowa angielska w ogóle nie zna życia.
Chińczycy zajmują medalowe miejsca, wchodzą na wszystkie światowe rynki, a my nic nie umiemy. My tylko siebie sprzedajemy - od ropy naftowej do prostytutek.
Ustawiamy prostytutki w szeregu i nie mamy pojęcia, którą zabrać, którą wyjebać, a którą zostawić.
- Saszka, chodź tu, nie mogę się połapać, którą bierzemy?
A one stoją jak żołnierze. W szeregu. W przejściu.
I.'-. Kurwy.
Nie chcę, by Rosjanie stali się bogaci.
Ir- - Chce mi się komuś dołożyć - przyznałem się Szaremu. - No to trzepnij mnie - nastawił się Szary.
■ Czas leci, a ja nie spotkałem ani jednego Rosjanina, który potrafiłby siedzieć na wygodnej kanapie. Nogi rozkraczy, wciśnic głowę w ramiona i gapi się jak zadowolona sowa.
141