48 Clifford Geertz
Jeśli interpretacja antropologiczna jest konstruowaniem odczytania tego, co się dzieje, to oddzielanie jej od tego, co się dzieje - od tego, co w tym czasie i miejscu mówią określeni ludzie, co robią, co się z nimi dzieje, od całego bezmiaru spraw tego świata - oznacza pozbawienie jej zastosowania i uczynienie jej pustą. Dobra interpretacja czegokolwiek - wiersza, osoby, historii, rytuału, instytucji, społeczeństwa - doprowadza nas do uchwycenia sedna tego. czego jest interpretacją. Jeśli się to jej nie udaje, lecz zamiast tego prowadzi nas gdzie indziej - do podziwiania własnej elegancji, pomysłowości jej autora czy też piękna porządku euklidesowego - to mimo iż może ona mieć wewnętrzny urok, to przecież czego innego domaga się powzięte zadanie: domaga się zrozumienia, czego dotyczy całe owo bajdurzenie na temat owiec.
Owo bajdurzenie na temat owiec - pozorowana kradzież, przekazanie ich w ramach odszkodowania i ich polityczna konfiskata - jest (czy było) w istocie dyskursem społecznym, nawet jeśli, jak to wcześniej sugerowałem, prowadzonym w wielu językach, zarówno na poziomie działań, jak i słów.
Żądając swego ’ar, Cohen powoływał się na relacje układu kupieckiego; uznając owo żądanie, szejk rzucił wyzwanie plemieniu, które dopuściło się przestępstwa; uznając swoją odpowiedzialność, „przestępcze" plemię zapłaciło odszkodowanie; pragnąc, by stało się jasne, zarówno dla szejków, jak i dla handlarzy, kto tu teraz rządzi, Francuzi ukazali swoją imperialną twardą rękę. Jak w przypadku każdego dyskursu, kod nic determinuje zachowania i to, co zostało powiedziane, nie musiało się wydarzyć. Cohen nie musiał, zważywszy na ich bezpodstawność w oczach Protektoratu, zgłaszać swoich roszczeń. Szejk mógł. z podobnych powodów, je odrzucić. Plemię, które dopuściło się przestępstwa, odrzucając nadal władzę Francuzów, mogło zdecydować, by potraktować wypad jako „rzeczywisty" i walczyć raczej, niż negocjować. Francuzi zaś, gdyby byli bardziej hub ile i mniej dur (jak to pod zwierzchnictwem marszałka Lyautcya później taktycznie się stało), mogli pozwolić Cohenowi zatrzymać owce. przymykając oko - jak moglibyśmy powiedzieć - na trwanie tradycyjnego układu handlowego i ograniczenie własnej władzy. Istnieją także inne możliwości: Marmuszowie mogliby uznać działanie Francuzów za zbyt wielki afront i sprzeciwić się; Francuzi mogli nie tylko przymknąć Cohena, lecz także utrzeć nosa szejkowi; a Cohen mógł dojść do wniosku, że prowadzenie handlu w górach Atlasu między Berberami-renegatami a żołnierzami z Beau Geste jest grą niewartą świeczki, i wycofać się w granice lepiej zarządzanej przestrzeni miejskiej. Tak też w rzeczy samej mniej więcej nieco później się stało, kiedy to Protektorat przekształcił się w coś bardziej na kształt prawdziwego zwierzchnictwa. Lecz nie idzie o to, aby opisać, co się zdarzyło czy też nic zdarzyło w Maroku. (Wychodząc od tego prostego zdarzenia, można by snuć daleko idące wywody na temat niezwykłej złożoności doświadczenia społecznego). Chodzi raczej o to, by zademonstrować, z czego składa się interpretacja antropologiczna: prześledzić krzywą dyskursu społecznego, utrwalić ją w możliwej do zbadania formie.
