mienił się w reklamowy billboard przy drodze. Uśmiechała się na nim panna z zębami. Pod spodem widniał napis:
Ja ci kocham!
Rozwaliłem billboard kilkoma wystrzałami.
Szary stał się mną. Nigdy nie widziałem siebie w trzech wymiarach. Przestraszyłem się. Byłem zadziwiająco niepodobny do siebie z wyobrażenia, jakie o sobie miałem. Nie wiedziałem, w co celować. Przypominało to samobójstwo. Niedobrze. Wystrzeliłem trzy razy z rzędu.
Szary zmarł jako jakiś dziwny staruszek.
Choć oko wykol.
Osiągnąwszy wysoki poziom duchowości. Szary radośnie oczekiwał dnia śmierci. Niekiedy niecierpliwie zacierał zimne ręce i podpuszczał:
- Czego ociągasz się, kostucho?
Pogodnie popijając piwko. Szary siedział przy zawczasu przygotowanej dębowej trumnie, wykonanej własnoręcznie. Był mistrzem w stolarce. Już dawno zaznaczył wybrane miejsce ciężkim kamieniem przy ścianie cerkiewnej.
- Opuściwszy ciało, dusza rozbłyśnie jak słońce - mówił z zachwytem Szary. - Ze zdziwieniem będzie spozierała na swą smrodliwą ciemnicę.
Szary określał śmierć jako wzniesienie się ponad płaczli-wość i chorobliwe tułactwo do niebiańskiej ojczyzny.
- Tam się spotkamy - powiedział Szary i wskazał ręką niebo. - Tam jest lepiej, lepiej, lepiej!
- Czy to znaczy, że Rosjanin nie boi się śmierci?
- Śmierć grzesznika jest okrutna - zauważył.
Szary nie oglądał się już na ziemię. Związki rodzinne dla niego nic istniały. Był wśród tych mieszkańców nieba, dla których wszystko, co ziemskie, jest jednako drogie, bez stronniczości, o tyle, o ile potrzebna jest ich pomoc, lecz bez uzależniania od siebie. Jeden z oficerów, będąc u Szarego, zapytał, czy ma przekazać jakieś polecenie jego syberyjskim krewnym. W odpowiedzi Szary wskazał oficerowi ikony i patrząc na nie, z uśmiechem pełnym miłości powiedział:
- Oto moi krewni. A dla ziemskich krewnych jestem żywym trupem.
Jego życie było codzienną walką z wrogiem zbawienia. By pokonać wroga. Szary musiał trudzić się niezmiernie. Post był na tyle ścisły, że przez trzy lata na pustyni żywił się jedynie wywarem z gorzkich ziół. Modlitwy przez tysiące dni i nocy na kamieniach były bronią, dzięki której odnosił zwycięstwa, jednak ta broń pozostawiła na Szarym chorobliwy ślad. Nie przez przypadek któregoś wieczora wyrwało mu się, że z wrogiem walczy jak z Iwami. Szary poskramiał siebie, nie widząc możliwości życia bez zewnętrznych mąk.
- Po jakie licho dźwigasz ciężki plecak, wypchany piaskiem i kamieniami?
- Dręczę siebie dręczącego.
Słowo-wytrych rosyjskiego życia. Całe życie jest męką. Fizyczną, estetyczną, stylistyczną, każdą.
Ostatnio nasze nekrologi stają się coraz bardziej optymistyczne. To samo w przemówieniach na stypach. Sprawia to wrażenie, że o ile w czasach radzieckich chowano nieboszczyka z powagą i na długo, to teraz neoficka wiara w pozagrobowe spotkanie z nim i przekonanie o szczęśliwym zakończeniu Sądu Ostatecznego mają usunąć szok spowodowany śmiercią i nieznośny smutek rozstania.
191