twem wywarło ono duży wpływ na chrześcijańskie ujęcie życia pozagrobowego.
Epikur z pasją potępiał współczesnych przywódców religijnych, którzy - usiłując powiększyć zasięg posiadanej władzy - pogłębiali lęk przed śmiercią u swoich zwolenników. Robili to za pomocą ostrzegania przed karami, które spotkają po śmierci tych, co nie będą przestrzegać określonych zasad i reguł (w następnych stuleciach religijna ikonografia średniowiecznego chrześcijaństwa zaczęła przedstawiać kary piekielne, jak w piętnastowiecznych scenach Sądu Ostatecznego Hieronima Boscha, dokładając do lęku przed śmiercią krwawy wymiar wizualny).
Jeśli jesteśmy śmiertelni i nasza dusza też umiera - obstawał Epikur - to nie mamy się czego obawiać w życiu pozagrobowym. Nie będziemy mieli ani świadomości, ani żalu za tym życiem, które utraciliśmy, nie będziemy też mieli czego się obawiać ze strony bogów. Epikur nie zaprzeczał istnieniu bogów (ten argument byłby ryzykowny, przecież Sokrates -oskarżony o herezję - został stracony niespełna sto lat wcześniej), ale utrzymywał, że bogowie niepomni ludzkiego życia mogą nam służyć tylko jako przykłady spokoju i błogości, do których powinniśmy aspirować.
Jako drugi argument Epikur wysuwał tezę, że śmierć jest dla nas niczym, ponieważ dusza jest śmiertelna i rozprasza się w chwili śmierci. A kiedy pozostaje w rozproszeniu, nic do niej nie dociera, co zaś do nas nie dociera, jest dla nas niczym. Innymi słowy, gdzie jestem ja, nie ma śmierci, a gdzie jest śmierć, nie ma mnie. Z tego powodu Epikur utrzymywał: „Dlaczego bać się śmierci, skoro nigdy nie możemy jej poczuć?”
Postawa Epikura to zupełne przeciwieństwo żartu Woo-dy'ego Allena: „Nie boję się śmierci, ja tylko nie chcę być obecny, kiedy ona przyjdzie”. Epikur mówi, że tak naprawdę nas tam nie będzie, że nie będziemy wiedzieć, kiedy się to stanie, ponieważ śmierć i Ja nigdy nie mogą zaistnieć razem. Skoro ■esteśmy martwi, to nie wiemy, że jesteśmy martwi, a wobec tego czego się tu bać?
it i Trzeci argument Epikura to stwierdzenie, że nasz stan niebytu po śmierci jest tym samym stanem, w jakim pozostawaliśmy przed narodzinami. Niezależnie od wielu dysput filozoficznych na temat tego starożytnego argumentu, ciągle ma on - jak sądzę - dużą siłę oddziaływania, dodając otuchy umierającym.
E> Spośród wielu tych, którzy przez stulecia na nowo wracali do tego argumentu, nikt nie zrobił tego piękniej niż Vladi-mir Nabokov, wielki powieściopisarz rosyjski, w autobiografii ^Pamięci, przemów”, która zaczyna się od takich wersów: „Kołyska buja się nad otchłanią, a zdrowy rozum podpowiada, że nasze istnienie jest tylko wąską szczeliną światła pomiędzy iłwiema wiecznościami ciemności. Chociaż obydwie są bliźniaczkami z jednego jaja, człowiek z reguły patrzy spokojniej w otchłań przed swoim narodzeniem niż w tę drugą, ku której zmierza (w tempie mniej więcej czterech i pół tysiąca uderzeń serca na godzinę)”.
' Dla mnie osobiście w wielu sytuacjach pocieszające okazało się myślenie, że te dwa stany niebytu - czas przed naszymi narodzinami i czas po śmierci - są identyczne oraz że mamy w sobie wiele lęku związanego z tym drugim rozlewiskiem ciemności i niezbyt przejmujemy się tym pierwszym.
^ Oto e-mail od czytelnika, który zawiera związane z tym Odczucia:
Teraz czuję się mniej lub bardziej wygodnie z myślą o zapomnieniu. Wydaje się, że to jedyny logiczny wniosek. Zawsze, od kiedy byłem małym dzieckiem, myślałem, że po śmierci człowiek zgodnie z logiką musi wrócić do stanu sprzed narodzin. Pomysły dotyczące życia pozagrobowego wydają się niespójne i pokrętne w porównaniu z prostotą tamtego wniosku. Nie mogę
75