Etnograf „zapisuje” dyskurs społeczny, spisuje go. Czyniąc to, przekształca go z potoku wydarzeń, które istnieją jedynie w chwili, w której się wydarzają, w relację, która istnieje w zapisie i może być powtórnie rozważona. Szejk już od dawna nie żyje, zabity w procesie, jak to nazwali Francuzi, „przywracania pokoju”; przywracający pokój, „kapitan Dumari”, żyje zamknięty w święcie pamiątek na południu Francji; a Cohen przeniósł się w minionym roku. po trosze jako uchodźca, po trosze jako pielgrzym, a po trosze jako umierający patriarcha, do „domu”, do Izraela. Lecz to, co „powiedzieli”, w przyjętym przeze mnie rozszerzonym sensie tego słowa, do siebie na płaskowyżu Atlasu sześćdziesiąt lat temu. zostało - w sposób daleki od doskonałości zachowane dla dalszych badań. „Co pismo - pyta Paul Ricoeur. od którego cały ów pomysł na zapis działania został zapożyczony i nieco przekształcony - utrwala?”
„Nie zdarzenie mówienia, lecz. «powiedziane» mówienia, gdzie «po\viedziane» rozumie się jako intencjonalną cksterioryzaeję, konstytutywną dla celu wypowiedzi, dzięki której .K/jęe/f-mówić - staje się Anwuęe-wypowiedzią. Krótko mówiąc, to, co piszemy, co utrwalamy, staje się noematem [«myślą», «zawartością», «istotą» - C.G.J mowy Jest to znaczenie wydarzenia mowy. a nie wydarzenia jako wydarzenia" 11984).
Nie jest to aż tak bardzo odkrywczo „powiedziane” - jeżeli filozofowie oksfordzcy popadają w opowiastki, fenomenologowie popadają w rozwlekłe zdania; lecz przywodzi to nas, tak czy owak. do bardziej precyzyjnej odpowiedzi na napędzające nasze razważania pytanie, „Co etnograf robi?”-on pisze :. Podobnie i to może wydawać się niezbyt wstrząsającym odkryciem, a dla kogoś obeznanego / bieżącą „literaturą” - nie aż tak niewiarygodnym. Lecz skoro standardowa odpowiedź na nasze pytanie brzmi: „Obserwuje, zapisuje, analizuje” - jako ujęcie zagadnienia przez swego rodzaju veni, vidi. vici - może mieć to głębsze konsekwencje. niż się na początku wydaje, z których nie najmniej ważną jest to, że rozróżnienie owych trzech faz zdobywania wiedzy w rzeczy samej nie jest normalnie możliwe; i rzeczywiście mogą one faktycznie nie występować jako autonomiczne „działania”.
Sytuacja jest jeszcze bardziej delikatna, ponieważ, jak już zauważyłem, to, co zapisujemy (czy próbujemy zapisać), nie jest surowym dyskursem społecznym, do którego - ponieważ nie jesteśmy osobami biorącymi w nim udział, chyba ze w niewielkim stopniu i w szczególnych przypadkach - nie mamy bezpośredniego dostępu, poza niewielkim jego fragmentem, do którego zrozumienia prowadzą nas informatorzy4. Sytuacja nie jest aż lak beznadziejna, na jaką wygląda, ponieważ faktycznie nie wszyscy Kreteńczycy są kłamcami i nie trzeba wiedzieć wszystkiego, aby coś zrozumieć. Lecz sprawia to. że wizja analizy antropologicznej jako pojęciowej manipulacji faktami, logicznej rekonstrukcji rzeczywistości, wydaje się
1 Lub, i tym razem dokładniej, zapisuje". Etnografia przeważnie mieści się w książkach i artykułach, a nie w filmach, nagraniach, na wystawach muzealnych czy gdzie tam jeszcze, lecz oczywiście nawet w nich odnajdujemy fotografie, rysunki, wykresy, tabele itd. W antropologii bardzo brakuje samoświadomości na temat sposobów przedstawiania (nie mówiąc już o eksperymentowaniu z nimi).
* Pojęcie ..obserwacji uczestniczącej" jest pojęciem wartościowym o tyle. o ile wzmacnia ono odruch antropologa, by zajmować się swoimi informatorami jako osobami raczej niż obiektami Lecz. o tyle. o ile prowadzi ono antropologa do zablokowania w jego wizji bardziej szczególnej, kulturowo ujętej w nawias natury własnej roli i wyobrażenia sobie siebie jako kogoś więcej niż zainteresowanego iw obu znaczeniach tego słowa) gościa, jest ono naszym najsilniejszym źrtklłem złej wiary.